wtorek, 23 listopada 2021

Od Małgorzaty cd. Jamesa

― Nadal to rozważam, niestety magowie mają tendencję do fascynowania się rzeczami, którymi nie powinni. Obawiam się, że gdyby sprawa faktycznie byłaby ciężko magiczna, przyjęliby ją raczej w ramach potencjalnego eksperymentu do powtórzenia później we własnym zakresie.
― Słuszna uwaga ― stwierdziła, już w powozie. ― Dobrze byłoby zatem, gdyby nie trzeba było nam żadnej pomocy ze strony magów. Więcej z tego wyjdzie szkody niż pożytku, z jednego problemu zrobią się dwa, albo i trzy, sprzątania będzie co nie miara. ― Małgorzata wzruszyła ramionami, naturalnie przyjmując, że jeśli przyjdzie co do czego, to sprzątanie zapewne spadnie na jej barki. Nie chciała snuć czarnych wizji, ale to zazwyczaj tak się przecież odbywało. Sprzątała po problemach, usuwała przeszkody. W sposób polubowny, lub zdecydowanie od tego daleki.
― Wieś jest bardzo oddalona od wszelkich większych ośrodków handlowych, a w okolicznych karczmach stwierdzono, że nikt z dzieciakami na widoku się nie zapuszczał. Podobnych wizualnie chłopców i dziewcząt nie ma również w… spisach i cennikach, jeżeli mogę tak to określić.
Zielone oczy na dłuższy moment zatrzymały się na sylwetce historyka. Małgorzata założyła nogę na nogę, ciasno opinający łydkę skórzany materiał zaskrzypiał nieznacznie. Czubek buta trącił przypadkowo męskie kolano w całej tej akcji, ale jadowniczka nie zwróciła na to zbytniej uwagi, zbyt zajęta rozmyślaniem na temat przeróżnych rodzajów katalogów i cenników, jakie przyszło jej w życiu oglądać. Nie była to najprzyjemniejsza rzecz, a kiedy odkrywało się drugie dno takiego katalogu, to czasem brało na wymioty, ale ostatecznie i tak trzeba było zagryźć zęby, oferującemu nie sprzedać prawego sierpowego, bo cała misternie tkana przykrywka poszłaby w diabły.
― Zostaje do sprawdzenia jeszcze wersja z organami, ale nadal mnie to zastanawia. Do tej pory sądziłem, że wystarczą metody na cukierki, szklane kulki czy małe kotki w piwnicach, na co komu taka szopka z potworami? To wydaje się zbyt angażującą zbrodnię, jak na kilka miejscowych dzieciaków, które aż tak drogie przecież nie są.
― Może tu nie o dzieci chodzi, a o coś więcej. I dzieci, jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało, są tylko zasłoną dymną. Elementem generującym dodatkowy zarobek, lub też składową konieczną do zrealizowania planu. ― Spojrzenie, dotąd błądzące po męskiej twarzy, zsunęło się po sylwetce w dół, na kolano i na dłoń wystukującą rytm. Małgorzacie nie przeszkadzał, ale nie mogła powstrzymać się od snucia podejrzeń, jak szybko czynność ta wyprowadziłaby z równowagi Tezeusza. Postanowiła odnotować potencjalny sposób na wkurwienie sędziego w pamięci, do wypróbowania w bliżej nieokreślonym czasie.
― Myśli pani, że dzieci raczej zostały porwane czy zabite? Teoretycznie zdaję sobie sprawę, że ich szanse na przeżycie po tak długim czasie są… minimalne, ale zawsze to jakaś nadzieja, nie sądzi pani?
― Na litość boską, przejdźmy już na mniej oficjalne tereny, bo jeśli jeszcze raz ktoś zatytułuje mnie dzisiaj panią, to nie ręczę za siebie. ― Wypowiedź, choć całkiem niedaleka od gróźb karalnych, zdradzała mimo wszystko cień sympatii. ― Dzieci nie żyją, James. Tego jednego jestem prawie pewna. Płaczące i skamlące berbecie to element, który eliminuje się możliwie najszybciej, tuż po utracie przydatności. ― Małgorzata po raz pierwszy od dłuższego czasu zabrzmiała naprawdę poważnie. Odwróciła wzrok, skupiła go na widokach za oknem, odpłynęła myślami w bliżej nieokreślonym kierunku. Powóz podskoczył na drodze, wjechał w niewielką dziurę, ale na szczęście dla jadących, nic poza mocniejszym kołysaniem się nie stało.
― Czy istnieją jakieś czary w których trzeba ludzkich organów? Chociaż nie, nie odpowiadaj, bo na pewno takowe istnieją. Pytanie tylko jak bardzo są popularne i czy można je powiązać z tymi zjawami. ― W wypowiedź wkradło się psie ujadanie, stosunkowo ostre, budzące podejrzenia. Małgorzata przysunęła się bliżej okna, obrzuciła psy spojrzeniem uważnym i analizującym. W polu widzenia nie dostrzegła jednak niczego, co mogłoby budzić niepokój. Odsunęła się więc, uznając, że to pewnie jakiś królik, albo inny skrzat, czy chochlik srający ludziom do zupy.
― Być może sprawców, potencjalnie magicznych, dałoby się zastraszyć, lub chociaż wyprowadzić z równowagi, wtedy być może popełniliby błąd ― stwierdziła w końcu, kąciki ust uniosły się nieznacznie ku górze w bandyckim uśmiechu. ― Moglibyśmy cię przebrać za maga, takiego z prawdziwego zdarzenia i zmiękłaby im… no, przestraszyliby się. Znasz chyba piosenkę „Laska maga ma na czubku gałkę”? ― niezrażona ewentualnym wydźwiękiem wypowiedzi, kontynuowała: ― Pozwól, że zacytuję: „Laska maga może czynić cuda, bo wszystko nią chyba uczynić się uda. Czasem nawet magii nie trzeba, bo sześć stóp solidnego dębu to jest coś”. ― Owinęła sobie jasny lok wokół palca. ― Co prawda zawsze mogą nas zdemaskować, ale cóż, jest to pewien pomysł na dobry początek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz