czwartek, 11 listopada 2021

Od Tezeusza CD. Calithy

Suka i dwa psy – połączenie godne najprawdziwszego schroniska dla zwierząt aniżeli karczmy w Tirie gdzieś pośrodku niczego, choć gdyby wicehrabiemu dane było tylko poznać to ciekawe porównanie, które w głowie nieznajomej się zrodziło, to przyłapałby zapewne siebie samego na spostrzeżeniu, że niekoniecznie odróżnia jedno od drugiego. Nie chcąc rzecz jasna urazić biednych czworonogów, bo te przynajmniej w odróżnieniu od karczemnego bydła byłyby w stanie tezuszowe oko ucieszyć, nawet jeśli wypraną z emocji szarością za nic nie dałby poznać po sobie.
— Ależ oczywiście, z takim psiskiem zawsze i wszędzie.
Przysiadł się więc, ładny uśmiech wciąż podtrzymując. Spojrzeniem sędziowskiego zobojętnienia obdarzył Gnatołama, tego zdrajcę i sprzedawczyka, co za byle ofertę głasków, ledwo dłoń wyciągniętą, już w satysfakcji łeb podstawia, wymachując ogoniskiem na lewo i prawo. Spojrzeniem niezobowiązującym, krótkim i wyjątkowo oszczędnym. A później całą uwagę skupił na swojej towarzyszce, przyglądając się jej uważnie, choć niekoniecznie oceniająco, bo i nie było mu tym razem krytyczne spojrzenie potrzebne. Jeszcze.
Obca twarz w obcym mu miejscu. Zestawienie wyjątkowo przez Tezeusza znienawidzone. Ale twarz obca przynajmniej bardzo intrygująca, sędziowskiego zainteresowania rzeczywiście godna. Chociaż, ha!, kto wie czy wciąż byłaby taką, gdyby nie ten jeszcze bardziej intrygujący wisior, który – wydawałoby się, celowo przez nieznajomą wyeksponowany – tak wdzięcznie i srebrem, i złotem, i jadeitem, i rubinem nawet, w blasku zapalonych lamp odbił się od niewzruszonej, szarej tęczówki?
— Może wina? Co będziemy tak o suchym pysku siedzieć? Cala jestem, miło poznać.
Z ukosa przyjrzał się kuflowi o zawartości – w jego fachowej ocenie – raczej zagadkowej.
— Ludzie naprawdę to piją? — zapytał zdziwiony, nieironicznie zresztą i pozwolił ciemnej brwi poszybować do góry. — Bo ja raczej bym nie polecał. Śmierdzi octem. I siarką. — czoło zmarszczyło się nieznacznie gwoli wyrażenia sędziowskiej dezaprobaty. Naprawdę, nie dramatyzował. Za wyroby tak słabej jakości, ludzie winni być niczym za najprawdziwszą zbrodnię sądzeni. — Tezeusz. — dodał zaraz, nieco już mniej sceptycznie, na wyciągnięcie dłoni odpowiadając tym samym. Ale uścisku się nie doczekał.
— Wydajesz się być człowiekiem wyższego stanu niż karczemne przyjemności. Co sprowadza kogoś w tak ładnym ubraniu?
Zmarszczył brwi, nieco już bardziej sceptycznie. Wyprostował się, plecy oparł o oparcie ławy. Założył nogę na nogę, pominiętą dłoń wycofał i dopiero splecioną w koszyczek z drugą, założył za kolano. Raz jeszcze uważnie przyjrzał się kobiecie, tym razem oceniająco. Trzeba było przyznać nieznajomej, że mimo wszystko i tak całkiem dobry miała wynik; wielu krytycznego spojrzenia doczekiwało się jeszcze zanim sędzia zdążył jakikolwiek dźwięk z siebie wydać.
Odchrząknął cichutko. Wnikliwej inspekcji materiału koszuli w wykonaniu Calithy nie skomentował. Być może nie miał słów, a być może słowa nie były w tym momencie potrzebne, bo wymownie spojrzenie mówiło samo za siebie.
— Powiedzmy, że szczególnie intrygują mnie miejsca historyczne. A ten budynek wygląda na taki, który pamięta jeszcze gradobicie z siedemdziesiątego dziewiątego, wcześniej cudem przetrwawszy potop sprzed dwudziestu lat. Co więcej, jestem prawie pewien, że gdyby dobrze się tu rozejrzeć, to dałoby rady znaleźć wciąż nieodnowione pozostałości po pierwszej katastrofie iferyjskiej.
I to powiedziawszy, podsumował wywód zniesmaczonym grymasem twarzy, najpierw rozglądając się nieco po wnętrzu.
— Wydaje mi się, że skądś cię kojarzę, Calitho. Czy należysz do organizacji Kissan Viikset? — tym razem to sędzia, jak to miał zresztą w zwyczaju, zdecydował się przejąć rolę pytającego. Sugestywne spojrzenie z jasnobrązowej tęczówki powędrowało ku zawieszonemu na szyi rzemykowi, na króciutką chwilę zatrzymało się na nim i znów do tęczówki wróciło.
Karczmarz wyłonił się z tłumu, postawił wypełniony tajemniczą zawartością kufel na blacie drewnianego stołu, lecz obdarzony protekcjonalnym spojrzeniem wicehrabiego nie zatrzymał się na pogaduszkę. Tezeusz westchnął ciężko, na ów kufel niepewnie spoglądając. 
Wolałby się już czystej wódki, w stylu iście małgosiowym, napić.


pan jędza zawodowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz