niedziela, 28 listopada 2021

Od Jamesa, CD. Serafina

Ach, słodcy bogowie, książę miał w sobie ten nieodparty urok człowieka, który wie do czego może się posunąć. Na swój sposób był to bardzo absorbujący widok, gdy tak mruczał, w dodatku wcale nie pod nosem, tylko gardłowo i przeciągle, jakby smakował językiem samogłoski.
― Nie odważyłbym się zbezcześcić w ten sposób dobrej herbaty, mimo tego, że gustuję w słodszych mieszankach, ale tak jak pan jest okropnym herbaciarzem, tak ze mnie beznadziejny kawosz. W tajemnicy przyznam się, że co prawda pijam czarną i mocną, ale jednocześnie w kubku mam co najmniej połowę cukierniczki.
Skinął ze zrozumieniem głową, przywołując w myślach obraz swojego bliskiego współpracownika. Teziu, jak przezywała z zawziętością historyka Cala, pił napój Szatana, po którym na krótki moment zmartwychwstawał z pełną werwą, gotów do działania. Do następnej popitki winem lub kolejną kawą, niosącą jemu zbawienie, a biednemu Jamesowi serię kichnięć od tak mocnej, nabuzowanej cierpkim aromatem woni.
Tak, wraz z postępującym tokiem rozmowy James mógł stwierdzić, że na ten teoretycznie nieodparty urok składało się około 78% zasługi samego wąsa. Przyjrzał się mężczyźnie uważnie, obserwując jak podkręca go miarowo, żeby zaraz uśmiechnąć się grzecznie.
― Czy ja wyglądam panu na kogoś, kto boi się pierwszych razów, panie Hopecraft? ― Tym razem już chyba rozdrażnił lwa? ― Zapraszam do kuchni, tam na pewno znajdziemy stosowne osprzętowanie do zaparzenia tej cudownej mieszanki. ― Chociaż Serafin przypominał dużo bardziej historykowi geparda albo lamparta, to metafora wydała się całkowicie na miejscu. Zwłaszcza że badany osobnik przeciągnął się, wstał i mrugnął.
No, przecież takiego zaproszenia nawet James nie mógł odrzucić. Nie wypadało. Wobec tego podniósł się ociężale z wygodnego, przyjemnego fotela i podreptał za mężczyzną do kuchni. Po drodze zaszli do pokoju Jamesa, skąd wziął schowany mieszek z ziółkami i malutką fiolkę z kotłującą się w niej czystą oktaryną. Maź wydawała się jednocześnie parować i skraplać, bawić swoją barwą i formę, gdy ewoluowała z jednej postaci do drugiej, tworząc piękne wzory. Znaczyły je pojedyncze linie złota, srebra i migoczącego fioletu, które przeplatały się ze sobą naprzemiennie, żeby zaraz zniknąć i uciec z widoku obserwatora.
Tak przygotowani rozsiedli się wygodnie przy stoliku, z zaparzaczem starego typu, który James nie miał wątpliwości, że musiał należeć do jakiegoś gildyjskiego herbaciarza. Miał nadzieję, że oficjalny właściciel nie obrazi się za użyczenie jego urządzenia bez pytania, w końcu miało to posłużyć do wyższych celów! Jak inaczej można nazwać eksperyment opierający się na próbie zdmuchnięcia tego paskudnego uśmieszku z twarzy księcia?
― Proszę patrzeć, jak się tworzy sztuka ― dodał po chwili ciszy, starając się nie drgać zbytnio z nerwów pod wpływem bacznego spojrzenia Serafina. Nie zdało się to na wiele, jego ręce trzęsły się tak jak zawsze, ale przynajmniej próbował zachować przy tym powagę.
Podgrzał wodę naturalnym sposobem za pomocą zwyczajnego ognika, trochę nie chcąc psuć mieszanki niepotrzebną magią, następnie wrzucił odmierzoną dokładnie miarkę ziół do zaparzacza. Po kilku minutach wymieniania swobodnych uprzejmości z Serafinem dodał kilka kropelek płynnej nektaryny i nalał napar do dwóch czarek.
Podał jedną z nich księciu, następnie oparł łokieć na stole, twarz o dłoń i tym razem to on lustrował mężczyznę z prowokacyjnym uśmieszkiem.
― I jak w smaku? ― mruknął, może nie aż tak gardłowo jak wcześniej Serafin, ale przynajmniej spróbował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz