sobota, 8 stycznia 2022

Od Isidoro cd. Serafina

Bracia kręcili się po obserwatorium, wybierając potrzebne rzeczy, których najpewniej nie byłoby w Wieży Arcymaga. Serafin mówił, że magiczna budowla zatroszczy się zarówno o jedzenie, jak i o odpowiednie ubrania, więc choć tym nie musieli się martwić. Ale skoro wyruszali tak daleko od znajomych stron, musieli się dobrze przygotować.
Mattia odłożył trzymane w ręku przedmioty, zerknął na swoje odbicie w lustrze.
— Dziwnie mi, jest długi i tak… dynda — mruknął, dotykając zwisającego z ucha kolczyka. Na końcu złotego łańcuszka kołysał się niewielki dysk w kształcie słońca. — Nie przypuszczałem, że będę się kiedyś musiał rozstać z kolczykiem od Eleny.
— Masz jeszcze drugi.
— Prawda, mam. Ale to nie to samo.
Astrolog odgarnął mocniej włosy. W jednym uchu wciąż tkwił znajomy szafir, drugie zaś zdobił nowy kolczyk.
— Hotaru — wypalił nagle Isidoro.
— Hotaru? — Mattia odwrócił się do brata, ściągnął brwi.
— Hotaru mówi w języku, którego nie znasz. Z nią będziesz mógł sprawdzić działanie kolczyka.
Starszy z braci uśmiechnął się przelotnie, Isidoro za dobrze go znał.
— Razem sprawdzimy — odpowiedział, zerknął na niego i zmarszczył brwi. — Jak już przekłujesz ucho.
— Pamiętam, jak mówiłeś, że Serafin ma na mnie zły wpływ.
— I widzisz - miałem rację. Ale tatuaża już sobie nie rób, dobrze?
Isidoro zerknął w bok, a uśmiech - tym razem nieco psotny - błąkał mu się na wargach.
— Nic nie obiecuję.
— Isidoro, bądź poważny!
Roześmiali się, a Isidoro przysiadł na blacie swojego biurka. Westchnął głęboko, z ulgą.
Oba sztormy udało mu się przetrwać. Obie relacje - uratować. Ominął wypadki, które prowadziły wprost w karmazynowy wir końca, a jego żegluga trwała dalej. Moment słońca i ładnej pogody miał być krótki, to prawda, jednak póki była jakaś dalsza droga, póty było nadziei na to, że wszystko uda się doprowadzić do tego najlepszego możliwego obrotu sprawy.
Mattia również zdawał mu się jakoś bardziej rozluźniony - zabawne, jeśli pomyśleć o tym, co niedługo miało czekać obu braci. Isidoro po raz kolejny uświadomił sobie, jak olbrzymi ciężar leżał od tak długiego czasu na sercu jego brata - Mattia odchodził od zmysłów myśląc o tym, że w każdej chwili może go utracić. Teraz zaś, gdy udało mu się go przekonać, że jest inna, lepsza droga, mężczyzna mógł w końcu odetchnąć pełną piersią. I wyrzucić z głowy plany, które już poczynił.


Isidoro siedział na krześle, dłonie miał splecione, nie ważył się nawet głębiej odetchnąć. Ayrenn usiadła naprzeciwko, uważnym spojrzeniem otaksowała jego uszy.
— Nie, z lewej dalej jest krzywo — mruknęła, wstała, wzięła szmatkę i starła niewielką kropkę z płatka ucha astrologa.
Wzięła kawałek zaostrzonego węgielka, namalowała nową kropkę, znów usiadła i znów popatrzyła. Milczała przez pewien czas, bystre spojrzenie przebiegało od ucha do ucha, w końcu Ayrenn odchyliła się na krześle, zmrużyła oczy.
— Tak, teraz jest równo. To przekłuwamy.
To mówiąc znów wstała, podeszła do stolika, wzięła z niego bardzo podejrzanie wyglądające urządzenie.
— Będzie boleć? — spytał astrolog.
— W ogóle. Masz moje słowo. — Posłała mu uśmiech.
Elfka nachyliła się do Isidoro, ten znieruchomiał niczym kukła. Poczuł chłodny dotyk metalu na skórze, a potem ucho zdrętwiało, tknięte elfią magią.
— Nie ruszaj się. — Coś kliknęło, Isidoro poczuł jakieś tępe uderzenie i znów owionął go sosnowy zapach magii. — Już, jedno ucho zrobione. Bolało?
— Nie, prawie nic nie poczułem.
— To teraz drugie.
Nim astrolog się obejrzał, uszy miał przekłute, dziurki zaleczone i gotowe, by włożyć w nie kolczyki.
— Właściwie to nie spytałam - skąd pomysł, żeby przekłuć uszy? — spytała Ayrenn, odkażając metalowe urządzenie. — Chciałeś mieć takie same kolczyki, jak twój brat?
Isidoro zastanowił się przez chwilę.
— Właściwie… Tak. — Wsunął dłoń do kieszeni, między palcami przesunął krótki, srebrny łańcuszek kolczyka, zakończony ozdobnym sierpem księżyca. — Takie, jak mój brat.


— Opowiedzieć o nich w języku Yamato? — spytała Hotaru, przebiegając wzrokiem między astrologami.
Kobieta zamarła z niewielkimi nożyczkami ogrodowymi w dłoni, stojące na stole miniaturowe drzewko świeciło w połowie przystrzyżonymi gałązkami.
Pokój kobiety był urządzony skromnie, minimalistycznie, a każda znajdująca się w nim rzecz miała swoje miejsce. Równo zaścielone łóżko, starannie zamknięta skrzynia z ubraniami i pojedynczy, papierowy żuraw zdobiący parapet. Hotaru była w trakcie poświęcania czasu swemu nowemu projektowi - próbowała z tutejszych, iferyjskich sosenek, wyhodować takie same drzewka bonsai, jakie pamiętała ze swych stron.
Mattia zainteresował się drzewkami, zadał kilka pytań. Początkowo zdziwiona odwiedzinami dwójki astrologów Hotaru zaraz jednak się rozluźniła, nieśmiały uśmiech pojawił się na jej twarzy.
— Tak. Widzisz, chcieliśmy sprawdzić, jak…
Nie dane było mu skończyć. Rozległo się pukanie, a nim wypowiedziane przez Hotaru „proszę!" zdążyło wybrzmieć, w drzwiach stanął Serafin.
— Zajmiesz się Magistrem pod moją nieobecność — zakomenderował, patrząc na tancerkę.
Nożyczki wypadły z dłoni.
— Ja?
— Owszem. Poradzisz sobie, Magister nie jest trudny w obsłudze. Sam troszczy się o jedzenie i jest odporny na wszystko, co mogłoby mu zaszkodzić. Wszystko. — Czarnoksiężnik skrzywił się. — Trzeba z nim tylko wychodzić na spacery, dać popływać w tej kałuży za budynkiem, nic trudnego - może co najwyżej nudnego.
— Panie, nie wiem, czy dam radę…
— Oczywiście, że dasz — prychnął lekceważąco Serafin, przeniósł wzrok na Isidoro, uniósł brew.
— Dasz radę — Astrolog posłał Hotaru łagodny, uspokajający uśmiech.
— Niemniej jednak zrzucanie odpowiedzialności.. — zaczął Mattia, ale Serafin nawet go nie usłyszał. Książę odwrócił się na pięcie, zawinął szatą i już go nie było. Drzwi zamknęły się za nim z cichym kliknięciem.
— Jeśli tak samo postępuje z tymi swoimi sayidami, nic dziwnego, że jest problem, by go posłuchali — mruknął astrolog, westchnął, zwrócił się do Hotaru. — Isidoro zajmował się wcześniej tym krokodylem, nie poszło mu źle.
Młodszy z braci skinął głową.
— Magister potrafi być bardzo grzeczny, jeśli Serafin powie mu, że ma nie ruszać. I poza tym - nie będziesz z tym sama.
— Ale książę powiedział, żebym to ja zajęła się krokodylem… — Hotaru pozbierała w końcu nożyczki.
— Ayrenn ci pomoże. — Pocieszył ją Isidoro. — Poza tym - ja też miałem pomoc. Michelle chyba nawet polubiła Magistra i nigdy nie odmawia udzielenia pomocy, jeśli się ją o nią poprosi.
— Tak, Michelle nie boi się żadnych groźnych zwierząt — dodał Mattia, uśmiechając się do wspomnień.
Hotaru znów przeniosła wzrok między dwójką astrologów - łagodne spojrzenia identycznych oczu i uspokajające uśmiechy ludzi, którzy widzieli przyszłość w końcu uspokoiły i jej serce. Na uśmiech odpowiedziała uśmiechem.


Torby - spakowane. W ich wnętrzach spoczywały wahadełka, karty tarota, kamienie szlachetne, runy, kości i wszystkie inne utensylia, których używali bracia. Ich podróż, choć miała zamknąć się w jednym tylko kroku, miała zanieść ich tysiące kilometrów od Tirie. Tak daleko, jak jeszcze nigdy nie podróżowali.
Serafin zdawał się nie odczuwać żadnego sentymentu, nie kontemplować chwili. Otaksował spojrzeniem astrologów, skinął im głową. Użył przedziwnego artefaktu, w środku pomieszczenia rozbłysł portal. Nierzeczywiste światło kładło się na podłodze, ścianach, oświetlało twarze astrologów, niosąc niewyczuwalną zapowiedź czerwonego piasku i pustynnego gorąca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz