piątek, 12 listopada 2021

Od Hotaru cd. Serafina

— Dopilnuję, by stało się, jak sobie życzysz, mistrzu — odparła Hotaru, z wprawą przywdziewając odpowiednią maskę.
— A więc zdegradowano mnie do rangi mistrza — mruknął Serafin, krzyżując ręce na piersi.
— Mam nadzieję, że tutejsza herbata wynagrodzi tę niedogodność, sensei.
Czarnoksiężnik tylko prychnął, z irytacją spojrzał na zbliżającego się do nich służącego. Mężczyzna w skromnych szatach niemal potknął się o własne nogi, w ostatniej chwili odnalazł równowagę, zgiął się w ukłonie.
— Mistrz pragnie, by nasze pokoje znalazły się w pobliżu siebie — odezwała się Hotaru, nim mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć.
I, na wszystkie Fortuny, było jej z tego powodu wstyd. Wiedziała, jaki ciężar możni potrafili włożyć na barki służby i w najmniejszym stopniu się tym nie przejmować. Ale jej jedyne obowiązki i powinności koncentrowały się wokół Serafina i nikogo innego - to jego humor był tu najważniejszy, to wszelkim jego zachciankom powinna odpowiadać.
Służący bąknął coś pod nosem, skłonił się ponownie, zaczął prowadzić Hotaru i Serafina w kierunku ich komnat.
— Ród Tsuru to ludzie światli, artyści — powiedziała tancerka po iferyjsku, gdy podążali za służącym.
— Potrafią coś bardziej przydatnego, poza malowaniem obrazów i… ikebaną? — spytał od niechcenia książę.
— Słowo jest ich bronią. Umysł - twierdzą.
— Litości — prychnął arcymag. — Jeśli słowo nie niesie z sobą magii, nie jest to żadna broń.
Hotaru nie oponowała. Martwiła się jednak, co ich czeka w siedzibie rodu Tsuru. Z tego, co o nich wiedziała, byli to w większości zdolni dworzanie, dla których wszelkie dworskie zagrywki nie stanowiły najmniejszego problemu. Tancerka zastanawiała się, jak poradzi sobie z nimi Serafin, a co ważniejsze - czy ona sama będzie w stanie przebić się przez te wszystkie pozornie gładkie słówka i okrągłe zdania. Serafin był w końcu księciem, toteż można było przypuszczać, że dworska etykieta nie będzie mu obca, jednak albo etykieta w jego kraju była zgoła odmienna od tej w Yamato, albo - i to według Hotaru było bardziej prawdopodobne - książę z pełną premedytacją w całości ją ignorował.
Zamek rodu, który nie parał się wojaczką, przypominał bardziej wygodny pałac, mury i donżon mając bardziej dla ozdoby. Służący poprowadził Serafina i Hotaru do kwater gościnnych i tak, jak Hotaru tego chciała, ich pokoje do siebie przylegały. Tancerka zerkała co jakiś czas na księcia, starając się wyczytać nastrój z jego twarzy. Mężczyzna błądził podszytym obojętnością wzrokiem po świeżym tatami, po malowanych w kwiaty wiśni przesuwanych drzwiach. W porównaniu do iferyjskich wnętrz, szczególnie tych odpowiednich dla wyżej urodzonych, architektura Yamato mogła wydać się nadto surowa, niemalże uboga. Samej Hotaru ciężko było się przyzwyczaić do odmiennego poczucia estetyki kontynentu - miała wrażenie, że każdy pokój jest przeładowany, a każdy budynek - nadto ozdobiony. Stroje wydawały jej się wymyślne, bogate w jakieś troczki, wstążeczki i koronki - nie pozwalały skupić na niczym wzroku. Hotaru udało się jednak do tego przywyknąć i zaakceptować, że w innej części świata inne rzeczy uznawano za miłe dla oka. Miała nadzieję, że ta surowa prostota przełamana pojedynczym akcentem, tak charakterystyczna dla sztuki Yamato, przemówi w końcu i do Serafina.
Dziwnie się czuła, mając na własność pokój tej wielkości, jeszcze dziwniej zaś, gdy w pokoju tym pojawiła się służąca. Nie różniła się niczym od Hotaru te kilka lat temu, gdy tancerka wciąż służyła na dworze rodu Matsudaira. Dłonie splecione przed sobą, spuszczony wzrok i cichy głos. Była tak, jakby jej nie było, a należące do Hotaru rzeczy i pakunki cudownie się rozpakowały, misa z wodą różaną pojawiła się sama, podobnie jak i ogrzany ręcznik, a także śliczne, starannie złożone kimono w głębokiej, zielonej barwie. Kimono to samo okryło barki Hotaru, szerokie obi samo się zawiązało, tylko bezcenny wachlarz tancerka sama wsunęła za pas, nie wypuszczając go z dłoni ani na moment.
Służąca wyparowała tak nagle, jak się pojawiła, zaś Hotaru opuściła pokój i podeszła do drzwi pokoju Serafina, czekając na swego „nauczyciela".
Zastanawiała się, co teraz ich czeka i jak ma przekonać Serafina, że w Yamato gładkie słowo i uprzejmość faktycznie miały moc magiczną.
Wkrótce potem czarnoksiężnik wychynął ze swego pokoju, Hotaru cofnęła się pół kroku. Książę robił już wrażenie, gdy ubrany był w swój zwykły i wygodny strój podróżny. Ale to czarne, jedwabne hanfu haftowane przy rękawach w złote smoki, czyniło z niego postać godną cesarskiego tronu. Serafin wydawał się być w nieco lepszym humorze niż jeszcze nie tak dawno, naturalnym gestem wsunął dłonie w szerokie rękawy swej nowej szaty. Znikąd pojawił się kolejny sługa, skłonił się głęboko, zaczął prowadzić na spotkanie z panem Tsuru.
— Ten Tsuru to jakiś tutejszy pomniejszy władyka? — zaczął Serafin, krocząc dostojnie, pozwalając połom swego hanfu efektownie się rozłożyć.
— To daimyo.
— Czyli?
Hotaru zamyśliła się na chwilę.
— Ktoś podobny do... markiza?
— Patrząc po tej willi, stawiałbym bardziej na barona. Ale cóż — Serafin wzruszył ramionami — powiedzmy, że prostota też ma swój urok.
Opuścili budynek, służący zaprowadził ich w sobie znanym kierunku. Dotarli do niewielkiego, wewnętrznego muru i niewielkiej bramy. Służący otworzył ciężkie wrota, skłonił się zapraszając do ogrodu.
Kamiennego ogrodu.
Serafin uniósł brwi, widząc surrealistyczny, jednolicie szary krajobraz zagrabionego w geometryczne wzory żwiru, przeciętego nielicznymi, asymetrycznymi, ciężkimi głazami. W samym centrum - otwarta, symetryczna altanka. Kilka poduszek do siedzenia.
— Widzę, że nie trzeba się tu męczyć z podlewaniem — prychnął, ruszając w kierunku altanki, zaś Hotaru podreptała zaraz za nim.
— Kamienny ogród sprzyja skupieniu.
— W to nie wątpię. Nie ma nawet na czym zawiesić wzroku.
Dotarli do altanki, Serafin opadł na jedną z poduszek.
— Ten Tsuru powinien już tu być. Przerastam go rangą.
— To prawda, jednak przedstawiłeś się tu jako wędrowny nauczyciel, sensei.
Hotaru zajęła miejsce na drugiej poduszce. Przez pewien czas panowała cisza, Serafin błądził wzrokiem od kamienia do kamienia. W pewnym momencie zmarszczył brwi, wyciągnął przed siebie złote szpony. Blask zaigrał w metalu, mężczyzna zdawał się badać powietrze opuszkami.
— Hm, popatrzmy — mruknął pod nosem, wstał.
Obszedł altankę, co jakiś czas wyciągał przed siebie dłoń, za każdym razem w kierunku jednego z większych głazów. Błądził wzrokiem wzdłuż starannie zagrabionych w żwirze linii. Czarnoksiężnik widział to, co pozbawionej daru magii Hotaru całkowicie umykało - że kamienny ogród to wcale nie była żadna wizja artystyczna, zaś umiejscowienie każdego z głazów nie było przypadkowe. Przenikające całe Yamato tchnienie magii leniwym krokiem błądziło wzdłuż zagrabionych linii, otulało kamienie, tworząc większy, bardziej rozbudowany schemat.
— Ten cały kamienny ogród naprawdę sprzyja skupieniu — stwierdził książę, zaskoczenie brzmiało w jego głosie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz