niedziela, 16 stycznia 2022

Od Talluli CD. Calithy

Zgrabne paluszki złapały w pośpiechu za zmiętolony materiał czystych ubrań, za sprane, nieco przyciasne pantalony, za muślinową szmatę, którą niechętnie nazywać musiała ręcznikiem, aż wreszcie spojrzenie dwóch, głęboko niebieskich tęczówek zatrzymało się na sylwecie siedzącej nieopodal kobiety, zmierzyło ciemnowłosą od góry do dołu. Uśmiech czarownicy przybrał filuternego wyrazu.
— Uwierz, mi też się te zapaszki nie podobają — zaczęła, dalej nie ruszając się z miejsca, choć – gdyby nie kapiące na podłogę resztki ściekowych płynów – z miłą chęcią zbliżyłaby się do Calithy, szepnęła na uszko kilka słodkich, niestosownych słówek, musnęła ustkami zaczerwienione ucho. Jakkolwiek nieznośną osobistością nie byłaby Calitha, Tallulah faktom zaprzeczać nie mogła; los fałszerce uroku nie poszczędził. — Ale gdybyś tylko miała taką ochotę, za dziesięć minut możesz do mnie dołączyć. Albo chociaż popatrzeć. — Długie rzęsiska zatrzepotały kusząco, zapraszająco, a błysk podekscytowania znalazł swą drogę do modrych ocząt czarodziejki. Wszystko to jednak w żarcie, w niewinnej przepychance. Chyba. — Wiem, że chciałabyś popatrzeć.
Wysoki chichot, niby ten należący do młodej, rozbawionej dziewuszki, młódki do zeswatania, dopiero co skomplementowanej przez urodziwego panicza, wymsknął się spomiędzy koralowych, kobiecych warg. Czarownica zrobiła krok w tył, cofnęła się nieco, łapiąc za zimny metal przestarzałej klamki. Tym razem, po Talluli Barbeau pozostał jedynie nieznośny smród gówna i miejskiego rynsztoku.
— Dobrze, Calitho. Co więc chciałabyś wiedzieć?
Resztki kropelek wody błysnęły na bladej rączce, przyspieszyły znacznie, kierując się w górę, ku paluszkom, popędzane tkaną przez czarownicę magią. Wciąż mokry włos przyległ do ramion, do białej, równie mokrej od wody koszuli, ukazującej w pełnej krasie kobiece pantalony, do krasnych od zimna polików, do czoła, dopiero teraz ukazując przy głowie przebijający się gdzieniegdzie turkus właściwego Talluli koloru. Od jakiegoś czasu przestała się nim bardziej interesować. Napięty lok wystarczająco niebieskości jej włosów zakrywał, a ona sama, w zmęczeniu przed nieustającą ucieczką, stwierdzała, iż nie miała dłużej energii na ciągłe się ukrywanie.
Być może nastał wreszcie czas walki. Odwlekanego od miesięcy konfliktu.
Oliver dobrze wiedział, co zrobić, by poczuła się słabą, przegraną. Obdarta z przywilejów, ze statusu i własności, zdawała się nikim. Spraną, szmacianą laleczką, rzuconą gdzieś w kąt różowego, ciasnego pokoiku, bo jej właściciel, jej władca, dawno już z lat szczenięcych wyrósł. Barbeau nigdy jednak do przesadnie emocjonalnych nie należała, do przejętych swą tragedią również. Była czarodziejką. Od najmłodszych lat wychowana przez profesorów, rektorów, uczona tajemnic sztuki magicznej w murach sławnej, defroskiej akademii, uczęszczająca na bale oraz przyjęcia – czy to z własnych chęci, czy przymusu – pełne łgarstw, marionetek i sztucznych uśmiechów. I tak jak znacznej większości magów, łatka egocentryka była Talluli nieobca.
Więc ułoży chciwe łapska na tym, co jej odebrano. Odzyska pozycję, nieważne czy miałaby zostawiać za sobą jedynie cień swego istnienia, czy połacie upchane zmurszałymi czaszkami. Zatopi ethijskie armie, zatopi miejskie mury, a swych wrogów, pieprzonych zatraceńców, sofistów i zwodzicieli, wtopi w ściany lodu, pozostawiając ich zmrożone cielska na najwyższym szczycie górskiego masywu. Dla przypomnienia. Dla przestrogi.
Tallulah mrugnęła, raz, drugi, szybciutko z dalszych rozmyślań rezygnując. Westchnęła jednak ciężko, pokręciła głową, nie uzyskując od Calithy żadnej odpowiedzi. Chciała więc wiedzieć wszystko. W porządku.
Poprawiła się na próchniejącym krześle, założyła nogę na nogę.
— Tallulah Barbeau, dawniej nadworna czarodziejka ethijskiego władcy, Olivera I, obecnie wróg publiczny numer jeden, o nielichej nagrodzie na swojej głowie, wciąż przez króla poszukiwana za szkody, których nigdy nie wyrządziła. — Spojrzenie czarodziejki wylądowało na twarzy Calithy, wyraźnie zaskoczonej, niespodziewającej się tak szczerych, ze strony Talluli, zwierzeń. Rudowłosa czarownica nie miała niczego do ukrycia przed swoimi gildyjnymi towarzyszami. Nikt wcześniej po prostu nie pytał. Nikt wcześniej nie dociekał. — Do usług.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz