środa, 26 stycznia 2022

Od Sophie do Hugona

Sophie pochyliła się i krytycznym spojrzeniem objęła wypełniającą kolbę ciecz. Rozpuszczalnik powoli odparowywał pod wyciągiem, dno naczynia niemrawo zaczynało iskrzyć pojedynczymi kryształkami. Niemal niezauważalne wykwity zbierały się w samym centrum, opadały leniwie, pojawiwszy się gdzieś w środku roztworu. A potem nic już nie opadało, tylko te charakterystyczne, wielofasetkowe kryształy rosły i rosły, w niemożliwie wolnym, trudnym do uchwycenia gołym okiem tempie. Barwa roztworu się zmieniała, uciekała z cieczy, by osiąść łagodnie w dole, dać się zamknąć w kruchej, przejrzystej bryle.
Alchemiczka poczyniła skrupulatne notatki, jej nieodłączny, zmęczony życiem zeszyt z pokorą przyjmował kolejne linijki obserwacji oraz wprawnie przedstawione schematyczne ilustracje. Kobieta przewróciła kilka stron, porównała obserwacje z poprzednim eksperymentem, zmarszczyła brwi, pokiwała głową, odpowiadając na zadane w myślach pytania. Było lepiej, kryształy rosły szybciej, były lepszej jakości. Ale to nadal nie było to, potrzebowała ulepszyć metodę i widać, że zwyczajne odparowanie, nawet z mieszaniny rozpuszczalników, nie było tym, czego szukała.
— A gdyby tak dyfuzja par? — spytała notatnika, stukając rysikiem w róg kartki. — Tylko jak by to sensownie kontrolować, hm…
Pomysł chodził jej po głowie - niepełny, nieskrystalizowany, niewykończony - swędział gdzieś z tyłu karku i czynił siedzenie na stołku niewygodnym.
— Żeby tak prężność par dobrze wybrać — dumała dalej alchemiczka. — Czy ja mam w ogóle tablice z tym?
Nie było jej dane dłużej rozważać tego problemu, bo oto ktoś zapukał do laboratorium, i po krótkim „proszę!" w drzwiach pojawił się Ignatius. Sophie nie potrzebowała wiele wyjaśnień, wiedziała już bardzo dobrze, co zwiastuje pojawienie się sekretarza w jej alchemicznym królestwie.
A więc misja.
Sophie miała nadzieję, że będzie ona należała raczej do tych, które wymagały od niej użycia wszystkiego tego, czego nauczyła się w toku swoich całkiem długich studiów. I że w jakiś sposób pomoże jej też z rozwojem jako naukowca - w końcu profesor von Hohenheim mówił, że Gildia to dobre środowisko dla naukowca i że kobieta na pewno znajdzie tu mnóstwo pomocy i inspiracji na swej naukowej drodze. Cóż, profesura sama się nie zrobi, prawda?
Toteż gdy czas spotkania z Cervanem nadszedł, Sophie dziarskim krokiem udała się w kierunku gabinetu. Zapukała oszczędnie, nacisnęła klamkę, weszła do środka.
W dobrze sobie znanym pomieszczeniu dostrzegła nieznaną twarz - mężczyzna, na oko nieco starszy od niej, ale równie złotowłosy, siedział naprzeciwko Cervana, wychylając się, by zerknąć na rozłożone na biurku papiery. Odwrócił się, słysząc zamykane drzwi. Mistrz zaś powitał Sophie, wskazał gestem mężczyznę, a ten wstał.
— Nie wiem, czy mieliście już okazję się poznać. To Hugo Rosenthal — gest w stronę alchemiczki — Sophie Egberts.
— Miło mi — kobieta wyciągnęła dłoń, obdarzyła Hugo mocnym i konkretnym uściskiem dłoni nawykłej do montowania szklanej aparatury alchemicznej. A potem oboje usiedli.
— Skontaktował się z nami pan Benedetto Di Albrisis.
— Dziekan Wydziału Biologii Uniwersytetu Soriańskiego? — Sophie uniosła brwi. Zadanie już zaczynało wyglądać obiecująco.
— We własnej osobie. Zwrócił się o pomoc w sprawie jednego ze swoich pracowników — Cervan wrócił wzrokiem do kartki. — Profesora Wolfganga Leitnera.
To nazwisko sprawiło, że tym razem to Hugo poruszył się na krześle. Cervan przeniósł na niego spojrzenie.
— To znana postać?
— Ze słyszenia, owszem. — Skinął głową.
— To ułatwi sprawę, choć następne informacje mogą być dość ciężkie. — Cervan wrócił do listu. — Di Albrisis pisze, że profesor postanowił definitywnie zakończyć swoją karierę. Ostatecznie i na zawsze. Zostawił list pożegnalny, ogołocił laboratorium i przepadł, udał się w swoją ostatnią podróż. Według listu, profesor Leitner zniszczył wszystkie swoje wyniki i badania, zabierając je z sobą na tamten świat, jednak Di Albrisis uważa, że to niemożliwe.
— Nie wiem, co musiałoby się stać, by naukowiec podniósł rękę na wyniki własnych badań — powiedziała Sophie, marszcząc brwi, zakładając nogę na nogę.
— Ciekawe, że dziekan użył tego samego sformułowania w liście — odparł Cervan. — W każdym razie - poprosił, by przedstawiciele Gildii przyjrzeli się sprawie i, jeśli to możliwe, spróbowali odszukać wyniki badań profesora. Oraz - cóż - jego szczątki, by móz zwrócić je rodzinie.
— A czy możemy przeczytać ten list? Ten pożegnalny.
— Niestety - dopiero na miejscu. Dziekan go nie przesłał, niewiele też o nim wspominał prócz tego, że jest długi i pełen wspomnień.
Sophie zwróciła się do Hugo.
— Mógłbyś mi przypomnieć, czym zajmował się profesor Leitner?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz