niedziela, 9 stycznia 2022

Od Sophie cd. Serafina

— Nie bierzesz poprawki na magię w Iferii.
— Chyba na jej brak — prychnął książę, ścigając widelcem nieszczęsnego kartofla.
— Otóż to - jej brak.
Serafin rzucił jej nieokreślone spojrzenie. Podczas ich podróży Sophie, zaciekawiona jak zwykle wszystkim i wszystkimi, wyciągnęła z księcia to i owo o jego kraju pochodzenia. Szczególnie chętnie zaś Serafin rozgadywał się o magii. Z jego opowieści wynikało, że odsetek osób zdolnych myślą zrobić coś z niczego jest w pustynnym kraju niebywale wysoki. Sophie tylko domyślała się, jak duży „szok kulturowy" musiał przejść czarnoksiężnik, podróżując przez równinną Nalesię.
— Więc ludzie zajmują się innymi rzeczami. Badają to, czego nie rozumieją, poświęcają życie temu, co ich fascynuje. Pod tym względem się nie różnimy. A że nasze pole pozbawione jest w dużej mierze magii, siłą rzeczy sprawia, że osiągnięcia gdzie indziej są większe.
Serafin popatrzył na nią pobłażliwie.
— Nie używacie magii do prowadzenia własnych badań, a przynajmniej nie w takiej ilości. Jeśli już, to ilość pracy włożonej w zgłębianie danej dziedziny może być identyczna, ale efekty? Nie sądzę.
— Jak znam życie, moje słowa cię nie przekonają, czyż nie?
— Za twoimi słowami nie stoi nic, poza przekonaniem. Bez dowodów, nie ma mowy — prychnął.
— W takim razie - od jutra będziesz miał dowody — Sophie uśmiechnęła się, upolowała kolejnego kalafiorka i umoczyła go w ostrym sosie.


Następnego dnia, tak jak zapowiadała, wstali wcześnie. Książę prychał na klimat, w którym nie dało się żyć, Sophie zaś prowadziła go dobrze znanymi sobie skrótami, które gładko doprowadziły ich na kampus. Choć jej Alma Mater znajdowała się w Sorii, Sophie z nostalgią wspominała swój krótki pobyt w Toirie, gdzie przyjechała na kilka miesięcy towarzysząc profesorowi von Hohenheimowi. Miasto miało w sobie ten specyficzny, uniwersytecki czar - charakterystyczną mieszaninę powagi i dostojeństwa ciężkiego wysiłku intelektualnego, gładko połączoną z niezbyt legalnymi, a na pewno ryzykownymi opcjami wymyślanymi zarówno przez studentów, jak i pracujących tam naukowców. W jednym miejscu można było znaleźć słynną jabłoń, która ponoć zainspirowała znanego fizyka - otoczoną ładnym płotkiem, opatrzoną ciężką tabliczką. Zaś dwie przecznice dalej była ta najpodlejsza karczma, która nie potrzebowała żadnych oznaczeń, ale wszyscy studenci łatwiej trafiali właśnie do niej, a nie pod nobliwą jabłoń.
Sophie poprowadziła Serafina brukowaną alejką, wokół nich zaś przewijały się dostojne, marmurowe budynki zajmowane przez różne wydziały, instytuty i katedry. W końcu dotarli na urokliwy placyk, przez który nawet o tak wczesnej porze płynęły ławice zdążających gdzieś studentów i wykładowców.
— Poznajesz pomnik? — spytała alchemiczka, zerkając na czarnoksiężnika.
— Nie interesuje mnie jakiś prowincjonalny bęcwał — prychnął książę, ale powiódł wzrokiem ku wykutemu w kamieniu obliczu. Uniósł brew, sięgnął dłonią wąsa, na moment przystanął. — Czy to czasem nie Tadeusz?
Z postumentu spoglądał na nich elegancko odziany mężczyzna, trzymający w jednej dłoni cylinder, w drugiej zaś - opasłe tomiszcze.
— Poprawił sobie nos na Paradzie.
— Tadeusz twierdzi, że to rzeźbiarz sknocił sprawę.
— Oczywiście, cóż innego mógłby mówić — mruknął Serafin i znów ruszył, a Sophie niemal usłyszała w głowie ten skrzekliwy, zaprzeczający głos, że to wcale nieprawda, i ten nos to mu tam zrobili specjalnie taki - duży i garbaty. — Powinni rozważyć wymianę pomnika na bardziej aktualną wersję. Studentom by się podobało.
Przeszli kawałek, w końcu ich oczom ukazała się plakietka na cokole.
Ars magica auro gemmisque prior — przeczytał na głos czarnoksiężnik. — Dobre priorytety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz