poniedziałek, 22 listopada 2021

Od Antaresa cd. Ayrenn

Ayrenn stała strategicznie z jednej strony Favellusa, jej smukła dłoń gładziła miękkie chrapy, usta poruszały się, szepcząc jakieś słowa do strzygącego zapamiętale ucha. Z drugiej strony stała Małgorzata, podstawiając rumakowi kolejną ćwiartkę jabłka, którą ten radośnie przerabiał właśnie na mus jabłkowy.
W tym samym momencie Antares, pozostając poza zasięgiem wiecznie czujnego Favellusa, bezszelestnie zbliżył się do Bambiego, wyciągnął dłoń, pozwolił wilgotnemu noskowi dotknąć opuszków swoich palców. Jeleń nie bał się, zadrobił kopytami i podszedł bliżej. Rycerz uśmiechnął się nieśmiało, pogłaskał Bambiego po czole, przesunął dłoń na bok pyska jelenia, potem dotknął szyi i podrapał za uchem.
„Ale jest mięciutki, co nie?"
Futro jelenia miało kompletnie inną fakturę niż końska sierść. Bambi nie protestował, cała sytuacja zdecydowania trafiała w jego gusta, toteż Antares nie przeszkadzał sobie, głaszcząc jelonka ile dusza zapragnęła.
„Moglibyśmy mieć takiego jelonka."
„I pewnie jeszcze łosia albo renifera byś chciał?"
„A pewnie - i nazwałbym go Rudolf" mruknął mag, równie skupiony na niezwykłym wierzchowcu, co Antares. „W sumie jednorożec to byłaby dobra opcja."
„A czy jednorożca czasem nie może dosiąść jedynie dziewica?"
„Jak się jednorożec nie spostrzeże, że nie jesteś laską, to spełniasz wymagania. Może się jakoś nie obrazi za nagięcie reguł i nie dostaniesz z kopa między oczy..."
Tymczasem Małgorzata dała Favellusowi ostatnią ćwiartkę jabłka, rumak poradził sobie z nią równie szybko i chętnie, co z każdą poprzednią. Czas zabawy z Bambim powoli dobiegł końca.


Na pierwszy rzut oka Krośnica wydawała się takim samym miasteczkiem górniczym, jak każde inne. Trochę brudu, trochę błota, rośli mężczyźni snujący się przemęczonymi grupami w stronę karczm. Jednak w powietrzu coś wisiało - jakieś napięcie, które groziło pęknięciem w każdej chwili. Antares nie przepadał za takimi nastrojami, od razu zaczynał czuć się nieswojo. Pocieszenie stanowił tylko fakt, że jego, Ayrenn i Małgorzaty obecność w tym miejscu miała rozwiązać problemy mieszkańców i sprawić, że owo napięcie w końcu zniknie.
„Ogarniemy wszystko i będziesz miał o czym opowiadać po powrocie" podsumował mag. „A nie tam jakieś noszenie worków z ziarnem i wybieranie jaj spod kur."
Mimo słów maga, Antares jakoś nie czuł, by jego „przygody" w Krośnicy miały stanowić kanwę jakiejś dobrej opowieści. I wcale nie chodziło tylko o to, że sam nie miał za grosz talentu oratorskiego. Napięcie w mieście było jakieś brudne, smutne, zaś cała sytuacja - w jakiś sposób nieprzyjemna. Rycerz zastanawiał się, czy to jego intuicja tak mu podpowiada, czy może chodzi o coś innego.
— Jeszcze nie jest zbyt późno — Ayrenn spojrzała w niebo. Wśród chmur kładło się nieco popielatej szarości leniwie zbliżającego się wieczora. — Moglibyśmy od razu udać się do burmistrza.
Antares skinął głową, już kierował Favellusa bardziej w stronę centrum miasta. Małgorzata uniosła dłoń.
— Do burmistrza jeszcze zdążymy pójść — odparła, gwizdnęła na swoje puchate pchełki. — Teraz powinniśmy trochę rozprostować kości.
— Ale od burmistrza moglibyśmy dowiedzieć się więcej o sytuacji teraz — nalegała elfka. — Nim wysłali list do Cervana, nim Cervan nas posłał, nim w ogóle dotarliśmy… Na pewno coś się zmieniło, może znaleźli więcej śladów tych ririnów. Moglibyśmy wtedy wieczorem przedyskutować plan działania i…
Małgorzata uniosła dłoń.
— Cervan dobrze zrobił, że mnie z wami posłał — westchnęła. — Od burmistrza dowiemy się pewnie tylko tego, co wiadomo oficjalnie. A w karczmie dowiemy się też przeróżnych interesujących szczegółów.
— To pewnie będą głównie plotki — Ayrenn zmarszczyła brwi.
— Pewnie tak. W większości wyolbrzymione i nie do końca prawdziwe, ale wyłuskamy z nich to, co trzeba — Małgorzata uśmiechnęła się. A przynajmniej ja wyłuskam - dodał ten uśmiech. — Powiedzcie mi, jak stoicie z tolerancją na alkohol?
Ayrenn chrząknęła, zacisnęła usta, popatrując na drugą kobietę sceptycznie.
— Ja się nie upijam — odparł Antares, ściągając na siebie spojrzenie Małgorzaty.
— Tak, ktoś musi być tym jedynym odpowiedzialnym…
— Nie, nie o to chodzi. Ja po prostu jestem odporny na alkohol. — Tym razem Antares skupił na sobie wzrok obu pań. — Mój organizm radzi sobie z większością niemagicznych toksyn, zaś alkohol jest jedną z nich.
Jadowniczka uniosła brew, w oczach zabłysły jej jakieś ogniki.
— Gosiu, ale nie wymyślaj niczego… — Ayrenn zawiesiła sugestywnie głos.
— Nie wymyślam, spokojnie. Chodźmy, trzeba znaleźć miejsce, gdzie moje pchełki nie złapią same pchełek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz