niedziela, 2 stycznia 2022

Od Isidoro cd. Serafina

Jego dar powrócił. Isidoro sam nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak samotny, opuszczony i bezsilny czuł się, gdy jego wzrok nie sięgał gwiazd, a karty tarota milczały, martwe w jego dłoniach. Jednak gdy pole antymagii w końcu się cofnęło, a Isidoro zbudził się - wśród miękkich skór reniferów, w ogrzanym pomieszczeniu porządnie zbitej chaty - astrolog bardzo szybko zaczął stawać na nogi. Dużo szybciej, niż Serafin.
— Cieszę się, że już się obudziłeś — powiedział miękko, ostrożnym krokiem pokonując drogę do rozległego łóżka, na którym próbował umościć się czarnoksiężnik. Przycupnął na brzegu, przelotnie omiótł wzrokiem artefakt, ale zaraz spojrzał znów na Serafina. — Jak się czujesz?
— Dokładnie tak, jak widać — burknął książę.
Czyli niezbyt dobrze.
Potargany, pobladły, z podkrążonymi oczami, zdawał się niezdrowo zapadnięty i nadwyrężony. Isidoro panikował, gdy zaraz po przebudzeniu, nim jeszcze pozbierał myśli, wygramolił się z własnego łóżka, usiłując w rozległej chacie wodza znaleźć swego czaromiota. A gdy go znalazł - ten był nieprzytomny, z czołem mokrym od gorączki.
— Długo spałem? — spytał Serafin, siadając w końcu stabilnie, wyciągając dłoń, by Isidoro włożył mu w nią kubek.
— Cały tydzień.
— Popatrz, a wcale nie czuję się wyspany — prychnął, pociągając łyk z kubka. Zmarszczył brwi. — Gorzka, za długo ją parzyłeś.
— To wywar z korzenia patuktuq, rozgrzewa i wzmacnia — odparł astrolog. — I jest trochę ostry.
— Nie wyczułbym, gdybyś nie zwrócił mi uwagi — Serafin pociągnął kolejny łyk, zastanowił się. — Może trochę ostry.
Przez pewien czas panowała cisza, Serafin zerkał w głąb czarnej, herbacianej toni.
— Dali nam jakieś lepsze kwatery. Nie, żebym spodziewał się czegoś nieuwłaczającego godności w tym zapomnianym przez bogów miejscu, ale jest nieco lepiej.
— Udało ci się nie tylko pokonać heretyków, ale i przekonać bogów, by nie gniewali się już na wioskę — Zabarwiony ulgą uśmiech nie znikał z twarzy astrologa. — Wieśniacy są wdzięczni, świętowali chyba trzy dni.
— Jakoś nie jest mi przykro, że ominęła mnie impreza na mą własną cześć — Serafin odstawił w końcu kubek na szafkę, sięgnął po artefakt, chwilę badał go wzrokiem.
— Nie wiem, jak miałeś dość sił, by po całej walce dotrzeć jeszcze do sanktuarium i go naprawić — dodał Isidoro. — Uyarak mówił, że szamani bali się podejść - po samej walce pod sanktuarium została tylko zaorana ziemia, a gdy chcieli cię zawrócić, byś odpoczął i by obejrzał cię uzdrowiciel, zacząłeś ciskać jakimiś straszliwymi klątwami, więc w końcu odpuścili. Bali się.
— Słusznie — skonstatował Serafin. W jego wykonaniu nawet sallandirskie „kokosanki" brzmiały śmiercionośnie. — Wydarzyło się jeszcze coś ciekawego?
— Cóż - pole antymagii zniknęło, kiedy naprawiłeś artefakt. Czujesz to, prawda? Rozumiesz wszystkie moje słowa — Isidoro zerknął na trzymany przez Serafina obiekt. — Mój dar wrócił, mogę przewidywać dla nas przyszłość. Nie będziemy już iść po omacku.
— W końcu! Mam dość tej zapadłej dziury, powinniśmy wyruszyć jak najszybciej i dotrzeć do czegoś, co można nazwać cywilizacją. — Książę podkreślił ostatnie słowo.
— Też tak sądzę. Mógłbyś wtedy lepiej zająć się tym artefaktem - gdy dotrzemy już do Tirie.
— To na pewno.
— Co właściwie było z nim nie tak? — spytał Isidoro.
Serafin machnął złotym szponem, ten zamigotał w świetle kaganków.
— Nie wiem, wyleciało mi z głowy, więc pewnie coś drobnego — odparł lekceważąco, odstawiając z powrotem artefakt i biorąc kubek z naparem. Przez moment milczał, przesunął wzrokiem gdzieś po ścianie. — A jak ty się czujesz?
— Już dobrze. Wszystko jest w porządku.
Ramiona księcia nieznacznie się rozluźniły, mężczyzna poprawił się na łóżku, zapadł nieco w skóry. Westchnął.
— Dobrze.
— Mieliśmy dużo szczęścia — podjął astrolog.
— Ciekawe w którym miejscu? — Książę skrzywił się, prychnął coś o dziwce Fortunie.
— W każdym. Nie pamiętasz, jak wyglądało pobojowisko?
— Nie jestem strategiem wojskowym, pobojowiska mnie nie interesują.
— Magia zmieniła cały teren wokół sanktuarium, jednak tam, gdzie mnie położyłeś, nawet śnieg był nietknięty. Nie zawaliło się przejście do tego miejsca. Wywaliło tylko wrota - tak, że nie trzeba było ich otwierać, wystarczyło wejść. Nie trafiłem cię ani razu, choć próbowałem. Pożyczyłeś dokładnie tyle magii, by nie zrobić mi krzywdy, ale by mieć jeszcze siłę na naprawę artefaktu. Wyobrażasz sobie, jak odzyskiwalibyśmy siły w polu antymagii? Moglibyśmy tego nie przeżybć. — Isidoro westchnął. — A w trakcie walki - nie zdarzył się żaden szczęśliwy przypadek? Coś, co nie miało prawa się wydarzyć, a jednak się ziściło?
Serafin patrzył przez chwilę na astrologa.
— Było coś takiego. Jeden czar, który nie miał prawa się udać. A jednak - udał się — przyznał w końcu, onyksowe spojrzenie badało twarz astrologa. — Teraz mi się przypomina. Zrobiłeś coś - tuż przed walką.
— Chyba tak — odparł Isidoro. — Ale nie wiem do końca, co.
— Jak to - nie wiem co?
Isidoro wzruszył ramionami, uśmiechnął się niewinnie, rozbrajająco.
— Przekupiłeś dziwkę Fortunę?
— Poprosiłem los, by się uśmiechnął.
Serafin prychnął, przy odrobinie dobrej woli prychnięcie to mogło uchodzić za pełen zrezygnowania śmiech.
— Ty, niewyszkolony mag, rzuciłeś nieznane sobie zaklęcie, jeszcze w polu antymagii. I na dodatek - nie wysadziłeś nas obojga w powietrze.
— Los postanowił spełnić prośbę.
Czarnoksiężnik pokręcił głową, rozległo się pukanie.
— Proszę.
Do pomieszczenia wsunęła się jakaś młoda dziewczyna, niosła z sobą tacę z parującymi półmiskami. Pełnym nabożnej czci i obawy spojrzeniem błądziła między astrologiem i księciem.
— C-czy czaromiot zechce spożyć? — spytała, jej głos był podejrzanie wysoki.
— Jak mnie nazwała?
— Wielkim magiem — Isidoro pospieszył z wyjaśnieniem.
— Nie próbuj mnie udobruchać. To słowo mnie obraża.
— Ale to prawda. Najpotężniejszego maga w wiosce nazywa się tu czaromiotem — dodał astrolog, Serafin prychnął po raz kolejny tego dnia.
— Przekaż tym niedouczonym kmiotom, że poprawne słowo to alsaahir, a nie tam żaden czaromiot. — Skinął na dziewczynę. — Podejdź. Alsaahir zechce spożyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz