piątek, 7 stycznia 2022

Od Michelle cd. Mattii

— Faktycznie — Michelle od razu zapaliła się do pomysłu. — Na jej miejscu byłoby mi przykro, że zwracamy się do niej tak bezosobowo.
— Rozumie, co się do niej mówi? — Lukáš zmarszczył brwi, wyraźnie zbity z tropu.
— Każde stworzenie rozumie — sarknęła na to. — Tak samo jak każde czuje. Kotka mojego dziadka regularnie grywa z nim w szachy. Czasem nawet wygrywa.
— W jaki sposób poruszała pionkami? — mag zmarszczył brwi, weterynarz z kolei pokręciła głową. Nie spodziewała się, że właśnie ta kwestia okaże się dla mężczyzny najbardziej zastanawiająca. Z drugiej strony, w gildii mieli żabiego byłego rektora uniwersytetu w Defros, zatem kto wie, jakież to persony skrywały obecnie uczelniane mury.
— Łapką — odparła bez mrugnięcia okiem, wargi maga drgnęły. — Immi jest bardzo dobrze wychowana.
Myśli kobiety zaraz jednak spłynęły z szachownicy w Brittlebury i wróciły do gryficy - poruszona przez Mattię kwestia wyboru imienia, sprawa z pozoru błaha, przemówiła do wyobraźni kobiety. I zaraz doszła do wniosku, że istotnie nie umie sobie wyobrazić, jak dotąd mogli pracować, nie nadając pięknemu stworzeniu jej własnego, godnego jej miana.
— Purchawka? — zasugerowała. — Nie, jednak nie. Nikomu nie damy po niej deptać.
Gdy tylko weszli do jaskini, kamienne ściany podchwyciły ich głosy, echo odbijało się od skał i niosło hen daleko poza obszar oświetlany miękkim blaskiem lampy. Tym razem, świadomi terenu, w którym przyjdzie im pracować, gildyjczycy zabrali ze sobą wyposażenie mające ułatwić pracę nie tylko nad ziemią, ale również w jej trzewiach.
— Może Biała Dama? — myślała na głos.
— Brzmi bardzo dostojnie — zauważył sceptycznie Lukáš.
— To bardzo dostojna dama — gładko odparła Michelle, żwawo kontynuując wędrówkę. — I faktycznie jest śnieżnobiała. Królowa Śniegu też by pasowała, ale w bajkach to była często wredna postać. Chociaż miała ładny zamek, zawsze chciałam móc tam trafić i się poślizgać po tych lodowych poręczach.
— Hela też brzmi ładnie — zaproponował mag.
— Albo Atria. To najjaśniejsza gwiazda Trójkąta Południowego — dorzucił Mattia. Oczy Michelle rozbłysły, z zapałem pokiwała głową, magowi też się najwyraźniej spodobało.
— Zatem postanowione.
— Są tu może nietoperze?
Teraz, gdy mieli do dyspozycji nieco większą lampę, która skuteczniej odstraszała cienie czające się w nieskończonych zakamarkach jaskini, mogli również podziwiać sklepienie.
— Są ciepłolubne, przynajmniej większość — wyjaśniła. — Dlatego zbijają się w gromady, kiedy śpią, a w zimę zapadają w hibernację. Wcześniej żadnych nie widzieliśmy.
— Zdaje się, że jest tu nieco zimniej niż zazwyczaj w jaskiniach na tej głębokości — zauważył astrolog, ściągając na siebie nieco zaskoczone spojrzenia dwóch par oczu. — Całkiem możliwe, że to kwestia obecności Białej Damy.
— Czy portal może wyciągać ciepło z otoczenia? — Michelle zwróciła się do maga, nawet jeśli robiła to coraz bardziej nieufnie, zwłaszcza od momentu odkrycia przez mężczyznę, że portal ma dwie strony. Kobieta wiedziała doskonale, że sama również potrafi palnąć głupotę, niemniej gdy patrzyła na pociesznego studenta, zaczęła się zastanawiać, dlaczego tyle czasu zwleka z Defros.
— To już tu — astrolog zatrzymał się przed znajomym załomem, dał magowi garść przysmaków. — Postaraj się zbadać portal, Michelle w tym czasie opatrzy Atrię, a ja zajmę jej uwagę.
I weszli.
Gildyjczycy, wiedzący już, jakiego widoku należy się spodziewać, nie zareagowali w sposób zbyt emocjonujący - czujne oczy Mattii omiotły pomieszczenie w poszukiwaniu ewentualnego magicznego wzmacniacza, zogniskowały się na stworzeniu leżącym dalej pod ścianą, Michelle skupiła się na znalezieniu wszelkich zmian w postaci gryficy.
— Jest wielka — mag otworzył szeroko oczy, zlustrował istotę aż po chorągiewki piór.
— Nie mówi się tak do kobiety.
Atria zaskrzeczała, jakby na potwierdzenie tych słów. Twarz weterynarz rozjaśniła się:
— Wstawała! Zobaczcie, leży trochę dalej.
Informacja z pozoru niewiele wnosząca, ale jakże ważna: skoro była w stanie się ruszać, nie mogło być tak źle. Co prawda, Michelle nieco się obawiała, że przemieszczanie się może naruszyć ledwo co zakrzepłą, naruszyć nadwrażliwe tkanki, z drugiej - sama nie wyobrażała sobie siedzenia tyle czasu, z kolei Atria miała do dyspozycji zarówno potężne, mocne nogi, jak i wspaniałe skrzydła, bezruch nie był przeznaczony jej w żadnym calu. Michelle mogła bez trudu wyobrazić ją sobie pośród nieskończonych połaci śniegu, jak to lata między wieczną zmarzliną, to przechadza się po kruchym lodzie, a ten skrzypi cicho pod jej puchatymi łapami.
— Atria, jak podoba ci się to imię?
Gryfica przez kilka sekund patrzyła w ich stronę - w czarnych oczach błysnęło zainteresowanie, namysł. Weterynarz szczerze wątpiła, by w tym momencie choćby największy sceptyk byłby w stanie powiedzieć, że Atria nie była jedną z najbardziej rozumnych istot na świecie.
Ptasi łeb delikatnie przechylił się w prawo, ogon energicznie zastukał o ściany. Reakcja była pozytywna.
— Zatem do pracy rodacy.
Początkowo szło sprawnie: Atria, zaznajomiona już z tajnikami pracy gildyjczyków, miała w pamięci ulgę, jaką przyniosły jej zabiegi wykonanie poprzedniego dnia i smaczne przekąski, którymi znów zaczął częstować ją astrolog. Ogon wciąż jednak znajdował się w przedpokoju, raz smagnął lekko weterynarz w plecy, gdy zbyt mocno ucisnęła skórę przy rozcięciu.
— Było nie rozrabiać.
Lukáša mieli chwilowo z głowy - po początkowym wahaniu badał zawzięcie portal, każdy jego ruch był pełen determinacji. Był skupiony na swoim zajęciu, z jego ust przez parę minut nie padło żadne słowo - aż w końcu kobieta przedłużającą się ciszę uznała za dziwaczną. Zerknęła w stronę, gdzie powinien być mężczyzna - błyszczał się tam tylko portal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz