czwartek, 11 listopada 2021

Od Calithy, CD. Tezeusza

— Gorzej, ludzie to piją, choć niezbyt im smakuje. Syndrom sztokholmski — podsumowała wesoło, łapiąc za własny kufel i pociągając z niego solidny łyk wina. Od razu poznała, że człowiek obok to literat pewnie jakiś zafajdany, pan światowej klasy, co mu gęba się świeciła co najwyżej na widok tych szczyn od spiczastouszych pomiotów. Zero szacunku dla prawdziwej, patriotycznej krasnoludzkiej roboty. Wszyscy w końcu wiedzieli, że prawdziwe alkohole zaczynały się przynajmniej od trzydziestu pięciu procent. I to wyłącznie dlatego, że nieraz dzieciom i świeżym nastolatkom należało bimber odpowiednio rozcieńczyć, żeby nikogo od pierwszego łyka z planszy nie zmiotło.
— A ten ocet to połowa dobrego smaku — powiedziała z dumą, wycierając usta o własne ramię. — Toć ci od razu, Teziu, powiem, że jeżeli z ciebie dobry chłop się okaże i dusza nielicha, to z rodzinnych stron moich dam ci naleweczkę spróbować. Mucha nie siada. — Wykonała przy tym kilka szybkich, niezrozumiałych i mało czytelnych gestów rękoma, jakby odganiała przy tym wspomnianą muchę. Typowy rosevski zwyczaj, który zwrócił na parę odrobinę uwagi w karczemnym ferworze, zanim pijący na powrót zajęli się własnymi sprawami. Dużo większą uwagę przykuła za to do odpowiedniego zdrobnienia imienia mężczyzny. Przeszło przez jej usta miękko, z delikatnym, wciąż słyszalnym akcentem, nałożonym na pierwszą wymówioną literę.
Milczał, a dziubanie milczenia należało do natury każdej kobiety. Nie skomentował ani zdrobnienia, ani nie omieszkał obrzucić jej tylko podłużnym spojrzeniem w ramach odwetu za naruszenie ułożonej koszuli. Nie było za to niczego bardziej dla Calithy znienawidzonego, niż ignorowanie jej. Przyzwyczajona do wzbudzania uwagi, czy pozytywnej albo negatywnej większego znaczenia nie miało, czuła się lekko odtrącona opieszałością historyka w podejmowaniu reakcji, czynów i mowy. Spragniona atencji, pochyliła się ponownie do przodu, poprawiła układ nóg, żeby wydawać się wyższą, talia szczuplejszą i zakręciła na palcu kosmyk czarnych włosów. Co się w tańcu pierdolić będzie, do takich ładnych włosków trzeba od razu z grubej rury walić, najlepiej do tego jeszcze stalowej.
— Niesamowity musisz mieć zmysł architektoniczny, żeby nie przestraszyć się dziurawego dachu — odmruknęła kąśliwie, coraz bardziej urażona. Wygięta jak kotka w rui, z marudnym wyrazem twarzy i szaleńczym błyskiem w oku, którego nie ugasił nawet spragniony pieszczot nowokundel. Może dlatego po zadaniu przez mężczyznę pytania, postanowiła trochę przetrzymać go na wodzy.
— Widzisz, psiskuku, twój pan zdecydowanie nie umie w ludzi — zaczęła, mrużąc oczy. — Zaraz tak pytać damy o zawód czy ugrupowanie, ależ to politycznie niepoprawne! — zadrwiła, gwizdnęła, podniosła się do właściwej pozycji i dopiła zawartość kufla do końca. Cierpki płyn przyjemnie rozgrzał spragnione gardło, a chwilowo tym pocieszona, znalazła nawet w sobie odrobinę łaski, żeby odpowiedzieć na pytanie mężczyzny. W ramach dnia dobroci dla zwierząt oczywiście.
— Niedawno dołączyłam, widziałam pana w tańcu, biodro panu nie wyskoczyło wtedy przypadkiem? — spytała, z satysfakcją obserwując kamienną twarz mężczyzny. Może nie wywołało to w nim zbyt wielkiej reakcji, ale wyraźnie zaobserwowała pośrednie drgnięcie od strony lewego oka. To już pierwszy krok do sukcesu!
— A w gildii jestem z krótka, nic dziwnego, że ledwie mnie pan kojarzy. James za to dużo o panu wspominał i nawet zaręczał, że nie jest pan skończonym chujem! — Ostatnie zdanie powiedziała z wesołą, głośną werwą i szerokim uśmiechem na twarzy, kontrastującym z łagodnym, cierpliwy, spojrzeniem. — Za nic jednak nie wspomniał, że jesteś, Teziu, fanem kobiecych dekoltów. Z łaski pańskiej, ale oczy mam wyżej — zakończyła bezczelnie, dla poklasku własnej pyszności mocniej wypinając klatkę piersiową. A niech ma skurwiel, co dobrym alkoholem gardzi. Że w oczach Cali każdy alkohol był uważany za dobry, to już inna kwestia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz