niedziela, 14 listopada 2021

Od Isidoro cd. Jamesa

— Jeśli to kwestia alchemiczna, to zawsze mam czas — odpowiedziała zgodnie z prawdą Sophie.
Jeśli coś dotyczyło jej specjalizacji, Sophie od razu się ożywiała i potrafiłaby zapewne stawić się o dowolnej porze, jeśli trzeba byłoby pomóc komuś z zawiłościami natury alchemicznej. Kobieta przywykła do tego, że niektóre z jej eksperymentów potrafiły trwać godzinami, że wymagały czasem bycia przytomnym o wiele dłużej, niż trwała doba, toteż w słowniku Sophie nie istniało takie pojęcie, jak „zły moment na alchemię".
— Może być ten tydzień, może być następny. Zapiszę w kalendarzu i na pewno uda mi się coś pomóc. — Sophie zwróciła swoją uwagę na Isidoro. — Spróbuję też przyjść i wysłuchać kolejnych wersji wykładu.
Nie dodawała, że miała nadzieję, że będą choć trochę lepsze, niż ta teraz. Isidoro świetnie sobie radził z matematyką, logicznie myślał i naprawdę dobrze grał w szachy, ale widać nie można było mieć wszystkiego.
Tymczasem zaś astrolog nieco zaciął się na tym, że miałby niby clue swojego wykładu przedstawić w pięć minut. Pięć minut to było jak mgnienie oka - Isidoro miał wrażenie, że w tak krótkim czasie zdołałby przedstawić może siebie oraz wypowiedzieć tytuł prezentacji, jednak niewiele więcej.
— Moje imię i nazwisko — powiedział niepewnie Isidoro.
— Tak, ważnym jest, żeby się przedstawić, słuchacz musi wiedzieć, z kim ma do czynienia.
— I… — Astrolog zamyślił się na chwilę. — Lokalizacja miejsca, gdzie można przeczytać pełen traktat.
Isidoro sądził, że wybrnął. Pan Hopecraft nadal się uśmiechał. Z trudem, ale jednak.
— Nie może pan zmuszać słuchacza, by od razu szedł do biblioteki.
— Ale dlaczego?
Pan Hopecraft wciąż się uśmiechał.
— Słuchacza należy do tego zachęcić, tak? Ja nie wierzę, żeby pan lubił być do czegokolwiek zmuszany, a na pewno zdarzyło się w pana karierze, że to czy tamto po prostu trzeba było zrobić, prawda?
Isidoro pokiwał głową, Sophie westchnęła. Tak, większość metalurgii to było dla niej zmuszanie się do tego czy tamtego, nie lubiła tego.
— Otóż właśnie dlatego. Jeśli uda się panu zachęcić słuchacza do zainteresowania pana tematem, to sam chętnie uda się do biblioteki by zgłębić zagadnienie. To o wiele lepsze podejście, prawda?
— Tak, to ma sens — odparł astrolog.
— To ja bym może jednak poprosiła o herbatę — powiedziała Sophie, na powrót siadając na improwizowanej widowni. Zapowiadało się, że bez cudownego naparu daleko tutaj nie pociągną.


Minęło nieco czasu. Isidoro udało się w miarę przygotować plan prezentacji, udało się wyłuskać ze splątanego zagadnienia to, co stanowiło samo jego sedno. Kolejne kategorie układały się w końcu w zborną całość, prezentacja miała już wyraźną myśl przewodnią i jasną, klarowną strukturę.
Pan Hopecraft stwierdził, że teraz czas najwyższy było popracować nieco nad tym, by prezentacja trafiła i do szerszego grona odbiorców. Czy tego typu odbiorcy byli na to gotowi - to już zupełnie inna sprawa.
Antares nie był pewien, co w ogóle robi w tym pokoju - jeszcze nie tak dawno temu przenosił tu przeróżne przedmioty, teraz zaś miał niby sam zasiadać na widowni. Po jednej stronie miał Sophie, po drugiej zaś - pana Hopecrafta. I nie był pewien, co będzie mu zaraz zaserwowane.
Z Isidoro pochodzili właściwie z różnych światów - Antares nie rozumiał za wiele z astrologii, zaś dla Isidoro walka mieczem była kompletną abstrakcją. Sporo ich jednak łączyło - obaj niewiele mówili, nikt nie brał ich na poważnie przy pierwszym spotkaniu, no i obaj mieli grzywkę. Dla Antaresa było to więcej, niż nadto, by polubić astrologa, toteż siedział grzecznie na swoim siedzisku, w pełni skoncentrowany na tym, by pomóc Isidoro. Na czymkolwiek by ta pomoc nie miała polegać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz