poniedziałek, 10 stycznia 2022

Od Hotaru cd. Serafina

O Serafinie można było wiele powiedzieć, ale na pewno był słowny. Wszystko to, co obiecywał, zawsze się spełniało - bez względu na to, czego dotyczyła obietnica.
Pan Tsuru oczywiście starał się wszelkimi sposobami zatrzymać przy sobie czarnoksiężnika, wspinając się na wyżyny dworskiej etykiety, byle tylko Serafin pozostał w jego włościach choć dzień dłużej. Jednak choć pod władzą daimyo znajdowały się rozległe tereny, liczne zamki i nieprzeliczone rzesze podwładnych, mężczyzna nie miał w swym posiadaniu niczego, co mogłoby skłonić Serafina do zmiany zdania. Jedynym, co mu pozostało, było obsypanie księcia przeróżnymi podarkami, z których Serafin wybrał tylko te przydatne w podróży i nie przejmował się całą resztą.
Ziemie rodu Tsuru rozciągały się po horyzont, błękitne i zielone pola ryżowe stanowiły nieodłączny element krajobrazu, rozsnuwając się przed Serafinem i Hotaru zaraz po tym, jak zakręcająca droga wyrzuciła ich z kolejnego cichego i urokliwego zagajnika. Czarnoksiężnik, przez większość drogi pogrążony całkowicie w swoich myślach, oszczędnie zadawał pytania Hotaru o to, co akurat w danym momencie go interesowało.
Taki moment przyszedł pewnego późnego popołudnia, gdy przyszło im już skończyć podróż na ten dzień.
Hotaru jak zwykle krzątała się przy wieczerzy, zaś Serafin wybrał sobie kawałek zwalonego pnia jako miejsce do siedzenia i leniwie palił fajkę, błądząc wzrokiem po nowym krajobrazie. Wiechcie charakterystycznej, bladej trawy, kładły się łagodnymi falami na nietkniętych ludzką ręką wzgórzach - tancerce zawsze kojarzyły się one z wibrującym, śnieżnym widokiem, jednak o wiele piękniejszym i przyjemniejszym, bo pozbawionym nieodłącznego mu, dojmującego mrozu kąsającego nos i policzki. Teraz jednak, w świetle powoli zachodzącego słońca, trawiasty śnieg przybrał jakąś niezwykłą, czerwoną barwę, która Hotaru nie kojarzyła się z żadnym widokiem, jaki kiedykolwiek rozciągał się przed nią.
— Właściwie do czego ten twój wachlarz służy — spytał nagle Serafin, odwracając się od podziwianego widoku. — Trzymasz go zawsze przy sobie, ale ani razu nie widziałem, byś go używała.
Hotaru uniosła przelotnie brwi - wydawało jej się, że Serafin odkrył moc Hikaru gdy tylko położył na nim dłoń, ale widać nie.
— Tańczymy razem.
Książę prychnął.
— Coś jeszcze?
— To trudno opisać słowami, panie — Hotaru wstała, otrzepała dłonie. — Wydaje mi się, że „iluzja artystyczna" byłaby najlepszym określeniem tego, co potrafi Hikaru.
Serafin zerknął na postępy prac nad jego kolacją i skinął głową widząc, że są zadowalające.
— W takim razie pokaż mi. Zatańcz coś, niech zobaczę, jak wygląda owa „iluzja artystyczna".
— Oczywiście, panie.
Hotru odwróciła się, ściągając krótki fartuch, nieśmiały uśmiech przemknął jej po twarzy. Uwielbiała tańczyć, a choć Hikaru czuł się już o wiele lepiej, nie miała czasu ani okazji, by chwycić za swój wachlarz. Każdy dzień wypełniał stres związany z tym, jak zachowa się Serafin i który z panujących w Yamato obyczajów wyprowadzi go tym razem z równowagi. Kobieta wydobyła zza swojego obi wachlarz, przez moment trzymała go w dłoni. W promieniach zachodzącego słońca jego wąski kształt mienił się gasnącym oranżem i czerwienią. Niczym pióro magicznego ptaka, zdawał się ogrzewać jej dłoń.
Feniks — poruszyły się jej usta.
Złote szpony bębniły niecierpliwie po pniu drzewa.
Ciszę rozdarł trzask. Wachlarz, rozłożony jednym, gwałtownym ruchem, zapłonął gniewnym ogniem. Hotaru, do tej pory niewidzialna i przejrzysta, zawirowała w odważnym piruecie. Proste kimono, utrzymane w naturalnych, stonowanych barwach, obróciło się w roziskrzoną szatę płomiennych piór. Twarz, wiecznie pozbawiona emocji, o enigmatycznym spojrzeniu, teraz rozjarzyła się krzykliwym makijażem, a czarne oczy błyszczały nienazwanym blaskiem. Znikąd rozbrzmiały dźwięki instrumentów, rwąca melodia rozlała się wraz z rozedrganym żarem płomiennych piór feniksa. Słońce zachodziło, oranż przechodził w czerwień - coraz głębszą, coraz ciemniejszą. Feniks zaś, śmiertelnie raniony, stawiał swe ostatnie kroki. Do końca walcząc z nadciągającą, nieuchronną klęską, obrócił się w końcu w słup ognia, a gdy słońce schowało się za horyzontem, pozostała po nim tylko szarość popiołów i milczący, porzucony wachlarz.
Cisza nabrzmiała była jednak oczekiwaniem, coś w powietrzu zdawało się naprężać, zmieniać. W głębokiej ciemności, gdy ostatnie pasma czerwieni zniknęły za horyzontem, srebrny blask zaigrał na końcu wachlarza. Ten drgnął, poruszył się, nieśmiało wzniósł. Pozbawione barwy popioły wypełniły się wewnętrznym światłem, tuż na granicy słyszenia odezwał się łagodny, wzbierający z każdą chwilą dźwięk. Nie było już ciszy, czmychnął chłód i ciemność nocy. Pośród samotności obozowiska zaczął goreć pozłocisty ogień.
Feniks dźwignął się ze swego stosu, odrodził w chwale słonecznego blasku, jego nowe pióra oślepiały barwą królewskiego dostojeństwa. Kroczył dumnie przy majestatycznym dźwięku bębnów, głowę niósł wysoko, a zwycięskie złote oko z wysoka spoglądało na świat.
A potem muzyka zaczęła się rozmywać, zadrżała i iluzja. Zza zasłony lśniących piór przeswitywać zaczęło to zupełnie zwyczajne kimono, zza krzykliwego makijażu - dobrze znana twarz.
Taniec dobiegł końca, resztki feniksa uleciały kaskadą strzępków magii, przed Serafinem pozostała tylko zgięta w ukłonie Hotaru i złożony gładko wachlarz.
Czarnoksiężnik milczał przez pewien czas, wygasła fajka wciąż spoczywała w jego dłoni.
— Skąd dobór tematyki? — spytał, w jego głosie brzmiało coś dziwnego.
Hotaru się wyprostowała, wachlarz czmychnął za pasek.
— Z kilku przyczyn. Feniks jest tutaj symbolem magii. Jako jedyna istota potrafi oszukać śmierć i sam odrodzić się z własnych popiołów, a nie ponownie przyjść na świat. Poza tym — Hotaru wskazała w kierunku ciemnego już horyzontu — zachodzące słońce stanowiło doskonałe dopełnienie tego tańca. Żal było nie skorzystać — dodała.
— I tylko tyle?
— Tylko tyle, panie — potwierdziła, wzrokiem umknęła w kierunku przygotowanej wieczerzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz