środa, 17 listopada 2021

Od Antaresa cd. Lei

Antares przez moment patrzył na to, jak Jesper reaguje na Lily, będąc w każdej chwili gotów, by zapobiec ewentualnemu nieszczęściu. Niemal od razu okazało się to niepotrzebne - tej dwójce nie trzeba było nic, prócz nieco czasu razem. Rycerz odwrócił się od sceny, po części starając się dać Lily i Jesperowi nieco prywatności, po części zaś próbując jakoś schować własną twarz i emocje przed innymi. Zawsze miał takie romantyczne serce, a to, że dawno już pogodził się z myślą, że żaden romans nigdy nie będzie jego udziałem, wcale nie ułatwiał sprawy. Chyba nawet wręcz przeciwnie. Taki widok był dla niego niczym wcieranie soli w ranę, zaś jedyne, co Antaresowi pozostało, to po prostu radzić sobie z bólem. Nie dać nic po sobie poznać.
„Miło byłoby znaleźć laskę, co nie patrzy za bardzo na wygląd, nie?"
— Cieszę się, że nic ci nie jest.
Antares odwrócił się, wyrwany z rozmyślań, spojrzał na Leę, uciekł na moment wzrokiem.
— Jesper w ogóle nie był agresywny — odparł, zerkając przelotnie w stronę pary, patrząc jak Lily naturalnie i wygodnie rozsiadła się na niedźwiedziej łapie, zupełnie tak, jakby Jesper po prostu od czasu do czasu zmieniał się w wielkiego niedźwiedzia i nie było w tym nic dziwnego. Zaraz jednak wrócił znów do Lei. — Ta wiadomość - o tym, że Lily wciąż nie straciła nadziei… Wróciła mu człowieczeństwo.
Lea uśmiechnęła się przelotnie, ale jej spojrzenie zaraz spochmurniało. Chodziło o Adama, Antares to wiedział, nawet nie musiał pytać. Zielarz stał kawałek dalej, trudno było stwierdzić, o czym myśli.
— Myślisz, że to się uda? — spytała dziewczyna, nie precyzując, co ma na myśli. Przecież oboje wiedzieli. Antares milczał przez chwilę, zastanawiając się, konsultując ze swym drugim ja, które w przypadku tej misji postanowiło być tak bardzo pomocne. Ten jeden raz.
„Jak się misiek dobrze zaweźmie, to może pierdolnie tę klątwę od drugiej strony" odezwał się wtedy mag. „Wiesz, kajdany można otworzyć z klucza, a można próbować je rozerwać, chociaż to jest w cholerę trudna opcja."
„Myślisz, że Jesper naprawdę dałby radę?" spytał Antares zaskoczony nowymi informacjami.
„No powiem ci tak, chłopie. My byśmy sobie poradzili - ty jesteś uparty jak osioł, a ja wiem co robię. No ten tutaj misiek, to trudno powiedzieć. Ale szansa jest, szczególnie, jeśli ten tam obszczymurek w końcu pęknie."
— Myślę, że w końcu tak — odpowiedział z przekonaniem rycerz. — Najbardziej martwiliśmy się, że Jesper przestanie być sobą, ale… — Antares znów zerknął w stronę pary. — Chyba nie da się przecenić siły, jaką daje wiedza, że jest ktoś, kto tak mocno kocha. Nawet, jeśli Adam nie pójdzie po rozum do głowy, sądzę, że będziemy mieli chociaż czas, by postarać się sprowadzić skądś inną pomoc. Może Jesper będzie musiał udać się z nami do Gildii, może któryś z naszych magów coś poradzi… Ale jest nadzieja. Nie jesteśmy bezsilni.
A...a... i... e.
Lea i Antares umilkli, skupili się znów na Lily, Jesperze i Adamie. To był krytyczny moment, Antares spiął się w sobie wiedząc, że jeżeli przyjdzie co do czego, to on będzie musiał interweniować. Nie podobało mu się to. Ale nie miał wyboru, to była jego rola i obowiązek. Poza tym umówili się przecież z Lily, że postarają się wszyscy dbać o nastrój Jespera, nie dodawać mu więcej, niż to było konieczne.
Adam zaczął iść w stronę Lily i Jespera. Na pobladłej twarzy perlił się pot, mężczyźnie drżały ręce, krok miał niepewny, chwiejny. Podniósł wzrok, o dziwo ominął nim Lily i popatrzył na Jespera.
Drugi mężczyzna się uśmiechał. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, jego niedźwiedzi pysk obnażał zęby w ten charakterystyczny sposób, zaślinione kąciki pyska unosiły się lekko w górę, a karmazynowe ślepia były nieco przymrużone - łagodnie, przyjaźnie. Jesper nieznacznie wyciągnął szyję, zbliżył nos w kierunku Adama.
— To ja ci to zrobiłem — wypalił nagle znachor.
Lea wstrzymała oddech. Antares momentalnie sięgnął swojej magii, oczy zalśniły mu złocistym światłem. Rycerz w okamgnieniu był gotowy, by przyskoczyć do Jespera, zabrać Lily i Adama z jego zasięgu, krzyknąć do Lei i burmistrza, by uciekali. Na razie - Jesper się nie ruszał. Burmistrz zaczął powoli się wycofywać. Panowała głucha, ciężka cisza.
— To ja cię przemieniłem — kontynuował Adam, głos boleśnie mu się łamał. — To wszystko moja wina. Nie mogłem znieść, że… — urwał, wskazał w kierunku Lily. — Patrzenie na was codziennie, ja po prostu… Jakby mi ktoś sztylet w serce… — Znów urwał, głos do reszty odmówił mu posłuszeństwa.
Jesper wpatrywał się w niego okrągłymi oczami, uśmiech zniknął z jego pyska. Antares podszedł kilka kroków.
— Lily, odsuń się — powiedział, kobieta tylko pokręciła głową.
— Ja nie…
— Nie wybaczy sobie, jeśli cię przypadkiem skrzywdzi — uciął rycerz.
Nie mógł użyć lepszego argumentu, Lily rzuciła ostatnie spojrzenie Jesperowi i wstała z jego łapy, odeszła w stronę Lei. Dziewczyna odezwała się.
— Antares…
— Nikomu nic się nie stanie, tak jak obiecałem — zapewnił ją rycerz.
— Ale na siebie też uważaj.
Mężczyzna uśmiechnął się przelotnie, skinął głową. Wrócił wzrokiem do Adama i Jespera.
Ci zaś, jakby zawieszeni w próżni, trwali w milczeniu, patrząc na siebie. Adam wyrzucił w końcu z siebie największy ciężar, jaki tkwił mu w sercu. Zaś Jesper procesował to, co właśnie usłyszał. Że mężczyzna, którego uznawał za przyjaciela przez całe swoje życie, własnymi rękami sprowadził na niego tak okrutny los.
— I to nie wszystko, to nie koniec. Nasyłałem na ciebie bandy, które miały cię zabić, Jesper! — zawołał Adam, desperacja brzmiała w jego głosie. — Życzyłem ci śmierci… Nie, gorzej! Prawie ją na ciebie sprowadziłem!
Jesper wciąż się nie ruszał, jego wzrok utkwiony był w Adamie, ale niedźwiedź nawet nie drgnął. Antares z niepokojem patrzył na spięty tułów, na nastroszoną sierść i kolce, na błyszczące w słońcu łuski.
— No dalej! Wiesz przecież, co masz robić, zasłużyłem na to! Machnij łapą i po sprawie!
Antares znalazł się przy Adamie w okamgnieniu.
— Przestań go drażnić.
— Niech to się wreszcie skończy! Nic mi już nie zostało!
W oczach mężczyzny była tylko czarna rozpacz.
Jesper wciąż się nie ruszał, nie odrywał wzroku od swego przyjaciela. A potem powoli uniósł się na przednich łapach.
— Jesper, nie rób czegoś, czego potem byś żałował — odezwał się ostrożnie Antares, nadal gotów do działania, nadal czujnie obserwując każdy ruch przemienionego mężczyzny.
Jesper westchnął głęboko, z jego piersi wydobył się ciężki, bolesny pomruk. Pochylił się w kierunku Antaresa i Adama.
— Jesper, przemoc nie jest rozwiązaniem — rycerz znów się odezwał.
Ale Jesper go nie słuchał, nawet nie patrzył na Antaresa. Jego wzrok cały czas utkwiony był w Adamie, karmazynowe oczy błyszczały czymś trudnym do zdefiniowania. Niedźwiedź nabrał tchu, a potem się odezwał - ten jeden raz czysto, wyraźnie i zrozumiale.
Wybaczam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz