niedziela, 9 stycznia 2022

Od Serafina cd. Isidoro

Teleport wypluł ich po drugiej stronie, prosto w objęcia wysokiej, okrągłej, chłodnej sali bez okien. Kamienne bloki zdobiły wykute starannie runy przesiąknięte magią, podłogę zamiatały obłoki mgły. Za nimi okrągła dziura w ścianie, niebezpiecznie migocząca, niby gładka tafla, niby ciemna, zaklęta woda. Tuż obok dziury – kolejna i jeszcze następna, tak samo złudna, tak samo zachęcająca by przez nią przejść, zanurzyć się w ciepłej, magicznej toni.
Serafin przez krótką chwilę stał w miejscu, szpony badały powietrze. Oczy, nieznacznie przymrużone, błyszczały niebezpiecznie w nikłym świetle lewitujących zielonych ogników stanowiących jedyne źródło światła w sali.
― Już wiedzą ― odezwał się po czasie. Głos, zazwyczaj niebywale mrukliwy i opanowany, zdradzał odrobinę ekscytacji. Czarnoksiężnik ruszył w kierunku schodów prowadzących w górę, pokonał po dwa stopnie na raz, zamiatając ciemną szatą. Przejście łączyło się z szerokim korytarzem. Ten dla odmiany był już zdecydowanie cieplejszy w odbiorze, bogato zdobione ściany z piaskowca stanowiły przyjemny kontrast dla poprzedniego pomieszczenia. W powietrzu unosiły się pomarańczowe ogniki; snuły się pod sufitem, błądziły przy ścianach, osiadały na pojedynczych ozdobach, czy przedmiotach użytkowych.
Ruszył dalej, bez słowa prowadząc za sobą astrologów. Zdobienia ścian znów uległy zmianie, przechodząc z motywów typowo sallandirskich na bardziej magiczne. Pojawiły się rysunku faz księżyca, pojedyncze gwiazdozbiory, które wbrew logice, zdawały się częściowo opuszczać bezpieczny pion ściany i lewitować w powietrzu. Iluzja była utkana bardzo wprawnie i stabilnie, doprowadzając ograniczone, ludzkie zmysły na skraj możliwości poznania. Przemknęli przez gwiazdozbiory i chłodne chmury, pokonali kolejne schody, ale na samym ich szczycie, Serafin wysunął ramię w bok, blokując Isidoro przejście. Obserwował korytarz z niepokojącym skupieniem na twarzy i w onyksowych oczach.
― Coś nie tak? ― Spytał Mattia, również zatrzymany.
― Korytarz ulega zmianie. Jeśli mnie pamięć nie myli, zaraz przekształci się tak, że znacznie skróci nam drogę.
― Ulega zmianie?
― Mhm ― potaknął mrukliwie ― wieża żyje swoimi kaprysami, tak samo jak arcymag.
Kiedy książę skończył zdanie, obraz przed nimi zafalował, niby trącona wiatrem tafla wody. Wystarczyło mrugnąć, by magia scalona z murami budynku dokonała dzieła. Kolejny korytarz był najszerszy z dotychczasowych, urządzony z właściwym Serafinowi przepychem, choć utrzymany w żywej kolorystyce z dodatkiem złotych elementów. W oddali, przy dwuskrzydłowych drzwiach, czekała na nich kobieta. Owinięta była lekkimi, fioletowymi szalami przesłaniającymi twarz i włosy, w całkiem eleganckiej szacie dopasowanej pod kolor. Na palcach błyszczały złote pierścionki.
Książę, chcąc czy nie, nie mógł powstrzymać specyficznego uśmiechu wyginającego wargi. Ruszył w jej kierunku, nieznajoma pozostała w miejscu nieruchomo, jak egzotyczna statuetka. Rubinowe oczy śledziły ruchy arcymaga i towarzyszących mu ludzi w skupieniu.
― Salomea ― odezwał się Serafin, wciąż pozostając w niebywale dobrym humorze. Skinął głową kobiecie, ta umknęła wzrokiem na kolorową podłogę. Drobną dłonią powędrowała na ukryty pod szalem i szatą mostek, dotykając go delikatnie, oddając arcymagowi należny szacunek. Spojrzenie pytająco przesunęła w stronę astrologów. ― Ach, pomoc. ― Podsumował krótko i przez krótką chwilę dał się ponieść pewnej myśli. Dopiero po tej chwili odwrócił się w końcu do braci, wskazał ich uprzejmym, prezentującym gestem.
― Isidoro i Mattia D’Arienzo, astrologowie ― rubin błysnął zaciekawieniem, żadne słowo jednak nie padło. Jedynie dłoń, tą samą, którą chwilę temu powitała arcymaga, dotknęła ponownie mostka. Spojrzenie prześlizgnęło się po braciach, nie umknęło w dół, tak jak w przypadku Serafina, najwyższego rangą na tym małym spotkaniu.
― Salomea, badaczka starożytnych ruin, astrolożka in spe ― Serafin przedstawił kobietę używając podobnej gestykulacji, ta w odpowiedzi znów splotła ze sobą opalone dłonie, skinęła głową. Ciężkie kolczyki ukryte pod szalem zadzwoniły delikatnie.
Gildyjczycy w kurtuazji nie pozostali dłużni, oboje wykonali gest identyczny do tego, którym powitała ich badaczka.
Dwuskrzydłowe drzwi jęknęły i rozsunęły się bez dalszych dźwięków, wpuszczając całą czwórkę do szerokiej komnaty. Ta również porażała mnogością kolorów i misternym wykonaniem zdobiących ściany mozaik. Meble z ciemnego drewna miały proste bryły, ułożone były głównie pod ścianami, z rzadka oddalone. Rośliny zajmujące bogato zdobione donice były okazami zdrowia i przykładnej pielęgnacji, ożywiały wnętrze, do spółki z wpuszczoną w podłogę fontanną. Wokół niej, na dywanach, porozrzucane leżały poduszki; mniejsze, większe, kolorowe lub jednolite, obszywane i surowe, miękkie i nieco twarde.
Ogniki w złotawym odcieniu krążyły w powietrzu, rozpraszając półmrok.
Serafin skierował się w stronę poduszek i beztrosko runął w ich największy stos. Salomea przycupnęła na pomarańczowej, dużej poduszce z frędzlami i czekała aż arcymag zażyczy sobie sprawozdania z sytuacji. Książę, arcymag, wygnaniec i czarnoksiężnik w jednym, przez dłuższą chwilę bardziej przypominał beztroskiego mężczyznę, który absolutnie nie ma nic innego na głowie niż tylko to, jak ułożyć się w poduszkach by było wygodnie. Refleksja nadeszła samoistnie, naturalnie, Serafinowi w końcu przypomniało się, że to nie są wakacje. Przekręcił się nieznacznie na swoich poduszkach, jedna z nich leniwie przepłynęła w powietrzu, prosto pod złote szpony. Serafin skinął dłonią na Isidoro i Mattię, by także znaleźli sobie wygodne miejsce.
― Jak wygląda sytuacja? ― zapytał w końcu, spoglądając w kierunku Salomei.
― Nieciekawie. ― Pierwsze słowo wymówione przez astrolożkę, mimo negatywnego zabarwienia, nie niosło ze sobą negatywnej nuty. Głos pozostawał przyjemny, głęboki, jakby opowiadała bajkę, nie zaś streszczała wydarzenia paru ostatnich tygodni. ― Wiatr zaklęty w murach zburzonej wieży szaleje teraz po pustyni, generuje potężne burze piaskowe, które dotarły nawet do El―Batret. Qassai jest zasypane zmiecionym zewsząd piachem, zginęło nieco osób, niemagowie z okolic standardowo zwrócili się przeciw wieżom…
― Mhm, to było do przewidzenia… ― mruknął Serafin sam do siebie na tyle cicho, by nie zakłócać monologu Salomei. W międzyczasie leniwie przesunął złotymi szponami w powietrzu, splótł zaklęcie. Pusta przestrzeń między nimi zamigotała, uformowała prostą iluzję mapy kraju.
― Kor-Akh’re i Akh’re nękają żywiołaki wiatru i wody. Rzeka Akhmu przeschła, rolnicy obawiają się o tegoroczny plon, pojawiają się pogłoski o niełasce bogów. Ludzie łączą zawalenie się wieży z wysychającą rzeką. W zasadzie, z wszystkim już to łączą.
― Co w stolicy? ― wtrącił Serafin, analizując. Wspomniane przez kobietę wydarzenia znalazły swoje odzwierciedlenie przy właściwych miastach.
― Ataxiar jest pozbawione mocy ― Salomea ściągnęła na siebie tym stwierdzeniem uważne spojrzenie onyksowych oczu ― Zawalenie się Wieży Wiatrów skutecznie zakłóciło pracę pozostałych trzech wież, a bez przepływu… ― kobieta wzruszyła lekko ramionami ― Znaczna część mieszkańców poszukała schronienia u krewnych w delcie Akhmu i na wybrzeżu.
Nazwa magicznego miasta przygasła znacząco, podkreślając zanik mocy w tamtym miejscu. Serafin z pewną dozą niepokoju spojrzał na północ, na kraniec gór i czającą się za nimi wieżę magii ognia.
― A artefakty?
― Skradzione. ― Serafin skrzywił się wyraźnie na dźwięk tych słów, a spojrzenie powędrowało do Isidoro, jedynej znanej mu osoby, która radziła sobie bezbłędnie z odszukiwaniem magicznych rzeczy. I w sumie, nie tylko magicznych.
― Mistrzowie wież?
― Podzieleni.
― Ach, czyli jak zawsze. Ilu z nich już próbowało ogłosić się nowym arcymagiem?
Salomea szybko przeliczyła osoby w pamięci.
― Czterech.
― To i tak niezły wynik. Spodziewałem się co najmniej ośmiu ― urwał, podkręcił wąsa w zamyśleniu ― Trzeba będzie ich tu przywołać, przedyskutować sytuację. Podzielić zadania… ― tu wzrokiem znów wrócił do astrologa, mając dziwne wrażenie, że Isidoro już dobrze wie, gdzie ta ścieżka ich obu zaprowadzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz