wtorek, 30 listopada 2021

Od Isidoro cd. Serafina

Isidoro ledwie tknął kolejne lustro, złoty promień przesunął się minimalnie w górę, padł na inną część sopla. Astrolog ustawił następne lustro i soczewkę, kolejne wiązki skrzyżowały się precyzyjnie w nowym miejscu. Kolejny sopel runął z hukiem na ziemię, Isidoro powtórzył czynność, aż w końcu, prócz kawałka lodu spadł i klucz. Metal dźwięknął charakterystycznie o posadzkę, Isidoro zaraz podszedł, wydobył klucz spomiędzy pokruszonych, lodowych odłamków, wręczył księciu.
Serafin wziął klucz. Wzrok czarnoksiężnika uciekł w górę, w stronę przerzedzonego teraz skupiska sopli. Mężczyzna zmrużył oczy, wodząc spojrzeniem wśród widocznych teraz, lodowych żyłek spajających luźno wsparte na sobie kawałki skały. Spomiędzy częściowo skrytych za szalikiem ust uleciały jakieś sallandirskie słowa, ich melodia podejrzanie mocno przypominała ten charakterystyczny pomruk „dziwka Fortuna".
Przebywszy pierwszą z dziwnych prób, mężczyźni podeszli do tajemniczych drzwi. Serafin przez moment mierzyl je podejrzliwym spojrzeniem, w końcu jednak włożył klucz, przekręcił. Zamek kliknął, drzwi jęknęły, poszerzająca się szpara wypuściła nierzeczywiste, błękitnawe światło. Czarnoksiężnik pchnął drzwi mocniej, otaksował wzrokiem wnętrze, nim postawił w środku pierwszy krok.
Na dobrą sprawę nie było tam czego oglądać. Tuż za masywnymi drzwiami ciągnął się korytarz, o wiele węższy i niższy, niż można było się spodziewać po tak rozległym wejściu. Zaraz skręcał w niewiadomą i próżno było myśleć, dokąd mógł prowadzić. Jednak w korytarzu było coś, co od razu przyciągało wzrok – ściany, wilgotne, nie zaś skute lodem, usiane jakimiś gąbczastymi tworami, z których niemrawo sączył się błękitnawy poblask. Światła było ledwie tyle, by ostrożnie obrysować kształt skalnych załomów, topiąc wszelkie szczegóły w strzępkach cienia.
Książę zbliżył się do skupiska świecących porostów, wbił w nie wzrok na tyle przenikliwy, że aż dziw brał, że same nie zaczęły odpowiadać na pytania. Serafin oszczędnym ruchem wyciągnął dłoń w ich kierunku, wydał z siebie podszyte irytacją „hm".
— Zwykłe — zawyrokował i ruszył w głąb korytarza.
Po drodze zsunął z ulgą szalik, zdjął w końcu rękawiczki. W korytarzu było dużo cieplej - wystarczająco, by odpocząć nieco od nieustającego zimna gryzącego bezlitośnie każdy skrawek odkrytej skóry.
Isidoro podreptał zaraz za czarnoksiężnikiem, Serafin prowadził, coraz pewniej poruszając się wśród skał.
W pewnym momencie korytarz się rozwidlił, trzy odnogi biegły w przestrzeń, nęcąc tak samo jednostajnym, błękitnawym blaskiem. Serafin zatrzymał się, podkręcił w końcu wąsa.
— To… — Słowo - uciekło. — Bardzo kręta droga.
— Labirynt?
Serafin skinął głową.
— Takie były w Sallandirze. — Książę westchnął ciężko, spojrzał na astrologa spod oka. — Bądź blisko i uważaj. Takie drogi… — chwila zawahania — …mają zęby.
Isidoro postanowił w takim razie iść tuż obok Serafina i mieć oczy dookoła głowy w poszukiwaniu pułapek.
Astrolog nie wiedział, czym kierował się czarnoksiężnik, wybierając prawą odnogę. W oczach Isidoro wyglądała dokładnie tak, jak dwie pozostałe, jednak krok Serafina był na tyle pewny, że Isidoro po prostu mu zaufał. Na wszelki wypadek jednak oglądał się co jakiś czas za siebie, starając się zapamiętać wygląd korytarza i to, w którą odnogę skręcili.
Kolejne rozwidlenie. Serafin stał chwilę, kontemplował, następnie wybrał lewą odnogę. Isidoro znów podreptał za nim, zapamiętał zakręt. I znów - rozwidlenie, krótki postój na zastanowienie, tym razem to środkowa ścieżka okazała się poprawna. Isidoro - zapamiętał.
Coś za prosto im to szło.
Kolejne rozwidlenie, Serafin znów przystanął, tym razem dłużej się namyślał. Dużo dłużej.
— Co myślisz? — spytał, wskazał gestem w stronę przejść.
Isidoro popatrzył to na przejścia, to na Serafina.
— Nie wiem.
Książę westchnął, podszedł do wilgotnej ściany, dotknął szponem skały.
— Najważniejszy fragment. I nie ma — Stuknął złotym szponem, odwrócił się do Isidoro. — Widzisz?
— Nie.
I zapadła cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz