piątek, 19 listopada 2021

Od Xaviera cd. Echa

Nie wstrzymał się z rozbawieniem, które ozwało się poranną suchością, niedelikatnie zerwaną parsknięciem z krtani. Odrzucił głowę, oderwał linie pleców od poduszek, opieszale, nieśpiesznie podciągnął dłoń do karku, paznokciem rozsunął zaplątane łańcuszki, przesunął podwinięte obręcze. Wzrok wzniósł w przestrzeń, na krawędź okna, na pośniedziałe astwerki na karniszach, na pojedynczą pajęczą nić, która cudem ostała się przed martusiową ścierką i podskakiwała na przeciągu, łapiąc iskrę poranka, niczym napięta cięciwa; nie zerknął na strzelca, nie zainteresował się rzuconą mu włosienicą. Takich miłosierdzi nie cenił i z pewnością nie w smak mu z nich korzystać we wczas, gdzie na odwet odpowiedziano mu pogardami. Normalnie miękka wełna, którą tak uprzednio ochoczo się otulał, w takich okolicznościach niespodziewania stała się szorstkim szewiotem, którego chłopakowi nie było żal odrzucić, pozwolić, żeby swobodnie zsunęła się mu z ciała, odsłoniła kostki.
Nagrzana skóra, która ostatnia została potraktowana rześkimi aurami, naraz przypomniała mu o przeklętych czarownościach poranka, o dramatycznym przeżywaniu, w które się z taką namiętnością angażował, zanim doświadczył ciężkich męskich serdeczności; ledwie przez wzniosłości zdołał wstrzymał zimne dreszcze. Nie pozwolił, aby w przekorę wcięło mu się poczucie, że właśnie posunął się do czegoś możliwe durnego i za bardzo pokładł pustą wiarę we własne liche piersi, smukłe członki, które normalnie ulegały nawet nędznemu przeciągowi — i z pewnością nie miały wówczas większych szans, żeby odpowiednio długo wytrzymać w zdarzeniu, dorównać dumie, która z takim kurażem odpowiedziała na bezsłowne rzuconą próbę charakterów.
Zwłaszcza że oponent miał w zanadrzu dwa koce i nosił się z równie zaciętą manierą.
— Ależ oczywiście. — odpowiedział cierpko, nieco z przekornymi akcentami.
Bard wciąż unosił brodę na własną gaskonadę, ale w końcu zwrócił uwagę na chłopaka. Z boku, za zmrużonymi rzęsami, za znużonym zerknięciami przyglądał się nawarstwieniu koców wzrosłym na sąsiednich kanapach; ciału całkiem zagrzebanemu w wełnach, wsiąkniętemu w obicia mebla równie co w rozleniwienie, które w takich luksusach nie należało do czegoś, co można było uniknąć, czy też w ogóle chciałoby się przed takim stanem wzbraniać.
W takich widokach było coś zabawnego. Nie często można doświadczyć zdarzenia, gdzie postawne oblicza, które normalnie i dumnie nosiły się z wyćwiczonym, wyrobionym charakterem z taką prostotą mogły odrzucić manierę dla komfortów i zalec rozpieszczony w wygodach — bezczelnych wygodach, które przez wzgląd na zdarzenie sprzed momentu nie należały do niego od początku, a zostały przywłaszczone i to w brutalnych okolicznościach.
— Jeśli tak troszczy się o jestestwa — rzucił, ze złośliwością ciągnąc za ostatnie słowo, dobitnie kładąc akcent na odpowiednich literach — To powinien pomyśleć również o własnych. Za duża chwilowa ciepłota nie służy, zwłaszcza ciału, które nie jest przyzwyczajone do klimatów, które mamy za oknem.
Odciągnął rękę, wbił łokieć w oparcie, policzek pokład na dłoni. Podciągnął usta w grymas, któremu daleko było od serdeczności, za wzniosłościami ukrywając niemiłą myśl; zmartwienie, zwątpienie o to, czy pamięta, gdzie zostawił płaszcz, ale również obuwie.


[toż to w ogóle niemądre.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz