wtorek, 9 listopada 2021

Od Aherina cd. Serafina

Aherin, nie spuszczając wzroku z teleportu, uniósł prawą rękę, powoli i od niechcenia, bezgłośnie sprawił, że zatliła się błękitnym płomieniem. Poruszył palcami, białymi od bijącego z ich wnętrza blasku, zerknął na nie obojętnie, jakby dla pozoru. Powietrze zawibrowało nieznacznie, tchnęło zapachem magii, podmuch wiatru, który nadleciał od strony lasu, wydał się silniejszy i chłodniejszy od poprzedniego.
— Muszę prosić, żebyś się odsunął.
Serafin, wciąż nieprzyjemnie uśmiechnięty, objął okolicę oszczędnym, iście książęcym ruchem przedramienia.
— Pan prosi, pan ma.
— Zachęcam do śledzenia widowiska. — Aherin również cofnął się o kilka kroków, hieratycznie ułożył ręce, przyjął pozę bardzo efektowną i bardzo poważną, właściwą dla czarodziejów przymierzających się do rzucania skomplikowanych zaklęć i mających potrzebę uzmysłowienia otoczeniu, że to, co lada moment będą uskuteczniać, to nie w kij dmuchał. Tańczące na dłoniach płomienie wygładziły się, uformowały w ogniste kule energii, nienaturalnie blade, pałające zimną poświatą. — Będzie godne zapamiętania.
Serafin, niewzruszony do granic, poruszył palcami, szpony błysnęły, metal z charakterystycznym dźwiękiem otarł się o metal. Popatrzył na teleport spod powiek, stanął tak, by zademonstrować znudzenie, wrócił wzrokiem do Aherina. Baw-mnie-dziwko.
— Zobaczymy.
Aherin nie odpowiedział, przymknął powieki, skrzyżował dłonie w nadgarstkach, złożył palce w runiczne znaki. W jednej chwili poświata bijąca z jego rąk rozbłysła, w drugiej zgasła, w trzeciej teleport na wylot przeszyło od wnętrza kilka smug światła, ostrych i świecących jak wypolerowane klingi. Jasne promienie tryskały z wrót chaotycznie, na wszystkie strony, sterczały pod różnymi kątami. Aherin poruszył rękami, zbliżył je do siebie. Front teleportu pokrył się pajęczyną oślepiająco jarzących się szczelin i wyrw. Pęknięcia postępowały z cichym trzaskiem, wrota rozpadały się na oczach, kruszyły jak lustro. Powietrze, naelektryzowane magią, drgało wyczuwalnie. Gdy Aherin rozwarł palce, niedostrzegalna siła rozsadziła teleport z hukiem, uwolniona z jego wnętrza energia uderzyła w nich z impetem, położyła płasko trawę, szarpnęła za ubrania, zerwała liście z pobliskich drzew i krzewów. Jakiś ptak zerwał się w popłochu, jakaś ułamana gałąź opadła na ziemię, koń Serafina parsknął, tupnął, potrząsnął grzywą, ale nie spłoszył się, ewidentnie z czarami obyty.  
Causa finita. — Aherin zdmuchnął dogasający na wskazującym palcu płomień. — Teleport zamknięty. Wieczyście. 
Serafin nie poruszył się, zachował posągowy bezruch i obojętnie spokojny wyraz twarzy. 
— Zamknięty? — zadrwił. — Rozpierdolony od środka.
— Widzę, że jesteś pod wrażeniem.
— Tego? — dopytał z uprzejmym zaciekawieniem, ruchem brody wskazując wypalony w ziemi czarny ślad, miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stały błękitne wrota. — Każdy z nas wie doskonale, że dało się przeprowadzić to sprawniej, szybciej, w mniej destrukcyjny sposób, bez niepotrzebnego hałasu, bezcelowego roztrzaskiwania teleportu w mak, niekontrolowanych wybuchów chaotycznej energii, niszczenia wszystkiego wokoło i niepokojenia konia. — Pokręcił głową oszczędnie, krótko. — Nie takiego przedstawienia oczekiwałem, magistrze. Nie masz talentu do zamykania magicznych przejść.
— Ach tak?
— Nie imponujesz mi.
— Doprawdy?
— Widziałem lepsze czary.
Aherin zaśmiał się nisko, miękko, z cieniem sympatii.
— Może w swoim wykonaniu?
Serafin uśmiechnął się pod nosem, nie odpowiedział. Nie musiał, wyraz jego twarzy był dostatecznie sugestywny.
— Dopóki nie zobaczę, nie uwierzę — zapowiedział Aherin. — Skoro należymy do tej samej organizacji, zapewne nie będę musiał długo czekać, prędzej czy później będziesz miał okazję wykazać się w mojej obecności. 
— Zapewne — odpowiedział Serafin zbywająco, dyskretnie obejrzał się na konia. — Tymczasem muszę cię przeprosić. Dostatecznie znudziła mnie i ta donikąd nieprowadząca rozmowa, i to wątpliwej jakości widowisko.
Aherin, wciąż przyglądający się smolistej wyrwie w ziemi z wyraźnym upodobaniem, puścił jego słowa mimo uszu.
— Jak sądzisz, trzeba będzie składać z tego raport temu, no... Iguanatiusowi?
— Komu?
— Dasz wiarę, że również chciałem o to zapytać? — Aherin uśmiechnął się z fałszywym skonfundowaniem. — Tortoise, o ile dobrze pamiętam, to jego ojciec. Albo, hmm, na odwrót, syn. Kto ich tam wie.
— Iguanatius — powtórzył Serafin po krótkiej pauzie, z cieniem namysłu w głosie. — Brzmi jak niskorosłe humanoidalne stworzenie z rzędu iguanidae, istota w typie człekokształtnej jaszczurki. Same oryginały w tej Gildii, nie uważasz?
Aherin parsknął.
— Pewnie konfrater kozy Bulbasaura.
— I ropuchy Teddiursza.
— Wesoła kompania — podsumował. Gdy Serafin dosiadł konia i popędził go, kierując się w stronę Gildii, dodał: — Do zobaczenia w Visan Insekt.
— Kusy Werset — poprawił go czarodziej.
Aherin lekceważąco strzepnął z palców świetlisty kosmyk bladej aury.
— Przecież wiem, gdzie należę. 

przepraszam za robienie z tego wątku mema 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz