niedziela, 16 stycznia 2022

Od Hotaru - 怖い妖怪に

Od jej powrotu z Yamato minęło już nieco czasu. Hotaru czuła, że na powrót osiadła już w gildyjnym życiu, zaś wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w jej ojczyźnie, stopiły się z jej sercem, czyniąc je silniejszym, wlewając w nie odwagę, której wcześniej tam nie było. Hotaru nie przestała mówić do Serafina „panie", jednak nie czuła już przynajmniej tego przykrego ucisku w gardle za każdym razem, gdy przytłaczająca sylwetka księcia pojawiała się na horyzoncie.
Nadciągające zimowe dni gnały jej myśli ku pewnej specjalnej dacie. I o ile wcześniej Hotaru długo zastanawiałaby się nad tym, co ktoś taki, jak ona - zwykła służąca, niedotknięta boskim darem magii - mogłaby dać komuś takiemu, jak Serafin, o tyle teraz pytanie to nie było dla niej już tak trudne. Hotaru była uważną obserwatorką, a podczas długiej podróży przez krainę pełną pól ryżowych i bambusowych gajów, jej wzrok właściwie nie odrywał się od czarnoksiężnika, w każdej zmarszczce między brwiami dopatrując się zapowiedzi nadciągającej katastrofy, w każdej zmianie tembru głosu - nienazwanej grozy. Siłą rzeczy widziała też, kiedy spojrzenie straszliwego yōkai mięknie, kiedy na dłużej zawiesza się na jakimś elemencie, a płomień drzemiący na dnie obsydianu zdaje się spokojniejszy. Nieco.


Przygotowania zajęły jej dużo czasu, pochłaniały wiele myśli. Jednak podzielone na wiele dni, kiedy rozmyślała, planowała, projektowała i testowała różne formy, nie były obciążeniem. Raczej - jej pomysł zdawał się wzrastać i rozwijać, naturalnie i organicznie, niczym żywa roślina. Techniki, które znała ze swej ojczyzny, nieco zardzewiały, zdawały się oprószone drobnym kurzem zapomnienia. Do tego też i materiały znalezione tu, tak daleko od Yamato, nie chciały poddać się jej dłoniom, nie zachowywały się tak, jak Hotaru przywykła. Jednak żadna z tych rzeczy jej nie zniechęciła, nie wprawiła we frustrację ani nie zasmuciła. Tworzenie było procesem, w trakcie którego powstawało dzieło, ale i kształtowała się dusza artysty, szlifowały jego umiejętności. Zmieniała się koncepcja, do głowy wpadały nowe pomysły. Hotaru nie miała w sobie pierwiastka geniuszu, który sprawiał, że pierwszy pomysł był od razu tym najlepszym. Do każdej odpowiedzi musiała dojść metodą prób i błędów.
Aż gdy przyszedł odpowiedni dzień, dar osiągnął swą finalną, dojrzałą formę. Hotaru patrzyła z uśmiechem na swe dzieło czując w sercu, że to była dobra odpowiedź.


Zastukała do drzwi. Ciche kliknięcie skobla, drzwi się uchyliły, wpuszczając kobietę do wypełnionego złotym światłem i zapachem cynamonu i kawy wnętrza.
Serafin opuścił trzymaną w dłoni książkę, spojrzał na niesiony przez Hotaru pakunek. Zamigotały złote szpony, a książki, zwoje i notatki rozłożone na stoliku, rozbiegły się po pomieszczeniu. Hotaru podeszła, zaczęła wykładać rzeczy na blat.
— Zastanawiam się, ile lat spełniania drobnych przysług jeszcze cię tu czeka — mruknął czarnoksiężnik, podkręcając wąsa i zerkając na poczynania Hotaru.
— Dzisiejsza drobna przysługa nie wlicza się do kontraktu — odpowiedziała tancerka, Serafin uśmiechnął się przelotnie.
— To nie jest twój zwyczajowy, poobiedni zestaw ciasta z herbatą.
— Nie, panie. Dzisiaj… potowarzyszę ci nieco. I zajmę się kadzidłem.
— Kadzidłem? No proszę, przywiozłaś jakieś pamiątki z Yamato?
— Poniekąd. — Uśmiech zaigrał na ustach Hotaru.
Serafin, książęcą manierą, przywykły do bycia obsługiwanym, rozparł się w swym fotelu. Z oszczędnym zainteresowaniem błądził wzrokiem po dłoniach tancerki, ustawiających z wprawą imbryk z herbatą, talerze z ciastkami, a także nienazwany obiekt.
Obiekt ten - płaska, pozbawiona ozdób misa, której wnętrze stanowiło miniaturowy, suchy ogród. Drobny, szary żwir, układał się precyzyjnymi, geometrycznymi zawijasami wokół czterech kamieni o szorstkich, asymetrycznych kształtach. W centrum - piąty kamień. Większy, ciemniejszy, pęknięty przez sam środek, skrywał puste wnętrze za woalem cienia. Gdzieś tam, w głębi, błysnęło coś chłodnego - ale co? - trudno byłoby to zgadnąć.
Czarnoksiężnik wciąż siedział i czekał (na razie) cierpliwie, przywyknąwszy, że w Yamato sam proces przygotowania jest ważnym elementem daru, a oprawa posiłku wychodzi daleko poza ozdobne talerzyki.
Hotaru napełniła czarki herbatą, w powietrzu uniósł się głęboki, korzenny aromat, jego ciężka faktura splotła się w harmonii z wiecznie wypełniającym pokój Serafina zapachem kawy i cynamonu. Tancerka przesunęła czarkę w stronę księcia, naczynie zaraz podfrunęło, grzecznie wylądowało w wyciągniętej dłoni. Serafin upił łyk.
— Przywołuje wspomnienia — zamruczał, kołysząc leniwie czarką.
Hotaru uśmiechnęła się, wracając myślami do krótkiego czasu, który spędzili na ziemiach klanu Tora - znanego z surowej dyscypliny, nieprzeliczonej rzeszy wyszkolonych wojowników oraz niemożliwie ostrych potraw. Trafiły idealnie w gusta Serafina, który na tamtym etapie zaczynał grozić, że następne dłonie podsuwające mu miskę zwykłego ryżu, zmienią się w raciczki. Gyoza nadziewana piekielnym ogniem okazała się jedynym wybawieniem.
Na ozdobnych, malowanych talerzykach, pojawiły się fantazyjne namagashi - uformowane w intensywnie czerwone, rozkwitłe kamelie o cukrowych wnętrzach, przyprószone słodkim śniegiem wiórków kokosowych. Wyrazista barwa kojarzyła jej się z księciem, zaś fakt tego, że w cieplejszych regionach Yamato kamelie kwitły zimą, często właśnie w styczniu, ułatwił jej jeszcze wybór motywu.
Talerzyk z ciasteczkami przesunął się w stronę Serafina. Czarka zawisła w powietrzu, talerzyk podfrunął, czarnoksiężnik poczęstował się płatkiem kamelii. Gładka faktura deseru niosła z sobą słodycz i posmak tak lubianego przez Serafina kokosa, stanowiła łagodną przeciwwagę dla podszytej ostrymi, korzennymi nutami herbaty.
— Czekam na to zapowiedziane kadzidło — rzucił Serafin, zerkając w stronę misy z suchym ogrodem i przypominając Hotaru, że książę co prawda potrafił znaleźć w sobie pokłady cierpliwości, ale raczej płytkie.
— Rzeczy wymagają czasu — odparła tancerka, wyciągając niewielki stożek o głębokiej, zielonej barwie.
— Przypomina nieco kadzidła z Sallandiry — mruknął, oszczędnie wskazał złotym szponem, a stożek czmychnął z rąk Hotaru, przepłynął w stronę księcia i grzecznie pozwolił się ocenić uważnym spojrzeniem. — W twoich stronach używacie raczej innych kształtów.
— To prawda. To kadzidło pochodzi z zachodnich regionów Yamato. Nie mieliśmy okazji się tam udać.
Stożek wrócił do Hotaru, tancerka wydobyła jeszcze zapałkę, zapaliła i przytknęła płomień do stożka. Ten zajął się przelotnie ogniem i zgasł, przywdziewając żarzącą się koronę, z której spływał gęsty woal ciężkiego dymu. Hotaru ostrożnie ustawiła kadzidło na szczycie pękniętego kamienia w suchym ogrodzie, a mleczny opar stopniowo zaczął wypełniać niewielką nieckę tuż poniżej.
Serafin skwitował widok krótkim „hm", wodził wzrokiem za kadzidlanym dymem. Ten wezbrał w niecce, zawahał się, a następnie przelał przez krawędź, spłynął powolną, pionową kaskadą, wprost w pęknięte wnętrze kamienia. Światło zaigrało wśród formowanych przez dym leniwych wirów, ten zaś począł powoli, stopniowo, opisywać kształt ukryty w cieniu kamienia.
Wężowa sylwetka smoka wypłynęła z ciemności, wygięła się na tle oparu, zamigotała lśniącymi nierzeczywistym światłem oczami. Opar zakotłował się pod smoczymi łapami, spłynął osobnymi pasmami między wygiętymi, ostrymi pazurami. A następnie rozlał się puszystym kłębem wśród starannie zagrabionego żwiru, podążył na wolność, przelewając się w końcu i przez krawędź całej misy.
Delikatny, rzeźwy aromat wplótł się w atmosferę pomieszczenia, a kadzidlany dym spływał leniwie, hipnotycznie. Przyciągał wzrok, pozwalał myślom płynąć jednym, ustalonym torem. Skupiał rozbiegane wątki pomysłów, wyciszał nadmiar dźwięków, bodźców. Padający za oknem śnieg i wyjący wiatr przestały istnieć, wydawały się odległym wspomnieniem nienależącym do rzeczywistości. Ta zaś skurczyła się tylko do tych czterech ścian pokoju, tylko do tu-i-teraz, tylko do tego ulotnego momentu, który zaraz miał przeminąć.
Hotaru zerknęła kątem oka na Serafina. Książę siedział, zagłębiwszy się mocniej w swym fotelu, ze wzrokiem utkwionym w uspokajającym widoku ogrodu. Subtelny ruch złotych szponów, w dłoni wylądowała czarka z herbatą. Znów pełna.
— Wszystkiego najlepszego, panie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz