sobota, 20 listopada 2021

Od Sophie cd. Williama

Sophie wołała, starała się cały czas wydawać z siebie jakiś dźwięk, by Will mógł ją jakkolwiek zlokalizować - to był podstawowy element, musieli się jakoś odnaleźć, podzieleni nic by nie zdziałali. Alchemiczka wiedziała, że w grupie siła - wtedy mogli przynajmniej coś przedyskutować, jakoś współpracować. Kobieta starała się w głębi swego umysłu znaleźć jakiekolwiek elementy, które mogłyby jej tutaj pomóc. Co prawda nie była obdarzona umiejętnością splatania magii, jednak jej edukacja obejmowała nieco magii. Prawdę powiedziawszy była to głównie magia żywiołów, transmutacja oraz wiedza o artefaktach i tym podobnych, a wszelkie hm… iluzje, może zakrzywienia czasoprzestrzeni, portale i co tam jeszcze, nie były jej domeną, ale to zawsze było coś. Więcej, niż nic. Samo ogólne pojęcie o magii powinno choć trochę jej pomóc, prawda?
W końcu Will się odnalazł, po omacku minął jakąś półkę i pojawił się przed alchemiczką.
— Tak, na bogów, w końcu udało nam się odnaleźć — kobieta nie kryła zaskoczenia ale i ulgi. — Wiesz co, nie wiem, co Vlastimil tu zaplanował, ale może lepiej byłoby trzymać się razem… Co prawda biblioteka nie wygląda na niebezpieczną per se, ale jeśli się mocno zgubimy, to nie uśmiecha mi się perspektywa spania tutaj, czy coś podobnego.
— Poza tym, nie wzięliśmy ze sobą żadnego jedzenia — dodał przytomnie Will.
— Właśnie — Sophie westchnęła ciężko.
Sytuacja była naprawdę poważna.
Z jednej strony Mistrz Cervan przysłał ich do biblioteki w określonym celu. Mieli w końcu odebrać ważną książkę – na tyle ważną, że będący w jej posiadaniu mag nie chciał słyszeć o tym, by ją gdziekolwiek posyłać, wymawiając się dobrem samego bezcennego woluminu a także własnym podupadającym zdrowiem. Z drugiej strony ten sam mag wyraźnie leciał sobie w kulki w tym momencie, zostawiając swój dom otwartym, zapraszając nieznajomych do biblioteki pełnej licznych książek. Na pierwszy rzut oka działanie to było co najmniej nierozsądne, teraz jednak Sophie widziała, że mag wcale nie był w tym działaniu lekkomyślny.
— Bawi się z nami — mruknęła pod nosem, poirytowana.
— Kto?
— Vlastimil — odpowiedziała Sophie, przeczesując palcami włosy.
Jej frustracja narastała. Ani ona, ani Will, nie mieli żadnej świetnej opcji w rodzaju pomachania wahadełkiem i odnalezienia właściwej drogi do wyjścia z biblioteki, żadne z nich nie było w stanie pewnie też wejść na szczyt którejś z półek na tyle sprawnie, by na pewno z niej nie zlecieć i spojrzeć dookoła, rozeznać się nieco w terenie. Musieli wymyślić jakiś sposób wydostania się z labiryntu i nie mógł im on zająć nie wiadomo ile czasu. Will miał rację, nie mieli żadnego prowiantu ani wody, musieli uwinąć się maksymalnie w parę godzin. Nie mówiąc już nawet o tym, że na zewnątrz zostały przecież ich wierzchowce - Sophie nie mogła zostawić Lakmusa tak na pastwę losu.
— Wiesz co, świta mi pewna myśl… — zaczęła.
Jej plan był nieco chwiejny i nie opierał się na zbyt solidnych dowodach. Ot, było to połączenie kobiecej intuicji i tego, co już wiedziała na temat magii. A wiedziała tyle, że wbrew pozorom magia rządziła się pewnymi zasadami, że nie dało się robić wszystkiego zupełnie losowo i wyczarować czegoś z niczego. W bibliotece i całej tej teleportacji musiał istnieć jakiś schemat, zaś umysł Sophie, przyzwyczajony do odnajdywania najbardziej pokomplikowanych i dziwnych schematów, powinien jej w tym pomóc.
— Pamiętasz może, jakie książki zdjąłeś z półek? Czego dotyczyły?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz