Kukume
wzięła głęboki wdech, zamknęła oczy, na chwilę choć odcinając się
zupełnie od rezydencji Newmontów i głupot, które wygadywali, sami sobie
szkodząc.
— Mówi się, że tylko człowiek o pięknej duszy może stworzyć piękne dzieło — odparła w końcu.
— Och, tego mu nie można odmówić z całą pewnością. A u was w gildii są może jacyś artyści?
— Wielu — potwierdził Mattia. — Są bardowie, tancerki, utalentowani rzemieślnicy...
— Jeśli ktoś dobrze się czymś zajmuje, każda praca staje się sztuką — oświadczył gospodarz.
Rozmowa
toczyła się dalej - od bardziej szczegółowych opisów poszczególnych
członków, przez obrazy Mattii, zahaczyła również o tatuaże Kukume,
prześwitujące częściowo przez materiał.
— Słyszałam, że to bolesny proces — zmartwiła się pani Newmont.
—
Ale nie trwa zbyt długo. Zrobiłam większość na długo przed przybyciem
do gildii — przyznała, pocierając bezwiednie ramiona. — To była tradycja
tam, gdzie się wychowałam.
Przechyliła głowę, sięgając do zakamarków pamięci, by przywołać kolejne historie, właściwie do opowiedzenia.
Szczerze
ich polubiła - jej serce wzruszało się, ilekroć spoglądała na parę, tak
gościnnie ich przyjmującą. Zastanawiała się, czy istnieje dla nich
człowiek o "brzydkiej" duszy, czy dostrzegali czasem brud świata. Byli
dobrymi i przyjaznymi ludźmi, bez chwili zawahania wpuścili ich w swoje
progi i dokładali wszystkich starań, by wizyta przebiegła miło, nawet
jeśli z pewnością odczuwali już pewne zmęczenie. Wprawne oko kobiety
było przecież w stanie dostrzec, że nawet krótki spacer po figurkę
zaowocował nieco szybszym oddechem gospodarza, jedną czy dwiema kroplami
potu, które popłynęły między załamaniami skóry. Takie otwarte serca
przyjmowały wiele - zarówno dobrego, jak i złego, z wiekiem stopniowo
często kamieniały, wystawione na okrucieństwo świata, tym bardziej
należało zatem podziwiać starszych ludzi, którzy swoje serca wciąż
trzymali na dłoni.
Nawet
wtedy, kiedy należy ją cofnąć. Z pewnością byli wykształceni -
arystokracja, śmietanka towarzyska, musiała przecież zadbać o tabliczkę
mnożenia czy geografię. Przyuczani od małego zasad savoir-vivere'u,
gdzie najważniejszą regułą był takt i dobre maniery, nie do końca
uświadamiali sobie, że druga strona czasem grała bez żadnych reguł.
Irytacja wkradła się na wargi kobiety, kąciki opadły w dół, zdmuchnęła
dotychczasowy, błąkający się na nich cień uśmiechu - zmiana niemal
niedostrzegalna dla postronnego obserwatora, podobnie jak ściągnięte
mięśnie, zmarszczka, która przebiegła przez gładkie dotąd lico. Bo
Kukume smuciła najbardziej naiwność - kiedy to ludzie sami sobie
szkodzili brakiem pomyślunku, kiedy sami sprowadzali na siebie
nieszczęście, w dodatku przekonani, że robią dobrze. Wiedziała, że
ohamie i inne kobiety chciały wyleczyć Chua, że przez kilka dni i nocy
wytrwale odprawiały nad nim swoje modły i niestrudzenie zwilżały mu
czoło chusteczką, nawet kiedy ich ciała ze zmęczenia odmawiały
posłuszeństwa. Ale też nie poszły do wykwalifikowanego medyka w wiosce,
który mógłby podać malcowi odpowiednie lekarstwa. Od tamtej pory zapewne
niewiele się zmieniło, tak samo jak i Kukume wciąż skrywała żal gdzieś
na dnie serca. I być może właśnie stamtąd wypłynęło to krótkie,
niepozorne westchnięcie.
Dlatego
i tym razem Kukume milczała. Wisiorka z pewnością nie dałaby rady
zabrać ukradkiem, podobnie jak kota, nawet jeśli taka możliwość przeszła
jej przez myśl. Gdyby statuetka była gliniana, może któryś palec
przypadkiem by o nią zahaczył, ale już upadek kamiennej struktury
prędzej uszkodziłby podłogę niż ją samą, oderwałoby się co najwyżej
któreś uszko, jak na gust kobiety nieco zbyt sterczące. Dla Mattii to
zapewne także byłaby to sytuacja wysoce nieprzyjemna, a nie chciała mu
dokładać kolejnych zmartwień, sama nie czułaby się z tym w porządku. A
skoro już zakupione, same przedmioty może nie uczynią szkody, być może
miały służyć tylko - aż - wyłudzeniu pieniędzy. Ale jeśli by odpowiednio
podwyższyć cenę i zrobić szum wokół towaru, to mogło wystarczyć, by
zebrać całkiem pokaźną kwotę.
Popołudniowa
pora powoli zbliżała się do końca, dzień powoli stawał się wieczorem -
porozmawiali jeszcze chwilę na już weselsze tematy, państwo Newmontowie
opowiedzieli co nieco o swoich wnuczkach, skupiając się przede wszystkim
na Angelinie.
—
Jeśli któregoś dnia zawitasz znów do Maldor, daj znam koniecznie znać. Z
pewnością zorganizujemy spotkanie w nieco większym gronie — starsza
kobieta uśmiechnęła się do Mattii na pożegnanie, zarzuciła szal na
ramiona i spojrzała ciepło na Kukume. — Ciebie, rzecz jasna, również
zapraszamy. Drzwi są zawsze otwarte.
— Oczywiście. Dziękujemy bardzo za gościnność — astrolog skłonił się małżeństwu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz