piątek, 7 stycznia 2022

Od Sophie cd. Ayrenn

Sophie po raz kolejny przekonała się o tym, że jest zwierzęciem miejskim i że wyprawy w przepastne knieje to nie jej para probówek. Idąca przed nią Ayrenn zdawała się płynąć przez prastary las, mech łagodnie uginał się pod jej stopami, a drobne gałązki nawet nie trzaskały. Sophie za to brnęła siłą swego uporu, co jakiś czas wspierając się o jakiś pień lub wyciągniętą uprzejmie rękę Antaresa.
Las różnił się od tych, w których do tej pory bywała alchemiczka. Kobieta podążała jednak najczęściej szlakami, jakimiś wydeptanymi ścieżkami, rzadko kiedy zapuszczała się w miejsca, gdzie chodziły jedynie zwierzęta. Tutaj zaś, choć tak blisko ludzkich siedzib, drzewa wydawały się prastare, ich korzenie sięgały głęboko, tworzyły z kobierca mchu i butwiejących liści coś na kształt wzburzonego oceanu - zastygłego na wieczność spienionymi bałwanami rozrzuconej kory i próchna.
Cisza zdawała się nienaturalna, zalegające cienie kładły się groźnie, przemykały na granicy pola widzenia.
— Słyszycie jakiekolwiek ptaki? — odezwała się nagle Sophie, przerywając ciążące im milczenie.
— Nie, nic nie słychać. — Ayrenn przystanęła na moment, jej brwi się ściągnęły. — Ten las bardzo cierpi.
Ruszyli dalej, Sophie brnęła niestrudzenie przed siebie, zaś Ayrenn zatrzymywała się od czasu do czasu, przymykała oczy, dotykała widmową dłonią kory drzew. Antares szedł z nimi w milczeniu, jednak w jego sylwetce Sophie wyczuła jakieś napięcie. Wzrok rycerza błądził wśród pni drzew, uważne spojrzenie przeskakiwało między cieniami.
Ayrenn skręciła, prowadziła ich jakąś nie do końca oczywistą drogą. Podążała za czymś, Sophie zaś na razie nie pytała wierząc, że kobieta podzieli się z nimi swymi przemyśleniami, gdy już wszystko stanie się dla niej jasne.
Nie czekała długo.
Prastary las urwał się nagle, gwałtownie, boleśnie. W jednej chwili były drzewa, a potem - pole gładko ściętych pniaków ciągnęło się po sam horyzont. Nieregularne, jasne placki, znaczone podejrzanie czerwoną barwą świeżej żywicy, wyglądały niczym chora wysypka na powierzchni ciemnej ziemi. Zrytej, poznaczonej bliznami, zaoranej ciągniętymi po niej gałęziami, zmiażdżonej kołami wozów i końskimi kopytami. Ludzie wycinali drzewa - bez drewna nie dało się przecież żyć. Ale żadnej wycinki nie prowadzono na taką skalę.
Ayrenn powiedziała coś do siebie - Sophie nie zrozumiała ani słowa, ale elfia mowa popłynęła strumieniem tak wartkim i kanciastym, że tego nie potrzebowała.
— Są jakieś granice…! — wydusiła w końcu, wskazała szerokim gestem w stronę wykarczowanego miejsca.
— Widać nie dla wszystkich.
Sophie skrzyżowała ramiona na piersi, objęła wzrokiem teren. Antares ruszył między ścięte pniaki, spoglądał z uwagą tu i tam. Po chwili wrócił.
— Wszystko świeże.
Jako alchemik Sophie wiedziała, że granice są po to, żeby je przekraczać. Ale trzeba mieć w tym umiar i zachować zdrowy rozsądek. Bo są i takie, których zdecydowanie nie powinno się przekraczać.
— To mamy już odpowiedź, dlaczego coś się lęgnie w lesie.
— W tym przypadku to ludzie zalęgli się w lesie — mruknęła Ayrenn, odwracając wzrok od pni. Westchnęła ciężko. — Nie będzie łatwo. I nie dziwię się, że coś zaczęło nękać Angwinów.
— Ale dlaczego w takim razie nęka tylko ich syna? — spytała Sophie.
— Mogą być różne przyczyny — Ayrenn odwróciła się już zupełnie od „polany", skierowała kroki z powrotem tam, gdzie zostawili swe wierzchowce. — Zdaje się, że ten syn jest już dorosły, prawda? — Zerknęła w stronę Antaresa.
— Tak, powinien dobiegać osiemnastu lat — odpowiedział rycerz.
— Hm, w takim razie to on mógł dostać za zadanie przypilnować robotników i zająć się całym przedsięwzięciem — Urwała, westchnęła. — Albo las stwierdził, że utrata dziecka będzie dla Angwinów boleśniejsza. — Elfka znów zwróciła się do Antaresa. — Rozmawiałeś z nim? Jak on się w ogóle nazywa.
Rycerz przez chwilę szedł w milczeniu, rozmyślając.
— Chyba Hamilton. Ale nie, nie rozmawiałem z nim. Przebywaliśmy w posiadłości bardzo krótko, całe szczęście, zaś młody Hamilton był wtedy przeziębiony, nie przyjmował gości. Nie wiem, jakim jest człowiekiem — dodał w końcu.
— Możliwe, że będziemy mieli szansę się dowiedzieć — westchnęła Sophie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz