poniedziałek, 29 listopada 2021

Od Serafina cd. Isidoro

Serafin spojrzał na sopel z dezaprobatą tak osobliwą, że na widok książęcej miny wszystkie okoliczne koty posłusznie same udałyby się do misek i własnoręcznie wykąpały, krowy wydoiłyby się same, a misja wykonałaby się również sama. Sugestię zawartą w onyksowych oczach sopel zdawał się ignorować, stąpając przy tym – o ironio – po wyjątkowo cienkim lodzie. Cierpliwość księcia skończyła się dobre dwa dni temu, a każda niespodziewana kłoda rzucona mu pod nogi przez dziwkę Fortunę tylko przybliżała moment, w którym okolicznym mieszkańcom, lasom i górskim stokom nie pomoże nawet obecność Isidoro, który był już chyba jedynym, ostatecznym czynnikiem, który trzymał Serafina w ryzach.
― Mamy tyle czasu? ― spytał, obserwując jak astrolog ustawia poniektóre skrawki metalu w odpowiedniej pozycji, w tylko sobie znanym schemacie konstrukcji. Serafin domyślił się, że Isidoro planuje stopić sopel naturalnie, siecią odbitych promieni, ale osobiście wątpił, czy mają tyle czasu. Choć dzień przecież dopiero się zaczął, książę miał bliżej nieokreślone wrażenie, że nie mogą zabawić w jednym miejscu zbyt długo.
Zmarszczył brwi, niezadowolony z przeczuć i irracjonalnego niepokoju, w głębi ducha kazał dziwce Fortunie się pierdolić. Nie był pewien, czy posłuchała.
― Jeśli będzie dużo kawałków, tak ― odpowiedział mu Isidoro, możliwie najprościej jak się tylko dało. ― Pomóż mi ― dodał po chwili, kiedy okazało się, że niektóre, wiszące w powietrzu odłamki, są poza jego zasięgiem. Serafin spełnił prośbę, sięgnął dłonią tam, gdzie astrolog mu kazał, ustawił odłamki w wymyślnym schemacie. Raz, czy dwa, dostał po oczach przypadkowo odbitym promieniem, kiedy konstrukcja samoistnie traciła stabilność. Mamrotał wtedy pod nosem straszne, sallandirskie klątwy i przekleństwa pod adresem niejakiego Cervana, a także tego, który u diabła wywołał coś takiego jak antymagia. Do pakietu dołączył także losowo wybrane bóstwa, które akurat przeszły mu przez myśl i Magistra – bo tak.
― Magią szybciej ― burknął po czasie, kiedy udało im się ustawić kolejny kawałek tak, by odbił promień w stronę sopla. ― Nawet teraz.
Serafin nie mógł się pogodzić z dwoma faktami. Pierwszym rzecz jasna, była jego niemożność tkania magii ognia, która rozwiązałaby znaczną większość ich górskich problemów w przeciągu sekund. Chociażby sytuacja tutaj; wystarczyłoby użyć niewielkiej ilości magii, by dostać się do klucza i utorować sobie drogę ku wolności, czy też w tym przypadku, drogę do kolejnego zadania. Drugim faktem, była antymagia, na którą nie miał zbytnio wpływu, ale która irytowała go niemniej niż klątwa. Jako doświadczony czarodziej, wiedział jak postępować z czarami w polu niekorzystnej siły i jak przy okazji się nie zabić, ale co mu po tej wiedzy, kiedy najkrótsza droga do sukcesu i tak była zamknięta.
Oczywiście, mieli jeszcze zapałki. Ich płomień byłby zbyt słaby na sopel, ale wzmocniony magią… Z niewiadomych przyczyn, astrolog odmówił pójścia najprostszą ścieżką. Odmowa ta stanowiła samotną wysepkę niepokoju na morzu irytacji i ogólnego wkurwienia.
Serafin rozmasował palcami skroń, z powątpieniem spojrzał na sopel i na powoli ściekającą z niego wodę.
― To zajmie wieki ― westchnął, przysiadając na jednym z głazów.
― Nie będzie tak źle ― Isidoro wciąż zachowywał niezrozumiałe dla księcia pokłady optymizmu. Uśmiechnął się do tego wszystkiego, Serafin pokręcił głową.
― Szkoda, że wszystko zostało w… ― zawahał się na moment, szukając odpowiedniego słowa. Astrolog przysiadł się obok, spojrzał na topniejący sopel.
― W chacie? ― domyślił się.
― W chacie.
― To nie zajmie długo. Przed wieczorem będziemy wolni.
― Wróżba, czy nadzieja? ― książę spojrzał na niego kątem oka, wietrząc próbę podniesienia go na duchu.
Isidoro uśmiechnął się, zachował tę tajemnicę dla siebie. Kawałek sopla odłamał się i runął z trzaskiem na ziemię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz