środa, 12 stycznia 2022

Od Salomei cd. Mattii

Salomea przysiadła na dużej, czerwonej poduszce, wygładziła zmarszczoną szatę na udach. Nim oderwała dłoń od materiału, w pobliżu pojawił się pierwszy kot. Wielki, nieco grubaśny z przydługim ogonem. Przespacerował się po posadzce, władczo pacnął łapą w łydkę astrologa. Nie czekał na zaproszenie, wskoczył mu na kolana, przecież był u siebie.
― Uważaj na niego ― poradziła konspiracyjnym tonem Salomea. ― Lubi wbijać pazury z byle powodu. Podobnie jak tamten. ― Wskazała mu gładkim ruchem ciemnego kota wylegującego się na podwieszanej leżance. ― Reszta jest całkiem przyjazna, jak się nad tym głębiej zastanowić. Najmniej problemów jest z kociakami, te tylko broją.
― Sporo wiesz o tym miejscu ― zauważył niezobowiązującym tonem Mattia. ― Często tu przebywasz?
― Parę razy w miesiącu na pewno. Na więcej raczej sobie nie pozwalam, w końcu wciąż mam swoje obowiązki w Wieży.
W polu widzenia pojawił się kolejny kot, zachęcony pomrukiwaniem tego pierwszego, zbliżył się na wyciągnięcie ręki. Salomea rozejrzała się, sięgnęła po leżącą nieopodal miotełkę pełną kolorowych piórek. Kiedy dotknęła przedmiotu, ten zabrzęczał zabawnie, zdradzając, że w jego wnętrzu musi czaić się ukryty dzwoneczek. Zabawka zwróciła uwagę kolejnych kotów, a w szczególności dwóch łaciatych kociąt.
W przeciągu najbliższych chwil byli już pod kocią okupacją.
― Każde bóstwo jest powiązane z jakimś zwierzęciem? ― spytał Mattia, kiedy podała mu miotełkę.
― Tak. Zazwyczaj przedstawia się ich w formie ludzkiej i ze zwierzęcą głową. Ouei jest chociażby kobietą w białej, luźnej szacie i ciężkim, złotym naszyjniku z lapisami lazuli, ale głowę ma kocią. A z kolei taki Menes ma głowę ibisa i jest mężczyzną… zazwyczaj.
― Zazwyczaj?
Salomea skinęła głową.
― Nasi bogowie lubią pokazywać się pod różnymi postaciami, rzadko trzymają się jednej. Lubią też wymieniać się funkcjami.
― Czy Ouei wymienia się z Menesem?
― Nie, akurat ta dwójka się nie lubi ― parsknęła strażniczka, obróciła w palcach grzebień i wróciła do czesania rozciągniętego na jej kolanach kociska. ― Jest taka legenda, która opowiada o dziejach Ouei zanim została boską kotką i tam jest wyjaśnione czemu nie przepadają za sobą.
Nastąpiła chwila ciszy, dwie kobiety siedzące przy sąsiedniej ścianie komnaty pozbierały się, wesoło gawędząc i zniknęły w korytarzu. Tuż obok brzdęknął dzwoneczek – to pręgowany kociak w końcu pochwycił umykająca mu miotełkę.
― Chętnie posłuchałbym tej legendy ― odezwał się Mattia spokojnie, niezobowiązująco.
Salomea uśmiechnęła się pod nosem, przymrużyła nieznacznie oczy, posłała mu nieodgadnione spojrzenie.
― W wieży są księgi i papirusy, przeczytasz sobie jak wrócimy ― odpowiedziała, ton głosu nawet nie krył w sobie zaczepki. Mimo to, umilkła na moment, przeciągnęła spojrzeniem po obłożonym licznymi kotami Mattii. ― Ale skoro tak ładnie się modlisz i zajmujesz boskimi zwierzątkami, to może jednak ci opowiem?
― Byłbym zobowiązany ― parsknął wesoło astrolog.
― No dobrze. Wyobraź więc sobie, że Ouei nie zawsze nosiła to miano i wiele, wiele lat temu znana była jako Sati, kapryśna lwica, opiekunka pustyni, bogini chorób i plag, córka boga słońca Atu. Sati była nielubiana w Sallandirze, dlatego przodkowie powierzyli jej opiekę nad czerwonymi piaskami, ale lwica i tam się odnalazła. Napadała tam na karawany kupieckie, męczyła ludzi, czasem – dla zabawy – terroryzowała wioski gorącym, pustynnym wiatrem. Pewnego dnia ludzie doszli do wniosku, że powodzi im się tak dobrze, że nie potrzebują wiary w bogów. Że ci tylko im przeszkadzają i ciągle czegoś chcą, albo traktują ich jak Sati. Dlatego przestali składać ofiary, przestali się modlić, a to rozgniewało Atu. Wezwał do siebie Sati, którą nawiasem mówiąc, lubił wykorzystywać jako ostateczne rozwiązanie swoich problemów, nakazał jej ukarać ludzi.
Astrolożka przerwała opowieść, kiedy poczuła jak po plecach coś jej się wspina. Spróbowała sięgnąć za siebie dłońmi, ale kociak-najeźdźca ani myślał ot tak dać się złapać. Wbił pazurki głębiej w materiał, coś popruł, wdrapał się kawałek wyżej. Z pomocą Salomei przyszedł niezawodny pan pasza, uwolnił ją ostrożnie od brojącego kotka, zabrał go na ręce.
― Bóstwo karzące ludzi - to nigdy nie kończy się dobrze ― podsumował, drapiąc zwierzaka za uchem.
― Oj tak, w tej historii wcale nie jest inaczej. Puszczona luzem Sati, z boskim przyzwoleniem, zaczęła mordować ludzi. Atu z początku się cieszył, bo wierni szybko sobie o nim przypomnieli, wróciły modlitwy i ofiary. W swej łaskawości powiedział nawet córce, by ta przestała namiętnie mordować jego wyznawców, ale – jak można było podejrzewać – Sati miała go głęboko w nosie. Zarzynała całe miasta i wsie, kąpała się w ludzkiej krwi i namiętnie się nią upijała. Przerażony Atu wezwał do siebie Menesa, boga mądrości. Domyślasz się, co było dalej?
― Hm… na pewno zdołali powstrzymać Sati. A skoro kiedyś była lwicą, a teraz jest kotką, to na pewno wymyślili także sposób na to, by ją przemienić.
― Spróbuj zgadnąć jak tego dokonali. Masz trzy próby.
― Ziołami?
― Pudło.
― Magią? Przecież w Sallandirze tyle rzeczy opiera się na jej działaniu.
― Masz rację, ale znów pudło. Ostatnia szansa, panie hrabio.
― Hm… ― tym razem Mattia zamyślił się nie na żarty. Podrapał się po brodzie, przygryzł policzek, zapatrzył w wisząca pod sufitem leżankę. ― Jeśli Menes to bóg mądrości, to może jakąś umową?
― Trzecie pudło, Mattia ― powiadomiła go lekkim głosem, znów z tą samą nutą rozbawienia. ― Menes wymyślił, że razem z Atu udadzą się na tajemniczą wysepkę na rzece Akhmu. Na tej wysepce znaleźli czerwone owoce didim, pozbierali wszystkie jakie się tylko dało i przerobili je na papkę, następnie wymieszali z jęczmiennym piwem i otrzymali napój, który kolorem bardzo przypominał krew. Porozlewali swój specyfik po pustyni, a czerwony kolor szybko zwabił Sati, która myślała, że to krew zabitych przez nią ludzi. Zaczęła pić i pić, aż się po prostu upiła. Padła wtedy wśród piasków, pozostałość piwa wsiąknęła w glebę. W sumie niektórzy wierzą, że dlatego piaskowiec bywa czasem czerwony, ale to inna bajka. Wracając: taką pijaną Sati znalazł Menes i głaszcząc i drapiąc obłaskawił nasza kapryśną, krwiożerczą lwicę, która pod wpływem pieszczot zmieniła się w kotkę, jaką znamy dzisiaj. Przyjęła także nowe imię.
― I nie protestowała, że ją tak zmienili? Bądź co bądź, był to jakby… podstęp.
― Oczywiście, że jej się to na początku nie podobało. W końcu Ouei, choć miła i przyjemna, choć patronuje zdrowiu i ognisku domowemu, także bywa kapryśna, czasem podrapie, czasem ześle plagę. Ale mówi się, że tak szybko się z tym pogodziła, bo Sati wciąż w niej żyje. Dużo słabsza, zepchnięta na bok, ale jednak wciąż jest obecna.
― Czyli Ouei to tak naprawdę bogini o potencjalnie dwóch obliczach?
― Zgadza się.
― Ciekawa historia. Reszta waszych bogów też ma takie powiązania między sobą?
― Och, jak jesteś taki ciekawy, to któregoś dnia ci opowiem o bogach, bo mamy ich tutaj naprawdę sporo. A odbijając pytanie, jak to wygląda w twoim kraju? Czy opieka nad kotami także uznawana jest tam za modlitwę?


legenda zaczerpnięta z mitologii egipskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz