piątek, 12 listopada 2021

Od Isidoro cd. Serafina

Podanie ręki astrologowi, tak po prostu, bez zastanowienia, nigdy nie było dobrym pomysłem. Ale starszy o tym nie wiedział.
Isidoro opuścił wzrok, wpatrzył się w trzymaną dłoń. Jego spojrzenie objęło ten twardy, kanciasty kształt, przesunęło się wzdłuż znaczących wnętrze bruzd i odcisków, zahaczyło o tę pojedynczą bliznę. Astrolog przesunął palcem po skórze mężczyzny, badając jej charakterystyczną, chropowatą fakturę. Podniósł wzrok, uśmiech zniknął.
Ludzie najczęściej nie byli gotowi na to, by poznać swój los.
— W dłoniach człowiek trzyma stery swego losu. Przeszłość dotyka teraźniejszości, nadając jej kształt. Teraźniejszość zaś kieruje nasze kroki w stronę przyszłości — zaczął, cytując gładko jeden z podręczników do astrologii. — Dłonie są niczym rozdroża, łączą w sobie bardzo wiele. Czasem więcej, niż mogłoby się wydawać, lub by człowiek sobie tego życzył.
Astrolog opuścił wzrok na dłoń, na moment zapadła cisza
— To dłoń ziemi — podjął w końcu Isidoro. — Silna i naznaczona pracą, należy do człowieka o twardym charakterze, nieustępliwego, logicznie myślącego, odpornego na porywy serca. Wolisz działać metodycznie, nie zaś zrywami, darzysz szacunkiem tradycję, a na twym słowie można polegać. To dobre cechy.
Starszy uniósł brew, pokiwał głową. Może nie był jeszcze przekonany, ale słowa zaczynały nieśmiało, powoli działać.
Astrolog dotknął linii życia, przesunął po niej kciukiem. Była niemożebnie długa, przez większość swej długości mocna i stabilna, jednak pod koniec zwężała się, zmieniając w cienką, rozedrganą wstążkę.
— Dożyjesz sędziwego wieku, tak jak twój ojciec oraz jego ojciec. I tak jak oni wkroczyli w późną jesień swego życia, tak i ty podążysz za nimi tą samą drogą.
Łowca pokiwał głową.
— To dobra wróżba.
Jednak starszy się nie uśmiechał. W słowach Isidoro wyczuł to, czego drugi mężczyzna nie mógł wiedzieć - grozę coraz szybciej nadciągającej starości, która jego ojca i dziadka odarła z rozumu i godności. Starszy nie chciał takiego końca. Milczał.
Isidoro skupił się teraz na linii głowy.
— Trzy zdarzenia nadały kształt twojej duszy — powiedział enigmatycznie, następne jego słowa zdawały się nie mniej tajemnicze. — Prezent otrzymany pod gwiazdami. Utrata przy zamarzniętym jeziorze. Samotność w zapomnianej jaskini.
Atmosfera zgęstniała, cienie nabrały dziwnych, ostrych kształtów. Dłoń starszego stała się chłodna w dotyku, nieprzyjemnie wilgotna, drżąca. Mężczyzna nadal milczał. Isidoro dotknął linii serca.
— Twoje serce nosi wiele blizn. Większość z nich zaleczył upływ czasu, choć w śnieżne wieczory wciąż potrafią boleć — powiedział nieco oględnie, znów podniósł wzrok na starszego.
Ogień w palenisku zdawał się przygasać. Jego złote światło się cofało, twarz Isidoro powoli tonęła w błękitnym mroku. Cisza zdawała się dziwnie ciężka, nabrzmiała.
— Jest jednak jedna rana, która nadal krwawi.
— Może wystar… — zaczął starszy.
Uśmiech niczym światło dnia.
Starszy wydarł dłoń, cofnął się dwa kroki, uderzył plecami o drzwi chaty. Isidoro nie drgnął, jego sylwetka, nieruchoma na tle złotego światła ognia, wydawała się utkana z czystej ciemności. Tylko te szafirowe oczy lśniły w mroku dziwnym, magicznym niemal blaskiem. A może to była tylko ułuda?
Wtem ogień znowu rozbłysł, zajął się szczapkami. Coś trzasnęło w płonącym drewnie, cisza gdzieś uciekła. Serafin stał, niezobowiązująco wyciągał dłonie, grzejąc je przy palenisku.
— I jak? Przekonani? — spytał, odwracając się w końcu od ognia.
Łowca patrzył niepewnie, jego wzrok przeskakiwał od starszego do Isidoro i z powrotem, w międzyczasie robiąc jeszcze mały przystanek na sylwetce Serafina. Starszy starał się odzyskać rezon, odepchnął się od drzwi i wyprostował. W jego oczach, o barwie wciąż podszytej obawą, błyszczało zrozumienie.
— Tak, wy jesteście prawdziwymi wysłannikami bogów — powiedział z szacunkiem w głosie. — Nikt inny… nikt inny nie miałby takiej wiedzy. Mówicie prawdę, a my - wierzymy wam.
— Szkoda, że tyle to zajęło — mruknął Serafin.
Starszy stwierdził, że musi iść naradzić się ze starszyzną plemienia. Książę łaskawie na to przystał, odprawił mężczyznę skinieniem dłoni. Kiedy i gdzie ulotnił się łowca, nie zwrócił nawet uwagi. Dość, że w chacie zostali w końcu sami, czarnoksiężnik zerknął na astrologa.
— Jak się trzymasz?
Isidoro nie odwrócił się do niego, usta miał lekko zaciśnięte, wzrok - spuszczony.
— To była głęboka i bolesna rana. A ja włożyłem w nią całą rękę.
Serafin zmarszczył brwi, machnął lekceważąco dłonią.
— Pytałem o użycie magii.
— Nie użyłem jej — Isidoro westchnął, wrócił do prób robienia herbaty. Woda w rondlu nie mogła być jeszcze bardziej zagotowana.
— Nie wierzę, że wyczytałeś tyle rzeczy z jakichś bruzd na ręce — Serafin na powrót zajął swoje miejsce wśród stosu futer.
— Nie, oczywiście, że nie. To było jeszcze w Tirie - wróżyłem wtedy z kamieni i hm… było część elementów, których nie byłem w stanie do niczego dopasować, nie wiedziałem, czego dotyczą — Isidoro ostrożnie wziął kubki z parzącą się właśnie herbatą. — Gdy zobaczyłem starszego, to właśnie tak jakby… wszystko wskoczyło na miejsce i już wiedziałem, o co chodzi.
Serafin wziął swój kubek, bez przekonania spojrzał w zawartość.
— Często zdarza ci się widzieć takie… strzępki?
— Prawie nigdy — odparł astrolog, Serafin obdarzył go enigmatycznym spojrzeniem.
— Dlaczego mnie to nie dziwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz