niedziela, 9 stycznia 2022

Od Calithy, CD. Tallulah

— Ale tak rozmawiać nie będziemy. — Słodkie niewinności! Na chuj człowiekowi użeranie się byle łajdactwem, które pewnie razem z zapachem rynsztoka przywlekło bogowie wiedzą jakie paskudztwa ze sobą. — Nikt ciebie do mojego burdelu nie zapraszał. — Pognała za nią, bo przecież na tyle głupia nie była. Jeszcze by później Cervan spojrzałby się na nią z wyrzutem, którego nie przeżyłoby jej małe, słabe, roseviańskie serduszko.
I wtedy umysł kobiety zawył. Podrapała się raz, drugi, bardziej z czystego powiązania kilku faktów i urojenia sobie niezbyt miłego obrazka, w którym aktualnie mogła obcować z potencjalnym nosicielem wszy. Ludzie mogli mówić o niej różne rzeczy, fakt, że nie była najczęstszym uczestnikiem publicznych łaźni czy prywatnych łazienek, ale nawet ona utrzymywała kilka prostych zasad, a podstawową z nich było zero robactwa. Jak dostanie od tej szemranej pannicy wszy, to osobiście zaciągnie ją za jej kudły do Cervana i każde wypitolić na zbity pysk.
Znaczy... poprosi. Do Cervana czuła niepoparty niczym respekt, a fakt ten nadal sprawiał, że miejscami zastanawiała się, czy sobie sama tego rzekomego, złudnego poczucia niższości wobec mężczyzny nie wyrobiła. Co było przecież rzeczą zgoła niemożliwą, bo stanowiła przecież jednostkę wybitną!
Calitha miała brzydki zwyczaj zakładania, że jest najważniejszą osobą w okręgu dobrych kilkunastu kilometrów. Lubiła powtarzać, że zna swoją wartość, a jeszcze bardziej lubiła skupiać się na uwydatnianiu własnej persony. Jako nałogowa atencjuszka wymagała pewnej dozy uwagi ze starannie wyliczoną średnią dawką dobową. Już za młodu nie wahała się kroczyć między utartymi ścieżkami dobrego wychowania, posługując się ładnymi uśmiechami, zbytnim, nachalnym pokazem odsłoniętych fragmentów ciała i cierpkim językiem, który cierpliwie hodowała od pierwszego razu, gdy dostała w twarz za zbyt mocną pyskówkę.
Co za tym idzie, nikt, absolutnie nikt, rozstawiał ją po kątach, kurwa, nie będzie.
— Nigdzie się ze mną pokazywać nie musisz, do niczego zmuszona nie jesteś. A ja już sobie ze swoim burdelem poradzę. Sama, jeśli nie będzie innego wyjścia. — Pokręciła z niedowierzaniem głową, mając już się odezwać, ale powstrzymały jej kolejne słowa kobiety. — Wracajmy do pokoju, tam ci wszystko opowiem. — Osz ty, szmaciulo, tak się bawić nie będziemy. Otworzyła usta, ale... — Tylko najpierw muszę się wykąpać.
I parsknęła śmiechem. Na tyle, że nieco złagodzony został jej zły humor, ale wciąż wydawała się mocno poirytowana. Poruszała się kilka kroków za drugą kobietą, nieco bojąc się, że sama przesiąknie rynsztokowym zapachem, a tak to przynajmniej w czasie kąpieli może nieco będzie mogła sobie pooglądać za wyrządzone straty moralne na jej poczuciu estetycznym.
Dotarły w końcu do karczmy, do której zgrabnie wślizgnęły się bocznym wyjściem. Cala nie dopytywała, czy może Tolka miała jakieś tajne układy na wariackich papierach z właścicielem przybytku, wiedziała, że nie warto, dlatego zaraz po wejściu do pokoju legła na łóżko kobiety z cichym, ukontentowanym westchnięciem. Uniosła się jedynie po chwili na łokciach, słysząc, jak Tola rusza się skrzętnie po pomieszczeniu.
— Idź się umyć, poczekam — mruknęła po chwili, bacznie obserwując poczynania kobiety. Na wszelki wypadek. Kto wiedział, co takiej jednej może strzelić do łba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz