Frederick Rochester. Smakowała to miano, raz za razem przywołując je w
myślach, byleby tylko w którejś z potencjalnych rozmów nie popełnić gafy
jeszcze bardziej potencjalnej, pomylenie nazwiska gospodarza byłoby
bowiem już wstydem zupełnie realnym. Poza tym, podobało jej się to
brzmienie - twarda zbitka, złożona w zdecydowanej większości ze
spółgłosek, szeleszcząca i już trącająca wyższym urodzeniem.
—
Będzie tam na pewno więcej osób — zawiesiła na chwilę głos, niechętnie
wstała z miękkiego fotela, którego nie zdążyła nawet zagrzać.
Odkształcony materiał szybko wrócił na swoje miejsce, sprężyny cicho
zaskrzypiały, jakby z pretensją. — Zastanawiam się tylko, czy będą
chcieli o tym rozmawiać, jeśli są do tego tak sceptycznie nastawieni.
Mogą to uznać za nudne.
—
To nowinka, wzbudza ciekawość, emocje. Poza tym, jeśli da im to okazję
do narzekania, nie tylko ci starsi często chętnie skorzystają z okazji —
stwierdził. — Nie musimy też wypytywać dokładnie jednej osoby lub
dwóch. Więcej może dać zgromadzenie nawet po jednym zdaniu, ale od
większej grupy.
— Ziarnko do ziarnka — pokiwała głową, uznając logikę astrologa.
Nawet
z odległości była w stanie wyczuć słodki, balsamiczny zapach
perfumowanego papieru, tak pożądany przez kupców. Kucnęła wreszcie przy
swoich bagażach, chwilę grzebała w ich wnętrzach - dużo bardziej
przywykła do takiego stanu rzeczy niż do rozwieszania wszystkich ubrań
po szafach, skoro i tak często podróżowała. Rzeczy ułożone były w
pozornym chaosie, trudnym do odcyfrowania przez przypadkowego człowieka,
gdyby jakimś cudem uznał konieczność przejrzenia jej juków. W końcu
jednak wyjęła to, czego szukała: chustę uszytą z porządnego, ciepłego
materiału.
—
Robi się chłodniej — wyjaśniła Mattii, równie dobrze słowa mogły
ulecieć przecież w eter, mając tak mało wspólnego z potrzebną
informacją. Bo i ta główna przyczyna nie została na głos wypowiedziana:
Kukume aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z zainteresowania, które
może wzbudzić, chciała je ograniczyć zatem do minimum. Tkanina miała
szansę zakryć jej ramiona, o ile nie będzie poruszać się zbyt
gwałtownie, oddzielić jej ciało fizyczną barierą, trochę tylko falującą,
od zbyt ciekawskich spojrzeń. Nawet jeśli nie raz i nie dwa opowiadała
już o sobie, zdecydowanie wolała słuchać, skierować blask lampy na
swojego rozmówcę.
—
Zapewne nie zostaniemy do końca, ale będzie późno, kiedy odpowiednim
będzie wyjść — odpowiedział jej jednak mężczyzna. — To dobry pomysł,
żeby zabrać ze sobą coś cieplejszego.
— Często bywasz na przyjęciach?
Nie potrzebował nawet chwili, by się namyślić.—
Tak — przyznał, a Kukume nie mogła powstrzymać uśmiechu, słysząc tak
szczerą deklarację. — Odkąd dołączyłem do gildii, ich liczba się
ograniczyła, ale kiedy prowadziliśmy w Ovenore praktykę astrologiczną z
bratem, to było na porządku dziennym — kącik jego warg uniósł się. —
Dosłownie. Można powiedzieć, że czasami było mi trudno pogodzić
astrologię ze spotkaniami.
— Sprawia ci to przyjemność? — uniosła brwi, złożyła wreszcie chustę w zgrabną kostkę i odłożyła ją na wolne krzesło.
—
Wiele. Myślę, że to bardzo miła forma spędzania czasu, można odpocząć,
ale też wiele się nauczyć. Jest czas, by potańczyć, poznać nowych ludzi.
Choć — zastrzegł — nie przeczę, że czasem lubię spotkać się też w
mniejszym gronie. Można wtedy pozwolić sobie na więcej, skupić się na
konkretnej osobie, zacząć bardziej poważne tematy. Kiedy zbiera się
grupa, zwykle przewijają się dość trywialne sprawy.
Nie
miała problemu, by wyobrazić sobie Mattię na salonach - nawet jeśli
nigdy nie miała okazji, by uczestniczyć w przyjęciu o charakterze
oficjalnym (chyba że do takich można zaliczyć wiejskie zabawy), postać
astrologa zwyczajnie tam... pasowała. Dlatego umilkła na chwilę, nim
skomentowała:
— Cóż, spędźmy zatem trochę tego miłego czasu.
Kukume
przystanęła na chwilę, by przyjrzeć się rezydencji - jak można się było
spodziewać, okazałej, urządzonej zarówno ze smakiem, jak i z rozmachem.
Drogę do niej rozświetlały gęsto rozstawione lampy, na brukowanej
ścieżce dało się dostrzegła parę, która właśnie dotarła do drzwi, oraz
mniejszą grupę, dyskutującą żywo pod olszą. Już dzięki temu kobieta
mogła się przekonać, jak odmienny charakter będzie miało najbliższych
kilka godzin od czasu, który spędzili u państwa Newmontów.
Nie
odczuwała zmęczenia fizycznego, drażniło ją raczej ciągłe napięcie - po
raz kolejny znalazła się w środowisku niemal zupełnie dla siebie nowym,
musiała zatem podwoić lub nawet potroić swoją ostrożność, byleby tylko
nie przepuścić żadnej potencjalnie cennej informacji, ale też nie rzec
zbyt wiele. W jakiś sposób nie mogła się też jednak doczekać, dlatego
teraz przekrzywiła lekko głowę, skierowała pytające spojrzenie na
astrologa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz