poniedziałek, 10 stycznia 2022

Od Mattii cd. Salomei

Mattia zanotował w pamięci imię Wolanda, jako ostatecznej bestii do obłaskawienia - nie przeciwnika do pokonania, bo astrolog nie uważał, by dyskusja była walką, z której może wyjść tylko jeden zwycięzca. Jakiego kalibru bestią miał okazać się Woland, było wciąż skryte za woalem przyszłych zdarzeń, niemniej jednak Mattia zdecydował, że cokolwiek miało się wydarzyć, poradzi sobie z tym skutecznie i z klasą.
Spojrzał na Akshana - mag odpowiedział mu uśmiechem podszytym łagodnością, na dnie oczu o niezwykłym kolorze zaigrały iskierki zaciekawienia. Mężczyzna skinął głową, zachęcając, zaś Mattia skłonił się tak, jak poinstruowała go Salomea.
— Pasza — głos mu zadrżał, ale nie roześmiał się — Mattia Giovanni Mario D'Arienzo, miło mi.
Podniósł głowę i ujrzał, że Akshan odpowiada mu przepisowym ukłonem, że uśmiech nie schodzi z jego twarzy.
— Akshan. Mi również miło, że mogę cię poznać.
Gdyby tylko pozostali magowie byli równie pozbawieni uprzedzeń i zbyt wysokiego mniemania o sobie, zadanie Mattii można byłoby przyrównać do spaceru po ogrodzie. Astrolog dobrze jednak wiedział, że o czymś takim może śmiało zapomnieć. Starał się jednak, by nie spędzało mu to snu z powiek i nie kładło się cieniem na nastroju. Tym bardziej też doceniał to, że Akshan postanowił nie odgrywać zbyt trudnego przypadku.
Przez pewien czas rozmowa płynęła wśród ogólnych tematów, w pewnym momencie mag zwrócił dłoń w stronę poduszek i stojącej fajki wodnej.
— Rozgośćcie się. Nie ma sensu, żebyśmy spędzili całą rozmowę stojąc.
Salomea i Mattia znaleźli wygodne siedziska wśród barwnych poduch, zaś Akshan musnął dłonią fajkę, ta zaś westchnęła, zabulgotała, na szczycie przez chwilę mignął żar. Mattia z zaciekawieniem obserwował egzotyczny sprzęt, jego spojrzenie złowiła Salomea.
— Czy w twoim kraju fajki wodne są… — zawiesiła głos, urwała.
— Zabawne? Nie. Po prostu niespotykane. To chyba pierwszy albo drugi raz, kiedy widzę coś takiego na żywo.
Akshan odwrócił się od fajki, zerknął na astrologa.
— W takim razie to obowiązkowy punkt, byś nauczył się też palić. Prawie nie ma spotkań towarzyskich bez fajki wodnej.
Mattia westchnął tylko w głębi serca. Nie minęło nawet południe, a on już musiał nauczyć się tak wielu rzeczy i tyle z nich go zaskoczyło. Salomea siedziała przez chwilę zamyślona, w końcu zerknęła na astrologa.
— Ale w Iferii macie w ogóle fajki?
Biorąc pod uwagę to, że dopiero co Mattia opowiedział jej o całkowitym braku oaz, słoni i wielbłądów w jego kraju, a także o znikomym odsetku magów w społeczeństwie, jej pytanie wcale nie wydawało się tak nielogiczne.
— Owszem, mamy, jednak palenie nie jest bardzo powszechną rozrywką, krzywo też patrzy się na niektóre osoby, które się temu oddają.
— Czy to znaczy, że nigdy nie paliłeś? — Akshan uniósł brwi.
— Może ze dwa razy w życiu — sprostował astrolog. — W bardziej wysublimowanym gronie palą głównie mężczyźni po czterdziestce, bardzo rzadko zdarza się to kobietom, a i tak mówimy raczej o tych nieco starszych, niezamężnych — zrobił lekką pauzę — niezależnych i elokwentnych.
— To dość ciekawe rozgraniczenie — wtrąciła Salomea. — Czy to rozrywka zarezerwowana wyłącznie dla szlachty?
— Ależ nie. Jednak i wśród innych warstw występuje podobne w swym wydźwięku rozgraniczenie.
— Ty jednak nie pasujesz w sumie do żadnej z wymienionych przez siebie grup.
Akshan też rozsiadł się w końcu na poduszkach, w dłoni trzymał długi, metalowy cybuch. Zaciągnął się, wypuścił kłąb aromatycznego dymu.
— To prawda. Czas studiów jest dobrym momentem na próbowanie nowych rzeczy — Mattia uśmiechnął się po części szelmowsko, po części enigmatycznie.
Akshan wyciągnął w jego stronę cybuch, astrolog przyjął go, przez moment mierzył wzrokiem. Powiedzmy, że miał nieco oporów przed wzięciem do ust czegoś, co przed chwilą niemal obcy człowiek miał w swoich ustach, opory te jednak szybko w sobie zdusił. Wsunął cybuch do ust, zaciągnął się dymem.
Kaszlnął, część dymu poszła nosem, astrolog zamrugał, szybko osuszając łzawiące oczy.
— Musisz zaciągać się trochę płycej — Akshan rzucił mu nieco zaniepokojone spojrzenie, Salomea wyciągnęła dłoń, odebrała cybuch. — Zrobię nam herbatę.
To mówiąc wstał, zniknął gdzieś w pomieszczeniu obok. Salomea tymczasem wsunęła ustnik pod woal, zaciągnęła się subtelnie, a potem dym w jakiś cudowny sposób uleciał wdzięcznie między fałdami delikatnego materiału.
— Widzę, że czeka mnie sporo nauki, nim będę w stanie palić z klasą — westchnął astrolog i chrząknął nieco, starając się pozbyć lekkiej chrypki.
— Nie martw się, to nie jest takie trudne — odparła Salomea, na razie nie przekazując Mattii fajki. — Będziemy mieli więcej okazji i lepszy pretekst, by we trójkę posiedzieć i porozmawiać.


Mattia wiedział, że będzie mu brakowało obecności Isidoro, jednak każda godzina wypełniona coraz to nowymi informacjami na temat Sallandiry sprawiała, że nawet nie miał czasu o tym myśleć. Nie było niemalże rozmowy, czy to z Salomeą, czy z Akshanem, która podążałaby jednym ustalonym torem. Wystarczyło ledwie parę zdań, by okazało się, że oto trafili na kolejną różnicę między ich krajami, która zdawała się trudna do wyobrażenia dla tej drugiej strony. Astrolog miał wrażenie, że w tym kraju nuda po prostu nie istnieje.
Może też dlatego takim smutkiem napełnił go moment, gdy wieczorem, zmęczony po całym dniu, wrócił do ich wspólnej kwatery. Tam zaś powitała go ciemność za oknem, kotłujący się w wiecznej pętli śnieg, trzaskający monotonnie ogień w kominku i całkowity brak Isidoro. Tym bardziej dojmujący, że komnata wyglądała przecież na wzór ich domu rodzinnego, gdzie spędzali razem niemal każdą chwilę. Jednak jego brat miał w końcu wrócić, choć Mattia nie był pewien, ile dni zajmie mu badanie ruin wieży wraz z Serafinem. Astrolog westchnął nieco ciężej, niż zamierzał.


Mattia zaciągnął się fajką, wypuścił z ust gładki kłąb dymu, który grzecznie odleciał gdzieś w bok, z daleka omijając twarze wszystkich zebranych wokół fajki. Akshan pokiwał głową z uznaniem.
— Coraz lepiej ci idzie — pochwalił, zaś astrolog skinął mu w podziękowaniu i przekazał długi ustnik.
— To dobry moment, żeby powtórzyć nieco informacje o sayidach — dodała Salomea, obracając w dłoniach figę.
W oddali szumiała fontanna, wokół kołysały się egzotyczne, pachnace rośliny, zaś rozłożone miękkie poduszki formowały miejsce tchnące wakacyjnym wypoczynkiem i brakiem jakichkolwiek obowiązków. Mattia miał wielką chęć oddać się temu uczuciu całkowicie, szczególnie w tak miłym i uprzejmym towarzystwie, jednak cel misji wzywał, zaś astrolog nie miał zamiaru się wymigać.
— Masz rację, to dobry pomysł. Czy mam opowiadać, czy raczej wolisz mnie przepytać?
— A ty jak wolisz?
Astrolog zamyślił się.
— Wydaje mi się, że lepiej czułbym się mogąc sam opowiedzieć o tym, co zapamiętałem.
W rubinowych oczach Salomei zatańczyły jakieś nieco psotne, choć nadal pogodne i przyjazne iskierki.
— W takim razie - szykuj się na serię pytań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz