sobota, 27 listopada 2021

Od Serafina cd. Lei

― Jutro z samego rana. ― Serafin przez chwilę smakował wypowiedziane przez siebie słowa, spojrzeniem błądził gdzieś w powietrzu, jakby świadom obecności jakiejś niewidzialnej siły. ― To dobry czas ― stwierdził obojętnie, kompletnie niewzruszony faktem atakowanej wioski. Można było śmiało podejrzewać, że gdyby dziewczyna rzuciła terminem „za tydzień”, to zareagowałby tak samo.
― Chyba jednak dobrze byłoby to... uzależnić.
― Hm? ― wyrwany z zamyślenia mag przypomniał sobie o obecności drugiej osoby. ― Ach, być może masz rację. Chociaż, w gruncie rzeczy, nie sądzę by tak było. ― Przechylił nieznacznie głowę, pozwolił sobie jeszcze raz otaksować ją uważnym spojrzeniem. Naprawdę nie sądził, by miała wnieść wiele w dyskusję o tym, kiedy należy kogoś pozbawiać życia, czy nie, ale cóż, był skłonny wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Wciąż w końcu miał w pamięci niedawną rozmową z Isidoro, a w szczególności słowa astrologa dotyczące jego przeznaczenia. Jeśli ta dzierlatka miała odegrać w jego historii jakąkolwiek rolę, być może powinien przestać traktować ją protekcjonalnie. Serafin westchnął przeciągle. Przecież to było działanie wbrew własnej naturze.
― Mistrz mówił coś jeszcze na temat misji? Czy mamy do niego dopiero pójść?
― W zasadzie to nie słuchałem do końca ― przyznał się ― ale o ile mnie pamięć nie myli, chciał szerzej omówić kwestię na spotkaniu. ― Serafin zamyślił się na moment, zmarszczył brwi, jakby odkrył właśnie coś nieprawdopodobnego. ― Może zauważył, że nie słuchałem.
Odkrycie to tak bardzo wytrąciło go z równowagi, że przez chwilę zapomniał o czym w ogóle była mowa i byłby całkiem stracił w tej rozmowie wątek, gdyby nie temat strzał i ładunków, który sam przecież chwilę temu zapoczątkował. Serafin zmarszczył brwi, po raz kolejny tego dnia, ale tym razem nie z powodu udzielonej mu odpowiedzi. Zapominał. Zapominał coraz więcej i coraz szybciej, a na domiar złego, przypominanie sobie przychodziło z coraz większym trudem. Musiał coś zrobić, rzucić lepsze zaklęcia, być może skombinować skądś jakiś artefakt zdolny powstrzymać postęp klątwy. Musiał się rozejrzeć, poczytać. Zaplanować.
― Nigdy nie miałam okazji ― odpowiedziała mu łuczniczka, a Serafin wyczuł w tonie gasnące zdenerwowanie zastąpione nutą ciekawości.
Pstryknął leniwie, strzała sama wysunęła się z kołczanu i przepłynęła w powietrzu wprost do jego dłoni. Książę obejrzał lotkę okiem znawcy (choć nie znał się na strzałach i łukach ani trochę), chwilę potem wzrok skupił na grocie. Uniósł drugą dłoń, złoto zamigotało lekko w świetle dnia. Czubkiem szpona dotknął grotu. Przedmiot błysnął niebezpiecznie, szpic nabrał złotych odcieni. Serafin podał strzałę Lei.
― Ładunek zależy od maga ― stwierdził, jakby to była oczywistość ― zazwyczaj wykorzystywany jest do wywoływania pomniejszych eksplozji za pomocą strzały, ale może pełnić także inne funkcje. Wszystko zależy od okoliczności. Powiedzmy, że trafiłyby nam się jakieś bardzo paskudne ruiny, w których wymaga się rzeczy tak absurdalnej jak sprawna kooperacja. Ładunki magiczne są wtedy odpowiedzią. Ja czaruję w innej części ruin, ty – jeśli tego wymaga sytuacja – używasz strzał z ładunkami i proszę, rzeczy dzieją się same. A teraz chodźmy, poszukamy tego Cervana. Nie wierzę, że to mówię, ale chętnie sobie odświeżę cokolwiek tam wtedy mówił. No i tobie wiedza też się przyda ― to mówiąc odwrócił się i ruszył z powrotem w kierunku budynku Gildii, nawet się nie oglądając i nie sprawdzając, czy Lea faktycznie za nim pójdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz