piątek, 7 stycznia 2022

Od Serafina cd. Isidoro

To był kolejny, chłodny wieczór, który Serafin spędzał głęboko zapadnięty w fotel w swojej kwaterze. Ostatnimi czasy praktycznie stąd nie wychodził, zbyt pochłonięty planowaniem niespodziewanego powrotu do Sallandiry, zbyt zajęty próbą przewidzenia tego, co zastanie na miejscu. Nie było go tam od pięciu lat. Pięć pierdolonych lat w przeciągu których tak wiele mogło się zmienić. Niemagowie, którzy obecnie okupowali pałac zostawili go takim, jakim był? A może zrównali go z ziemią i wybudowali inny? A co z posągiem sfinksa, który strzegł budowli? Jak wyglądały obecnie stosunki niemagów z magami? Było gorzej, czy lepiej?
Pytania, które sobie zadawał, pozostawały bez odpowiedzi, tworząc pewien rodzaj psychicznej udręki. Mnożyły się, wyskakiwały z każdego zakamarka umysłu, doprowadzały do bólu głowy i ogólnego stwierdzenia, że ta dziwka Fortuna, to jednak musi go szczerze nienawidzić.
Serafin dotknął palcami skroni, skrzywił się. Ale nim zdołał ponownie wpaść w swój obłęd pełen niekończących się pytań, ktoś zastukał do jego drzwi. Książę nie sprawiał wrażenia osoby zaskoczonej, spodziewał się towarzystwa. Wyglądało na to, że Isidoro doszedł już do ładu z bratem i wszystko sobie przedyskutowali, teraz zaś on powinien omówić z nimi całą resztę.
Książę pstryknął niedbale, skobel odskoczył, dwaj astrologowie znaleźli się w środku.
― Serafinie ― przywitał się Isidoro, Mattia skinął uprzejmie głową.
Odpowiedział im kolejny oszczędny ruch dłonią, z głębszej części kwatery wyjechały, szurając okropnie, dwa krzesła. Serafin wskazał im siedziska, sam zapadł się jeszcze trochę w fotel, jak zwykle w poważaniu mając szeroko pojęte zasady dobrego wychowania.
― Sallandira ― odezwał się w końcu głęboko mrukliwym tonem. ― Kraj czerwonego piasku i starych grobowców. Przesiąknięty magią, na magii opierający swój główny towar eksportowy. Rozdarty odwiecznym konfliktem pomiędzy tymi, którzy dar posiadają i tymi, którzy tej łaski nigdy nie zaznali ― zawiesił efektywnie głos, spojrzał to na jednego, to na drugiego astrologa. Uśmiechnął się, całkiem figlarnie. ― Tyle słowem wstępu, teraz konkrety.
Książę machnął szponiastą dłonią, mruknął przy tym zaklęcie, dla prostego efektu, wypowiadając je po sallandirsku. Powietrze zamigotało złotem, poddało się niewielkiej iluzji, ostatecznie formując mapę jego ojczyzny.
― Ataxiar. ― Wskazał szponem prawy górny róg mapy, miasto otulone górami, strzeżone od zachodu potężnym jeziorem. ― Najważniejsze miasto dla magów, samo spętane licznymi, starożytnymi zaklęciami. Otoczone czterema Wieżami Magii, tymi podstawowymi. Jedna Wieża - jeden żywioł. Tutaj miał miejsce zawał ― szpon odjechał nieznacznie w bok, we wschodnim kierunku, wprost na niewielki symbol. ― Magia, która trzymały mury, hula teraz po kraju, tworzy burze piaskowe, tornada, cuda na kiju. W dodatku, z rumowiska rozkradziono artefakty, trzeba je znaleźć i odzyskać, zanim jakiś bęcwał będzie próbował zrobić z nich użytek. Tym zajmę się ja i Isidoro ― zarządził książę, zmienił nieznacznie pozycję w fotelu, założył nogę na nogę.
― Twoja część wydaje się być bardziej… skomplikowana ― zwrócił się do Mattii.
― Isidoro wspominał mi o sprawach związanych z dyplomacją. Jeśli można, chciałbym się dowiedzieć możliwie najwięcej o czekającym mnie zadaniu ― odparł uprzejmie astrolog.
― Obawiam się, że sam jeden nie podołasz ― stwierdził Serafin cmokając, choć ton pozostał neutralny, brak w nim było drwiny, czy szyderstwa. ― Dlatego zadanie podzielisz ze strażnikiem. Strażniczką w zasadzie. Wprowadzi cię w etykietę, omówi to co trzeba, nakreśli aktualną sytuację. Ja wypadłem z obiegu… ― zawiesił na moment głos, zamyślił się. Po chwili podjął wątek. ― Wież jest dwanaście, a mistrzów magii - czyli sayidów - mamy jedenastu. Dwunasty jestem ja – alsaahir, arcymag. Obecne zasady gwarantują tę posadę dożywotnio, nie precyzują tego, czy powinienem być w kraju, czy poza nim. Niektórym sayidom się to nie podoba, inni są zbyt zajęci własnymi problemami, lub żarciem się między sobą. W normalnych okolicznościach absolutnie by mi to nie przeszkadzało, sprawy podważania mojego autorytetu rozwiązałbym pojedynkiem.
― Ale w tej sytuacji potrzebujesz wszystkich sayidów po swojej stronie ― domyślił się Mattia ― czy ich moc potrzebna jest do odbudowania tej wieży?
― I tak i nie. Nie wiem ― przyznanie się do niewiedzy było dla Serafina dziwne, niemalże obce. ― Wieże powstały w zamierzchłych czasach, niemalże legendarnych. W zasadzie, mówi się, że to Saladyn z Prialanem je wybudowali i odpowiednio zaklęli. Ale istnienia jednego i drugiego nigdy nie potwierdzono. ― Wzruszył oszczędnie ramionami. ― Musimy sobie radzić z tym co mamy. A mamy jedenaście skłóconych bęcwałów i jednego arcymaga.
― Skomplikowane, ale nie niemożliwe ― podsumował starszy z braci, odchylił się nieznacznie w krześle. ― Zwłaszcza, jeśli będę miał odpowiedniego przewodnika. Wierzę, że odpowiednio poprowadzony dialog okaże się owocny, ze swojej strony dołożę wszelkich starań, by tak było.
― Ach, dialog. ― Serafin machnął dłonią, przypomniawszy sobie o czymś. Z biurka pofrunęło w jego stronę niewielkie pudełko, spoczęło w otwartej dłoni maga. ― Żeby prowadzić dialog, musicie przecież znać język. Tak jak wspominałem Isidoro nieco wcześniej, użyjemy do tego kolczyków.
― Kolczyków? ― zdziwił się Mattia, zerknął na Isidoro, ale ten zapamiętale wpatrywał się w iluzoryczną mapę.
― Artefaktów ― uściślił Serafin, wydobył z pudełka dwie błyskotki. ― Sam mam podobny ― stuknął szponem o złoty kolczyk ― dzięki niemu mogliśmy się z Serafiną dogadać w każdym z krajów bez konieczności dukania jakichś prostackich powitań, czy innych bezsensownych zwrotów. Nie będziecie w sumie czuli jakiejś specjalnej zmiany, jego wpływ będzie niezauważalny. Jedynym problemem może być nagłe pole antymagii. ― Serafin zerknął znacząco na Isidoro, astrolog uśmiechnął się lekko na wspomnienie różnych ciekawych kwestii, którymi uraczył go wtedy książę.
― Czy takie pola są w Sallandirze częste? ― dopytał Mattia.
― Na szczęście – nie. To rzadka sprawa, obecna głównie w grobowcach, albo w górach.
― Jak się tam dostaniemy?
― Również artefaktem. Ale tym razem niewykonanym przeze mnie ― Serafin machnął niezobowiązująco dłonią w stronę biurka, wskazał leżący na nim niewielki przedmiot o bliżej nieokreślonym kształcie. ― Nigdy w zasadzie go nie używałem, bo nie miałem takiej potrzeby, ale jedną z zalet bycia arcymagiem jest to, że masz swój własny, kieszonkowy portal do swojej Wieży. Mam nadzieję, że działa, mamy niewiele czasu na ewentualne cackanie się z zepsutym artefaktem.
― Kiedy powinniśmy być gotowi? I co zabrać? ― do rozmowy w końcu włączył się dotychczas cichy Isidoro.
― Parę najpotrzebniejszych rzeczy, nie bierzcie za dużo. W Wieży dostaniecie stosowne odzienie. ― Spojrzenie księcia przepłynęło znów w kierunku biurka. ― Rozprawienie się z tym małym ustrojstwem zajmie mi dzień, ewentualnie dwa.
― Będziemy gotowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz