czwartek, 13 stycznia 2022

Od Hotaru cd. Gavriela

— Hotaru. Miło mi cię poznać, Gavrielu — Tancerka uścisnęła wyciągniętą dłoń.
Zdążyła w końcu przywyknąć do tego, że powitanie w tych stronach polegało na podaniu sobie dłoni, już nie czuła się skrępowana dotykiem obcej osoby. Pozostałe stresy wciąż musiała jeszcze w sobie przezwyciężyć - chociażby ten lekki dyskomfort, który odczuwała w obecności dużo wyższej od niej osoby, lub gdy musiała dłużej przebywać sam na sam z mężczyzną. Ale było już coraz lepiej. „Przecież to naturalne" - powtarzała sobie niczym mantrę i, w końcu, działało.
Jej wzrok mimowolnie przepłynął w stronę bagażu Gavriela oraz złoto-białej kity, która niefrasobliwie wystawała spod klapy. Gdy już Hotaru miała spytać, co to za egzotyczny element odzienia, kita poruszyła się, z ust tancerki wyrwało się subtelne „och!".
— Zabierasz ze sobą zwierzątko? — spytała.
— Tak. To Lorcan - jest trochę nieśmiały, ale nie chciał zostać sam, więc go wziąłem.
— To urocze — Hotaru się zaśmiała, a następnie wskazała na własne pakunki. — Też jestem już spakowana. Myślę, że możemy ruszać.
Gavriel skinął głową, oboje opuścili siedzibę Gildii i oto otwierała się przed nimi droga w nieznane.


Posiadłość pana Lawsona znajdowała się na uboczu miasta. Wtulona w ścianę lasu, otoczona zadbanym ogrodem, oferowała ciszę, spokój i nieco samotności, jaką cenili lepiej sytuowani ludzie. Ładnie odmalowany front, nowe dachówki, do tego kawałek tarasu - widać było, że właściciel dba o swą posiadłość.
Jedna tylko rzecz tam nie pasowała, mianowicie skrzydło budynku, straszące wybitymi oknami, które ktoś usiłował naprędce zabić deskami.
— Chyba już wiadomo, gdzie jest to pomieszczenie, do którego wleciało magiczne zwierzę, o którym mówił Mistrz — powiedziała Hotaru, ruchem głowy wskazując miejsce.
Wzrok Gavriela podążył za jej wskazaniem, mężczyzna zlustrował nim okolicę.
— Na to wygląda. Najlepiej będzie nam porozmawiać z domownikami, powinni mieć najwięcej informacji. — Zerknął na Hotaru. — I, oczywiście, potem przyjrzeć się tej istocie, czymkolwiek by nie była.
— Sądzisz, że to faktycznie może być stworzenie z moich stron? — spytała. W trakcie ich podróży mieli okazję zamienić nieco słów na temat fauny Yamato, zaś Gavriel okazał się dobrym słuchaczem.
— Trudno powiedzieć na pewno. To miejsce — zawiesił głos — wygląda bardzo przyjaźnie dla wielu typów zwierząt. Nie zdziwiłbym się, gdyby któreś starało się znaleźć tu schronienie i nieco się pogubiło.
Siłą rzeczy ich rozmowa musiała dobiec końca, bo oto dotarli już do frontowych drzwi, zaś Hotaru zapukała. Po chwili otworzył im służący, a dowiedziawszy się, że oto przybyła pomoc z Gildii, wpuścił oboje do środka.
— Zapraszam, pan Lawson zaraz państwa przyjmie — powiedział, kłaniając się oszczędnie.
Poprowadził oboje korytarzami posiadłości, zaś Hotaru przebiegła wzrokiem mijane ściany. Zerkała na zdobiące je obrazy, na ustawione tu i tam drogie bibeloty.
— Czujesz ten zapach? — odezwał się cicho Gavriel, służący nie usłyszał ani słowa.
— Jakby… taki bagienny? — zgadła tancerka.
Można było się spodziewać, że w posiadłości otoczonej ze wszech stron ogrodami będzie pachnieć bardziej roślinami i kwiatami, nie zaś przegniłą, zastałą wodą.
Oboje popatrzyli po sobie. Trudno powiedzieć, czy zapach dochodził z nieszczęsnego salonu, gdzie zadekowało się nieznane zwierzę, czy miał jakieś inne źródło. O czym miało to świadczyć - na razie nic nie dało się powiedzieć. Hotaru była jednak przekonana, że cokolwiek ich tu spotka, jakoś sobie z tym poradzą.
— Pan Lawson zaprasza. — To mówiąc służący otworzył im drzwi gabinetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz