niedziela, 28 listopada 2021

Od Isidoro cd. Serafina

Ściany zdawały się napierać ze wszystkich stron, tchnąć lodowym, wilgotnym oddechem. Ciemność przytłaczała, myliła kroki, Isidoro potknął się, trafił dłonią na kawałek skały. Obtarłby skórę, gdyby nie rękawiczki.
I choć nie szli długo, wędrówka wydawała się ciągnąć bez końca, jak w koszmarze, gdy próbuje się uciec przed potworem, lecz choć człowiek wciąż prze naprzód, w jakiś sposób dalej stoi w miejscu.
Nie od razu Isidoro zaczął zastanawiać się, dlaczego w ogóle dalej coś widzą. Akolici za nimi zapieczętowali wejście całkowicie, korytarz zakręcał, jednak nadal było w nim wystarczająco dużo światła, by było co nieco widać. Astrolog zerknął w górę. Co jakiś czas sufit był przebity - w skale ział niewielki otwór, przez który przeciskały się nieliczne, chłodne snopy światła.
I tak nagle, jak akolici zapieczętowali za nimi przejście, tak nagle astrolog i czarnoksiężnik znaleźli się w jakiejś pieczarze.
Isidoro zamrugał, tutaj było nieco więcej światła, w panującym półmroku niemal sięgał wzrokiem przeciwległej ściany. Ostrożnie postąpił krok, Serafin złapał go za ramię, znów powstrzymał. Książę minął Isidoro, skinął mu, by szedł tuż za nim. Wzrok mężczyzny uważnie obejmował komnatę, starając się dojrzeć niebezpieczeństwo, nim to postanowi się zmaterializować.
Jednak im dłużej Serafin oglądał komnatę, tym bardziej żaden groźny stwór się nie pojawiał. Wśród oblodzonych ścian wisiały tylko jakieś dziwne, dekoracyjne odłamki czegoś błyszczącego. Złote szpony wyciągały się w ich kierunku, odpowiadała im jednak kompletna cisza.
— Hm… są zwykłe — mruknął czarnoksiężnik, wciąż z podejrzliwością patrząc na odłamki szkła i metalu.
Zaraz jednak książę skupił uwagę na tym, co było po przeciwnej stronie komnaty. Na drzwiach - grubych, masywnych, niemożliwych do przebycia. Krok za krokiem, Serafin i Isidoro przecięli komnatę, podeszli do drzwi. Książę przez moment się wahał, a potem sięgnął klamki. Tak, jak się spodziewał - nic to nie dało, olbrzymie wrota pozostały zamknięte, ale za to opatrzone pojedynczą, sugestywnie pustą dziurką od klucza.
— Trzeba znaleźć — Serafin stuknął zamek, a gdy Isidoro skinął głową, kontynuował. — Pomysły?
— Coś z tym — rzucił astrolog, wskazując na wiszące tu i tam kawałki szkła.
Serafin burknął coś pod nosem, podszedł do pierwszego z brzegu wiszącego odłamka. Ten, pokryty częściowo metalem, stanowił dziwnie wklęsłe lustro. Czarnoksiężnik wpatrzył się w nie uważnie, oglądał z każdej strony, szukając ukrytej wiadomości, jakiegoś szyfru czy wskazówki. Isidoro zaś przeszedł się na środek komnaty, objął wzrokiem rozwieszone szkiełka i kawałki luster, starając się znaleźć jakiś porządek w tym chaosie.
Niestety - chaos wciąż pozostawał chaosem, perspektywa nie miała tu większego znaczenia. Nieruchome powietrze sprawiało, że całość wyglądała niczym jakaś abstrakcyjna, statyczna rzeźba. I nic Isidoro nie mówiła. Czy jakiekolwiek wskazówki pojawiały się w jego wróżbach? Astrolog zamyślił się, wracając wspomnieniami znów do Tirie, ale im dłużej obracał w pamięci wróżbę, którą wtedy dały mu kamienie, tym bardziej czuł, że nie tędy droga, że przeznaczenie milczało na ten temat. Czy w polu antymagii zboczył z kursu? Czy po prostu los doszedł do wniosku, że z tą przeszkodą poradzi sobie sam, bez podpowiedzi?
Wąska szpara u samego sufitu komnaty wpuściła zabłąkany powiew wiatru. Ten zakołysał najbliższym lustrem, metal złowił promień słońca, strzelił nim po twarzy astrologa. Isidoro zmrużył oczy, osłonił dłonią twarz. Na moment światło go oślepiło, ale gdy znów spojrzał, instynktownie spojrzał w górę, w stronę owej szpary.
— Serafinie — zaczął, czarnoksiężnik odwrócił się do niego, przestał sarkać nad kolejnym szkiełkiem. — Tam. — Wskazał okrytą rękawiczką dłonią.
Pod samym sufitem tkwił wielki sopel lodu. Przejrzysty, nieco błękitnawy, nie wyróżniałby się niczym, gdyby nie jedna rzecz - w jego wnętrzu zatopiony był solidny kawał metalu uformowany w kształt prostego klucza.
Serafin podniósł dłoń, przyzwyczajony do pewnego sięgania po to, czego akurat chciał, w ostatniej chwili cofnął ją jednak. Antymagia. Mężczyzna sięgnął dłonią twarzy, chcąc podkręcić wąsa, ale znów ją cofnął. Rękawiczka. Serafin zaklął.
— Sophie? — rzucił czarnoksiężnik.
Isidoro sięgnął po zapałki, ale zawahał się, tym razem to on cofnął dłoń. Korzystanie z magii wyczerpywało Serafina, a Isidoro miał przecież o niego dbać, tylko to się liczyło. Astrolog potrząsnął w końcu głową.
— Jest inna droga.
I zmierzył wzrokiem wiszące odłamki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz