wtorek, 30 listopada 2021

Od Mattii cd. Michelle

— Lukáš nie mógł wiedzieć — odpowiedział jej Mattia, gdy oboje z powrotem przeciskali się przez korytarz jaskini. — A jego wyjaśnienie brzmiało prawdopodobnie - z tym, że uh… przenoszona masa i odległość wymagają więcej energii.
Michelle szła przed nim ostrym krokiem - na tyle, na ile pozwalały na to ciasne ściany - Mattia spostrzegł, że jeśli nie przyspieszy, kobieta zniknie za następnym załomem.
— Hm, prawda — westchnęła, przelotnie oglądając się przez ramię. — Myślisz, że dałby radę pomóc?
— Mam nadzieję. — Mattia wsparł się o wystający fragment, zrobił większy krok, omijając rozpadlinę. — Sam przecież oferował pomoc, prawda?
Droga z powrotem zdawała się o wiele krótsza. Trudno powiedzieć, czy to dlatego, że młoda weterynarz parła naprzód z taką mocą, czy po prostu zawsze droga powrotna wydawała się nieco krótsza. Gdy wyszli na zewnątrz, Mattia odetchnął dziwiąc się, że jest aż tak ciepło. Słońce wciąż stało wysoko na niebie - nie minęło wiele czasu, choć gdy Michelle podchodziła do przedziwnej istoty wydawało mu się, że mijają całe godziny pełnego oczekiwania napięcia.
— Wiesz w ogóle, czym jest ta istota? — spytał w końcu Mattia, nim Michelle na dobre pogrążyła się w przegrzebywaniu juków.
— Nie mam pojęcia, nigdy czegoś takiego nie widziałam ani o nim nie słyszałam. Przypomina mi nieco gryfa - ten ptasi łeb, skrzydła… Ale reszta należy chyba do niedźwiedzia polarnego, nie zaś lwa.
— Może to jakiś arktyczny gryf?
— Może. — Michelle wprawnie wybebeszyła swoją torbę.
— Mogę ci jakoś pomóc?
Mattia podszedł bliżej, zerknął na wyjmowane przez Michelle rzeczy. Dłonie kobiety na moment się zatrzymały.
— Tak, możesz. To zdecydowanie będzie zadanie dla dwóch osób. — To mówiąc znów sięgnęła juków, wyjęła z nich jakąś starannie zwiniętą torbę. Gdy ją otworzyła, z wnętrza wydobył się charakterystyczny, słonawy zapach suszonych ścięgien. — Mam trochę przysmaków - czymkolwiek jest ta istota, na pewno jest mięsożerna. Wygląda też, jakby od dłuższego czasu nie wychodziła, więc będzie głodna. Spróbujemy obłaskawić ją smakołykami.
Mattia przejął torbę, skinął głową. Michelle wydobyła w końcu wszystkie potrzebne jej rzeczy - w sakwie niesionej przez kobietę znalazły się bandaże, jakaś metalicznie dźwięcząca sakiewka i pojedyncza buteleczka z jakąś substancją.
— Moja propozycja jest taka — Michelle odwróciła się od konia, skrzyżowała dłonie na piersi i spojrzała na Mattię z determinacją w oczach. — Najpierw ja spróbuję ją przekonać, że nie mamy złych zamiarów. Dam jej trochę przysmaków i zobaczymy, czy się troszkę uspokoi. Potem wprowadzimy ciebie i ty dasz jej nieco jedzenia, niech zobaczy, że tobie też może zaufać. — Michelle zrobiła małą pauzę. — Jeśli to się uda i zobaczę, że nie jest aż tak spięta i czujna, zostawię ciebie ze smakołykami i sama spróbuję podejść do tej rany. Ty zajmiesz jej uwagę, będziesz mi też mówił, czy nie popsuje jej się humor i nie robi się znowu czujna. Ja zaś zobaczę, czy uda mi się jej choć trochę ulżyć. — Przez twarz kobiety przemknął wyraz współczucia. — Ta rana jest stara i zaropiała, musi strasznie boleć.
— W takim razie dobrze, że udało nam się ją znaleźć.
Michelle pokiwała głową.
— Nie dziwię się, że ludzie nie potrafili znaleźć przyczyny, dla której w lesie pojawiły się te wszystkie zwierzęta — odparła, poprawiła sakwę, zamyśliła się na chwilę. — Jak opatrzę ranę, trzeba będzie w jakiś sposób sprawić, by zechciały przejść przez niego z powrotem i wrócić same do swojego domu.
Mattia też o tym myślał. I kiedy zaczął zastanawiać się, jak będzie wyglądało wyłapywanie wszystkich arktycznych zwierząt z lasu a następnie ich transport do wnętrza jaskini, a w końcu - zaganianie do portalu - doszedł do wniosku, że do siedziby Gildii wrócą chyba na wiosnę. I to przy sprzyjających wiatrach. Jedynym sposobem, który przyszedł mu do głowy było zastawianie pułapek na te mniejsze zwierzaki i przenoszenie tych złapanych do portalu. Co jednak zrobić z niedźwiedziami czy wilkami. Takich zwierząt raczej nigdzie nie przeniosą…
Michelle nie dała mu czasu na roztrząsanie tej kwestii, a Mattia doszedł do wniosku, że może potem wpadnie mu do głowy jakiś pomysł. Ruszyli z powrotem do jaskini, po drodze minęli jeszcze jakieś zwierzę, którego blada sylwetka przemknęła im tylko nad głowami. Po chwili byli z powrotem w jaskini.
Zdawało się, że nic się nie zmieniło - nienazwana istota patrzyła jednak na nich, jak się zbliżają, złote ślepia zogniskowały się zaraz na źródle smakowitego zapachu, tkwiącego w rękach Mattii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz