czwartek, 18 listopada 2021

Od Madeleine cd. Cahira

    — Zresztą jakbyś był na moim miejscu, na pewno skończyłbyś podobnie do mnie. Jestem tego pewna — mruknęła i szybko wzięła kolejny łyk trunku. — Nie znasz mnie i mojej historii.
— I vice versa. Ty mojej przeszłości także nie znasz.
Dziewczyna już więcej się nie odezwała. Jedynie uśmiechnęła się krzywo i za jednym zamachem skończyła butelkę. Oczywiście na tym się nie skończyło. Od razu zabrała się za kolejną. A potem i kolejną… Może i miała mocną głowę, ale nawet ona miała swoje granice i potrafiła nieźle się upić. Nie trzeba było długo czekać na moment, w którym wręcz rzuciła się na Cahira, przytulając go mocno, przy okazji wywalając ich dwójkę na ziemię.
— Co jest? — szpieg momentalnie spróbował wydostać się z uścisku.
— Ma... tyki... w... wlosach — wybełkotała i zaczęła się głośno śmiać, wpatrując się chłopaka.
— Okej. Czyli tym razem naprawdę porządnie się upiłaś. Gorzej niż ostatnio — w końcu udało mu się zabrać z siebie ręce różowowłosej i wyślizgnąć się spod niej. — To chyba najwyższy czas na powrót do pokoju. Wstawaj. Idziemy — spróbował podnieść towarzyszkę.
— Wiesz… że slmaki… potafo tfosyc sbie oko… jesli je staca? — ponownie zaśmiała się i po wstaniu, zaraz znowu uczepiła się Cahira.
Ten widocznie zrezygnował z prób pozbycia się jej z siebie. Na jej talii znalazła się tylko jego dłoń, najprawdopodobniej, aby ułatwić im wędrówkę i ominąć wszelkie upadki, które mogły się wydarzyć przez to, że Madeleine nogi się plątały. Ta pozwoliła poprowadzić się do budynku, cały czas śmiejąc się z czegoś po cichu. Dobry humor stanowczo jej nie opuszczał. Kiedy tylko weszli do środka, jej uwaga momentalnie skupiła się na czymś innym.
— Pajoncki! Pats!... — zatrzymała się i wskazała palcem na ośmionożne stworzenia. — Ido dzies… Chca cos pokazac na pewno!... Mus… Muse isc za nimi! — oderwała się od chłopaka, jedynie z niewiadomych nikomu powodów, chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą, gdy zaczęła biec w tylko sobie znanym kierunku. Oczywiście szpieg znowu nie miał nic do powiedzenia.
Przemierzali korytarze, które samej dziewczynie zlewały się w plamy, ale nie przejmowała się tym. Aż w końcu dotarli do schodów. Których pokonanie poszło im niezwykle szybko. Mianowicie, Madeleine już na pierwszym schodku poślizgnęła się, a że pociągnęła Cahira ze sobą, to obydwoje sturlali się na sam dół, do jakieś piwnicy. Wpadli przez drzwi, które zaraz zamknęły się z głośnym hukiem.
— Au… — jęknęła, rozmasowując kość ogonową, która to najmocniej ucierpiała podczas owego zdarzenia. Zaraz jednak dobry humor jej powrócił i zaśmiała się na samą myśl, że spadli.
— Nigdy więcej… Nigdy więcej nie zajmę się tobą, gdy jesteś pijana — dało się słyszeć głos szpiega, którego najwyraźniej nie bawiło wszystko tak jak dziewczynę.
Kiedy w końcu wstał, od razu skierował się do drzwi, aby wydostać się z pomieszczenia. Te ani drgnęły. Były zatrzaśnięte.
— To się nie dzieje…
— Spokojn… Spokojnie... Spojs — wybełkotała, rozkładając ręce na boki. — To chyba niebo… Pats ile… ile wina — jej wzrok był przyklejony do ściany zapełnionej alkoholem. Zaraz na chwiejnych nogach, podeszła bliżej i chwyciła jedną z butelek. Z pewnymi trudnościami udało się jej ją otworzyć i napić trunku. — Mozemy pic! — zawołała radośnie, unosząc do góry wino, rozlewając przy tym chyba z połowę napoju.

Cahir?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz