wtorek, 11 stycznia 2022

Od Isidoro cd. Serafina

— Na czym polega ta metoda?
— Cóż, koncepcja nie jest trudna — odparł Serafin, prąc w stronę ruin. — Wypuszczasz falę magicznej energii, a od czego się odbije i do ciebie wróci, tam powinno być… coś. Problem jest tylko taki, że nie każdy artefakt oddziałuje z taką energią, można też znaleźć coś, co brzmi jak artefakt, ale artefaktem nie jest. Metoda mocno opiera się o umiejętność interpretacji i intelekt maga.
— Faktycznie, brzmi na dość zawodną…
— Tak - szczególnie, gdy zawodzi intelekt takiego maga — prychnął Serafin.
Dotarli do ruin. Kilka głów się odwróciło, do Isidoro dotarły strzępki rozmów. Teraz, gdy znaleźli się tak blisko epicentrum całej katastrofy, astrolog objął wzrokiem rozmiar zniszczeń. Wśród fal złotego piasku, lśniły strzaskane kości zawalonej wieży - gładkie, marmurowe żebra straszyły chropowatą fakturą złamań, cienkie żyłki misternych run krwawiły magią, rozszarpane siłą wybuchu. Magowie, odziani w pustynne, białe szaty, kłębili się wśród resztek i pozostałości, kręcili w cieniu wystających kości. Isidoro westchnął, przymknął oczy.
— Zacznijmy od znalezienia laski sayida — zakomenderował Serafin. — Ona jest akurat tym wyjątkiem, którego nie da znaleźć się metodą Nassera al-Irani, nie oddziałuje z polem magii. Laska jest zaklęta, to symbol władzy sayida i najpewniej stanowi też klucz do wielu innych rzeczy. Musi dostać się w moje ręce jak najszybciej…
Czarnoksiężnik patrzył wyczekująco na astrologa, Isidoro nie wykonał jednak żadnego gestu, nie użył swego wahadełka.
— Isidoro? Wszystko w porządku? — Na dnie głosu Serafina - troska.
Astrolog otworzył oczy.
— Powinieneś najpierw z nimi porozmawiać — oznajmił, a książę uniósł brew.
— Niby z kim?
— Z magami.
— To bez sensu.
— Jesteś arcymagiem.
Serafin prychnął.
— A oni - bandą imbecyli.
— Ale trochę artefaktów już znaleźli. Jeśli dobrze to rozegrasz, może uda ci się przejąć również tamte. Wtedy zyskasz nie tylko te, które przeoczyli, ale - wszystkie.
Argument trafił w punkt.
— Chodźmy. Spróbuję strategicznie ich… przycisnąć.
Serafin zawinął szatą, władczym krokiem skierował się ku najbliższej grupie magów. W miarę, jak się zbliżał, Isidoro poczuł to trudne do opisania wrażenie i płomieniste ciepło promieniujące od sylwetki arcymaga. W uczuciu tym rozpoznał jego aurę magiczną, jednak tym razem Serafin już tak bardzo jej nie wstrzymywał. Cóż, może tylko troszkę - nie chciał w końcu, by magowie padli tam pokotem. Książę pozwolił swojej aurze rozlać się powodzią pustynnego złota, przytłoczyć tym słonecznym żarem. Isidoro zauważył, jak jeden z magów instynktownie cofnął się, inny spuścił wzrok, kolejny - nieco skrzywił. Dziwne, on sam nie czuł się przytłoczony w najmniejszym stopniu.
— Kto tu dowodzi? — huknął Serafin, przeciągając spojrzeniem po zebranej grupie, przerywając im pracę i poszukiwania.
Odpowiedziała mu cisza.
— Zadałem pytanie.
Aura targnęła powietrzem, Isidoro niemal zobaczył tańczące w powietrzu drobinki - wpierw złote, na mgnienie oka błyszczące gniewnym szkarłatem.
Od grupy oderwał się jakiś mężczyzna, podszedł kilka kroków, próbował odezwać. Serafin nie dał mu żadnej szansy.
— Raport — warknął.
Spojrzenie - miażdżyło.
— Dostojny alsaahirze — Mężczyzna zaczął, zająknął się, urwał. — Gdy tylko usłyszeliśmy o tragedii, jaka wydarzyła się tutaj, że Wieża Wiatru uległa zawaleniu, natychmiast pospieszyliśmy, by uh… znaleźć ocalałych i…
Konkrety.
— … nie znaleźliśmy żadnego?
Powietrze, o ile było to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej się rozgrzało, zgęstniało.
— Nie wystawiaj mej cierpliwości na próbę.
Mag uciekł na moment wzrokiem, ale zaraz wrócił nim do górującego nad nim Serafina, przyciągnięty przytłaczającą mocą drzemiącą na dnie onyksowych oczu.
— Znaleźliśmy kilka wciąż działających latających dywanów, Pióro Veðrfölnira, Sakwę Czterech Wiatrów i uh… skrzynkę, ale nie potrafimy jej otworzyć.
— I?
Mag przestąpił z nogi na nogę.
— I Kulę Burzy.
— I...?
Chwila ciszy.
— Lustro Widzenia, ale chyba uszkodzone. Do tego garść pomniejszych artefaktów, większość również uszkodzona.
Serafin prychnął z niesmakiem.
— To żałosny wynik. Jak postępuje naprawa?
— Naprawa? — zdziwił się mężczyzna.
— Tak, naprawa uszkodzonych artefaktów — Aura znów zafalowała, mężczyzna ciężko przełknął ślinę. — Nawet nie zaczęliście?
— Wybacz, dostojny alsaahirze.
— Na każdym kroku ignorancja i niekompetencja. Wszystko muszę robić sam — warknął i podkręcił wąsa. Pojawienie się arcymaga przyciągało uwagę, pracujący nieco dalej magowie przerwali i przyszli, by choć zobaczyć, co się dzieje. Serafin kontynuował, tym razem jednak głośniej, by pozostali go słyszeli. — Każdy znaleziony artefakt ma trafić w moje ręce. Kto zachowa choć frędzel z dywanu dla siebie, potraktuję to jako kradzież i wyciągnę konsekwencje.
Przez tłumek magów przeszedł szmer konsternacji, ale nikt nie był na tyle głupi, by sprzeciwiać się arcymagowi. Cóż, prawie nikt.
Z grupy wystąpił jakiś mężczyzna - na oko młody, ale w przypadku magów trudno było powiedzieć, jaki jest ich realny wiek.
— Jakim prawem? Przecież wszystkie te artefakty to nie własność arcymaga.
Serafin zmierzył go spojrzeniem, usta wygiął w drapieżnym uśmiechu. Nie odezwał się, w milczeniu podszedł do mężczyzny, spojrzał z góry oczami o barwie płynnego złota.
— Chciałbyś o tym… podyskutować?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz