środa, 10 listopada 2021

Od Mattii cd. Kukume

Mattia zamyślił się, słysząc wypowiedzi państwa Newmontów. Nim jeszcze przybyli z Kukume do miasta, obracał w myślach przeróżne scenariusze dotyczące całej tej sprawy z amuletami i brał pod uwagę to, że faktycznie mogą być zaczarowane. Jednak ani on, ani Kukume, nie byli specjalistami od tego typu rzeczy. Co prawda astrolog potrafił obsługiwać te nieliczne magiczne artefakty, które pozwalały widzieć przyszłość, ale zdecydowanie nie miał odpowiedniej ekspertyzy, by określić dany przedmiot jako magiczny, a już tym bardziej by z całą stanowczością powiedzieć, jaką konkretnie magią jest obdarzony.
Zagubiona obrączka znaleziona przy łapce figurki kota brzmiała nieco tak, jakby służąca znalazła zgubę przy sprzątaniu, a następnie położyła ją na oknie, by potem oddać swojej pani, albo nie zapomnieć jej potem schować na miejsce. I jak to czasem się zdarza - służąca mogłaby zapomnieć, że w ogóle znalazła obrączkę i że tam właśnie ją położyła. Także pod tym względem Mattia bez problemu był w stanie znaleźć zupełnie niemagiczne wytłumaczenie fenomenu.
Również i z usuwaniem negatywnej aury czy regulacją pracy serca - te dwie rzeczy trudno było zmierzyć czy wyjaśnić i Mattia był dość dobrze świadom tego, że na tym polu zbawcze działanie amuletu można sobie po prostu wmówić.
Zainteresowała go natomiast kwestia tego, że w okolicy zdarzały się napady na arystokrację. Nie, żeby fenomen był zupełnie niezwykły i nieprzewidziany - wiadomo było, że osoby wyższe stanem miały w posiadaniu większe dobra, a dla człowieka bez perspektyw nawet jeden kolczyk czy pierścionek noszony przez jakąś szlachetną damę mógł wystarczyć i na rok utrzymania. Astrolog zaczął się zastanawiać, czy te napaści nie były może związane z tym, że w mieście ogólnie źle się działo, jednak intuicja podpowiedziała mu, by zadać też i inne pytania.
— Proszę wybaczyć nagłą zmianę tematu, ale te napaści na szlachtę nieco mnie zaniepokoiły — zaczął dość oględnie, starając się sprawić, by to raczej państwo Newmontowie więcej rozmawiali i robili to naturalnie - nie zaś by byli naprowadzani przez jego pytania na jakiś trop. W ten sposób uzyskałby nie prawdę, a po prostu odpowiedź, która pasowała mu do naprędce skleconej teorii.
— Ach, nie dziwię się — odpowiedziała mu pani Newmont. — Strach po ulicach czasem chodzić, ale te napaści to się jednak w tych gorszych dzielnicach zdarzają. Także jeśli żadne z was się nie zgubi w naszym pięknym mieście, to nie powinno być źle.
— Ale ludzie to w domach nie są bezpieczni — wtrącił pan Newmont.
— Tym to się Mattia i Kukume pewnie nie muszą martwić. — Pani Newmont na moment urwała, popatrzyła na swych gości. — Gdzie właściwie się zatrzymaliście?
— W zajeździe przy rzece, nazywa się „Złota Podkowa" — odparł Mattia. — To miłe miejsce, jesteśmy zadowoleni - ma bardzo dobrą lokalizację. Daleko od wszelkich karczm i barów, więc jest cicho wieczorami, nikt nie hałasuje pod oknami. Do tego obsługa jest bardzo uprzejma i punktualna ze wszystkimi sprawami.
Pani Newmont pokiwała głową. Mattia przeczuwał, że jeśli nie dodałby tych ostatnich zdań, gościnna starsza pani poczułaby się w obowiązku, by zaproponować pokój dla Kukume i Mattii, a tego astrolog chciał uniknąć. Ponownie.
— Skoro tak, to cieszę się, że wam tam odpowiada… Ale wracając do tematu - widzicie, coraz częściej zdarzają się napaści na same rezydencje — podjęła pani Newmont. — To już naprawdę robi się poważna sprawa, w mieście na pewno jest jakaś nowa szajka.
— Skąd wiadomo, że to nowa szajka? — wtrąciła Kukume, marszcząc lekko brwi.
— Bo idą jak do siebie. — Pan Newmont wyglądał na poirytowanego całą sprawą. — Czasem jest tak, że gospodarze nawet nie zauważą, że było jakieś włamanie. Cokolwiek ci ludzie wyprawiają, jakkolwiek im się to udaje, tego nie wiem. Ale nie zostawiają śladów, nie wyłamują zamków ani nie zabierają całych sejfów. Przychodzą, otwierają wszystko kluczami i znajdują wszystkie ukryte skrytki.
— Czy władze próbowały jakkolwiek reagować? — zapytał astrolog, chociaż przeczuwał już odpowiedź.
— A próbowały, próbowały. Ale wszystko na darmo. Widzicie, jeśli coś takiego się dzieje, że złodziej ewidentnie znał rozkład pomieszczenia, to na pewno wina służby. I to dlatego u nas nic takiego się nie wydarzyło - my tu ze wszystkimi jesteśmy jak z rodziną, na pewno nikt nie chciałby niczego podebrać — powiedziała z mocą pani Newmont. — Poza tym pan Trinket też ma takie ładne figurki, co sprawiają, że atmosfera w domu bardziej rodzinna. Myślę, że jakby więcej osób się w nie zaopatrzyło, to zaraz by się te wszystkie problemy skończyły…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz