piątek, 26 listopada 2021

Od Mattii cd. Małgorzaty

I tak oto Mattia został sam ze swym zadaniem - suknia i złote włosy Małgorzaty mignęły mu jeszcze tylko jeden raz wśród tłumu gości, a następnie kobieta rozpłynęła się w eterze, jakby całe jej pojawienie się na przyjęciu było tylko ulotnym, czarownym snem. Hrabia westchnął w duchu. Nie musiał używać żadnych wahadełek ani kart tarota aby wiedzieć, że tego wieczora nie odnajdzie wśród dam ani jednej tancerki, która dorównywałaby Małgorzacie swą techniką czy temperamentem. Tańczyć jednak musiał, i na dodatek niczym zdobny wachlarz ukazywać wszystkie swe umiejętności.
Omiótł spojrzeniem zebrane tu i tam damy, przywdział na twarz ten najbardziej zadziorny ze swych uśmiechów, a gdzie padło jego spojrzenie, tam wachlarze się unosiły, drżały szybko i z przejęciem. Mattia leniwym spacerem przeszedł w bliżej nieokreślonym kierunku, dając przelotną nadzieję kilku grupkom kobiet, by w końcu zatrzymać się nagle przy jednej z dam i wyciągnąć ku niej rękę.
— Czy uczni pani mi ten zaszczyt?
Dama spłoniła się, zgodziła i świat znów zmienił się w fantazyjną smugę barw. Melodia - szybka, mknąca, żywiołowa. Suknia - rozwiana, roziskrzona, lśniąca. I twarz damy - jasna, roześmiana, gładka. Zegar w korytarzu tykał, smyczki tańczyły po strunach, fraza się skończyła, zaś Mattia skłonił damie, odprowadził ją kawałek, i - poprosił inną.
A potem kolejną.
I jeszcze następną.
W międzyczasie Howard stał przy stole z przekąskami, zabawiał pozostałych rozmową, subtelnie zwracał uwagę na świetnie bawiącego się mężczyznę w charakterystycznym płaszczu w gwiazdki. Łowił uchem plotki, strzępki rozmów, zapamiętywał gesty i tembr głosu, gdy ludzie przerzucali się sugestywnymi słowy. Co jakiś czas jego spojrzenie krzyżowało się ze spojrzeniem dokazującego na parkiecie astrologa, lekki uśmiech błąkał się po twarzy Howiego.
Ciepło rozlewało się wśród gości, alkohol robił swoje, co poniektórzy zauważyli to nieco zbyt powłóczyste spojrzenie, które Mattia rzucał znad ramienia swej partnerki zawsze w ten sam punkt. Twarz hrabiego zaróżowiła się nieco, starannie zaczesane włosy tworzyły już frywolny nieład, oddech stał się nieco ciężki. Mattia czuł, jak zmęczenie wkrada się w jego kończyny, jak każdy ruch wymaga już nie tylko zręczności, ale i siły woli by zmusić mięśnie do dalszej pracy. W końcu podziękował ukłonem swej partnerce i przeszedł do ostatniej fazy planu.
Nonszalanckim krokiem przeciął parkiet, tym razem nie pozostawiając cienia wątpliwości, dokąd zmierza.
— Och, hrabia do nas idzie — zaświergotała kobieta w zielonych tiulach. Howie tylko się uśmiechnął. Ostatnia faza planu.
Mattia dotarł, westchnął, jedną ręką odgarnął włosy z czoła, drugą zgarnął kieliszek wina i wychylił go jednym haustem.
Towarzystwo zawibrowało komplementami, wtrąceniami, posypały się zdania i uwagi, które Mattia komentował frywolnymi uśmiechami, niefrasobliwymi gestami i pogodnym śmiechem. Rozmowa popłynęła chwilę, hrabia złapał oddech, odpoczął.
— Jak hrabia sądzi - czy obecne przyjęcie bardziej się panu podoba, niż przyjęcie u hrabiny Davenport? — spytała jedna z kobiet.
Mattia uśmiechnął się tylko. Wcześniej Howard miał za zadanie przypomnieć towarzystwu o legendarnym przyjęciu w Almerze, kiedy to wszechstronnie utalentowany Isidoro zainicjował całą serię niefortunnych zdarzeń, te jednak - wbrew przewidywaniom - zakończyły się najlepszym możliwym obrotem sprawy.
— Przyjęcie u hrabiny Davenport miało w sobie pewien niezwykły urok, który dać może jedynie wyzwolenie się z nadmiaru niepotrzebnych zasad — powiedział Mattia, uśmiechając się wieloznacznie.
Howard wsparł się o stolik, zerknął na Mattię. Ten odpowiedział mu spojrzeniem nieco zbyt gorącym, by można było nim obdarzać tylko przyjaciela.
— Howardzie — zaczął astrolog, podchodząc te pół kroku. — Zatańcz ze mną.
Mężczyzna cofnął się, onieśmielony, towarzystwo zafalowało zaskoczonym „Och!". Mattia postąpił jeszcze krok.
— Przecież wiem, że chcesz — zamruczał, nachylając się niebezpiecznie blisko.
Tak jak ustalili - Howard chciał. Mattia porwał go na parkiet, nie oglądając się za siebie, na samym starcie mierząc się ze zbyt trudnymi figurami, zbyt odważnymi piruetami.
— Przesadzamy — mruknął Howie, zerkając kątem oka na towarzystwo. Gdzieś spadł wachlarz, wypuszczony z zaskoczonej dłoni.
— Przesadzasz — odparł astrolog. — A teraz według planu. Podnieś mnie, Howie. Przecież wiem, że chcesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz