poniedziałek, 24 stycznia 2022

Od Serafina cd. Tassariona

― Wiesz kiedy przestać? ― prychnął książę, jawnie powątpiewając w słowa kompana. ― To, że ciągniesz tę rozmowę dowodzi, że jednak nie wiesz ― dodał z przekąsem, już gotów odpuścić tę całą absurdalną sytuację, kiedy wampir odważył się go dotknąć, choć może samo słowo „dotknąć” nie było słowem pasującym do sytuacji. Tassarion ostentacyjnie, bezczelnie, dźgnął go brudnym paluchem w pierś.
I jeszcze do tego miał pretensje.
Wypadki potoczyły się szybko, magią ustawił wampira do pionu, uniemożliwił poruszanie się. Przez tą koszmarnie długą chwilę mógł z nim zrobić co chciał, wystarczyłoby tylko pstryknąć palcami, lub machnąć dłonią. Ogrom możliwości dosłownie na wyciągnięcie ręki. I choć bardzo go kusiło, by nieco wampirem porzucać na lewo i prawo, tak też był świadom tego, że niestety nie jest to najoptymalniejsze wyjście z sytuacji. I tak już dość narozrabiał. Co prawda w pewnym pokrętnym sposobie rozumowania można było to uznać za obronę towarzysza, ale chyba nawet sam Serafin nie był zbyt przychylnie nastawiony do takich wniosków.
Ostatecznie zaklęcie puściło, uwolniło Tassariona nie czyniąc mu większych szkód. Obaj skierowali się do stajni po konie i po prostu opuścili okolicę. Wyjechali na pola, z dala od głównego traktu i drogi, potem zniknęli w kniei, nie chcąc nadziać się na ewentualne straże. Wyjątkowo zgodni co do tego, że nie należy się nadto wychylać, zdołali znaleźć coś, co można byłoby nazwać bardzo kruchym porozumieniem.
― Niebawem wzejdzie słońce ― stwierdził obojętnie Serafin. ― Z racji twojej upierdliwej przypadłości bycia nieśmiertelnym trupem, będziemy musieli znaleźć jakąś kryjówkę na przeczekanie. Poza tym, konie muszą odpocząć.
― Nie widzę tu nic, co nadałoby się na dobrą kryjówkę ― sarknął wampir wiercąc się w siodle. ― Nie możesz czegoś wyczarować?
― Mogę co najwyżej pogrzebać cię żywcem i odkopać wtedy, kiedy będę miał taki kaprys ― oświecił go uprzejmie książę.
Falafel parsknął, stanął w miejscu. Serafin uniósł się nieco w siodle, spojrzał w dół, w stromy spad najeżony pniakami ściętych drzew. Ruchem dłoni przywołał niewielkie światełko, posłał je po zboczu. Ciepłe, pomarańczowe światło wyłowiło z cieni porozrzucane gałęzie i jeden na wpół zgniły konar, dając księciu ogólne pojęcie na temat tego jak bardzo niebezpiecznym było zejście w tym miejscu.
― Mogą sobie połamać nogi ― odezwał się Tassarion, wstrzymując Idalię. Sceptycznie przyjrzał się płynącemu światełku, równie sceptycznie obserwował jak to podzieliło się na dwa ogniki. ― A bez koni będzie kiepsko ― dodał po chwili.
― Koń wie co robi. Wystarczy więcej światła, sam znajdzie dobrą ścieżkę.
― Skoro tak mówisz. ― Wampir uniósł nieznacznie brwi. ― Ale jak któryś się efektownie wypierdoli, to będę powtarzać „a nie mówiłem?”, a ty nie będziesz miał prawa mi nic zrobić.
― Stoi ― Serafin zgodził się bez wahania.
Odpowiedziało mu milczenie pełne zaskoczenia.
― A jak żaden się nie wypierdoli i okaże się, że miałem rację, to upolujesz mi coś, co się nadaje do jedzenia.
― Stoi.
― A potem znajdziemy ci jakąś ładną dziurę w ziemi, żebyś nie zamienił się w kupkę popiołu. Wtedy to dopiero będziesz nieprzydatny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz