niedziela, 2 stycznia 2022

Od Ayrenn cd. Talluli

Niewyraźny, biały kształt otoczony obłoczkiem mgły przepłynął w powietrzu, przysiadł na biurku. Ayrenn przestała pisać, nieznacznie uniosła spojrzenie, wprost na goszczącego w kwaterze ducha. Biała plama nabrała wyraźnych, ptasich kształtów, a już po chwili miała przed sobą niewielkiego wróbla o niepokojących, niebieskich oczkach. Ptak nastroszył lekko przeźroczyste, widmowe piórka, w paru podskokach pokonał dzieląca ich odległość, wskoczył elfce na dłoń.
― Czyli i ty jesteś ofiarą zarazy? ― spytała miękko, z ciekawskim błyskiem przyglądając się duchowi. Nie wzywała go, musiał pojawić się tu z własnej woli.
― Przykro mi ― odpowiedziała, odchylając się w krześle. ― Przepytywałam już tyle duchów, ale żaden nie miał mi nic ciekawego do powiedzenia. Może z tobą będzie inaczej, hm?
Wróbel nastroszył się bardziej, przypominał teraz białą, nieznacznie obrażoną kulkę. Ayrenn uśmiechnęła się łagodnie, uniosła widmową dłoń, przeźroczyste palce zanurzyła w piórkach. Duch nie mówił, przekazywał jedynie obrazy i uczucia, wrażenia z minionego życia. Przez krótką chwilę wydawało jej się jakby sama była wróblem, jakby przeżyła to życie razem z nim. I skończyła, także z nim.
― Morowe powietrze ― westchnęła ― wszystkim szkodzi tak samo. Ludziom, nieludziom, zwierzętom.
W pomieszczeniu pojawił się kolejny duch. Wilk przebiegł przez ścianę, zatrzymał się przy biurku, spojrzał na wróbla błękitnymi, zimnymi ślepiami. Myśli przepłynęły w powietrzu, zjawy się skomunikowały. Ayrenn nie mieszała się w tę komunikację, taktownie trzymała się z boku, choć przecież wystarczyłaby jedynie odrobina jej woli, by pochwycić strzępki ich myśli, włączyć się w rozmowę. Pozostawiona sama sobie, wróciła do uzupełniania dziennika, raz po raz powracając do dostarczonych jej notatek i dokumentów.
Żałowała, że wcześniej nie zainteresowała się magią leczniczą. Że mieszkając w Valnwerdzie, mając pod ręką całą biblioteczkę pełną elfickich pozycji o tym gatunku magii, nie skorzystała z tego bogactwa, nie uszczknęła stamtąd absolutnie nic. I dopiero teraz, po ponad stu latach, czuła, że być może powinna zmienić specjalizację. Że być może to duchy powinny być jedynie dodatkiem, a głównym zajęciem powinno być uzdrawianie. Elficka magia mogłaby tu wiele pomóc, wiele zdziałać. Gdyby tylko znała więcej czarów…
Nerwowe skrobanie pióra po papierze ustało wraz z kliknięciem klamki. Ayrenn obejrzała się przez ramię, powitała Tallulę skinieniem głowy. Rozejrzała się także po pokoiku, zdumiona tym, ile duchów w międzyczasie zdążyło się tu jeszcze przypałętać. Sowy, myszy, nornice, łasice, parę szczurów, dwa psy, wilk i wróbel. I ani jednego człowieka.
― Nic dziwnego ― podsumowała ze smutnym uśmiechem ― wydaje mi się, że pracujesz zdecydowanie ponad siły, Tallulo. A tak nie można, sam Cervan przecież prosił, żebyśmy się tu nie zajechały. Co prawda ― elfka cmoknęła, obróciła pióro w dłoni ― wydaje mi się, że przysłani tu badacze niezbyt starają się pomóc i zbijają bąki na naradach o niczym, no ale…
Wzruszyła ramionami, wzięła dziennik w dłonie i przekartkowała go. Strony pokrywało coraz to mniej staranne pismo.
― Na początku objawami była gorączka, duszący kaszel, wyczerpanie. Teraz mamy dodatkowo bladość skóry, niedokrwienie kończyn górnych, krwotoki do białka oka. I co chwile dochodzą kolejne, coraz to nowsze i coraz bardziej odległe od pozostałych. Nie wiem, czy czasem choroba nam nie zmutowała, tak kompletnie przy okazji.
Odwróciła się w krześle, spojrzała na siedzącą na łóżku czarownicę. Uśmiechnęła się znów, równie łagodnie co poprzednio. Lubiła na nią patrzeć, choć kładące się pod oczami cienie psuły przyjemny widok, kłuły w serce, martwiły.
― Prześpij się. Zmienię cię tam na dole, może uda mi się coś wyciągnąć. Świeżo po śmierci duchy są… bardziej gadatliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz