sobota, 20 listopada 2021

Od Isidoro cd. Serafina

Isidoro pamiętał ich krótką rozmowę zaraz przed tym, jak zeszli w dół, do doliny i w końcu postawili swe kroki w wiosce. Serafin zdradził mu wtedy, że za jego nienagannym iferyjskim stoi tak naprawdę moc artefaktu, który sam wykonał, moc ta jednak miała ugiąć się w narastającym polu antymagii. Teraz zaś wyglądało na to, że moc wyparowała, Serafin został ze swą naturalną umiejętnością posługiwania się językiem i - co tu dużo mówić - pozostawiała ona wiele do życzenia.
Wiedząc, że jego głównym zadaniem tutaj jest tak naprawdę zajęcie się księciem, Isidoro szybko przebiegł w myślach wszystko to, co mogłoby mu pomóc. Wrócił wspomnieniami do swych pierwszych zajęć z obcego języka, do wszystkich tych prostych zdań, kiedy dopiero poznawał słowa i ich różne formy. „Canis latrat", „puella cantat". Rzeczownik i czasownik. Nic więcej. Słowa w prostej formie. „Jeść", nie „spożywać", „iść", nie „podążać".
— Trzeba iść — powiedział, i tym razem usłyszał odpowiedź od Serafina.
Isidoro pilnował, by powietrze w chacie było nagrzane, nie zwracał uwagi na pełne niepokoju spojrzenia łowcy kierowane w stronę stosiku drewna. Toteż gdy astrolog i książę wyszli z pomieszczenia, poranny chłód bezlitośnie gryzł policzki, szczypał w nos, wdzierał się pod płaszcz. Isidoro zmrużył oczy, skrzące się w śniegu promienie słońca go bolały. Wstał tego dnia z bólem głowy, co nigdy mu się nie zdarzało, a biorąc pod uwagę to, jak często Serafin od rana sięgał skroni i się krzywił, musiał być to skutek uboczny przebywania w polu antymagii.
Wydarzenie, o którym mówił łowca, rozgrywało się niemalże na ich oczach. Isidoro wychwycił jakieś podniesione głosy, a gdy minęli kolejną chałupę, już byli na miejscu.
Z jednej strony - jakiś mężczyzna, ewidentnie z wioski. Odziany w skóry, z bronią przy pasie, z brodą zaplecioną w udekorowane drewnianymi paciorkami warkocze. Z drugiej strony - trzech mężczyzn, ewidentnie przyjezdnych. Odziani w niewyróżniające się ubrania, niby charakterystyczne dla tego regionu, jednak pozbawione jakichkolwiek ozdób. Twarze, które mogły należeć do każego. Pośrodku - kości. Rzeźbione w doskonale znane Isidoro runy, tworzyły układ który pamiętał z podręczników astrologii.
— To kłamstwo! — krzyknął ten z zaplecioną brodą. — To nie ma sensu, łżecie! Tu się nic nie zgadza! Wysłannicy bogów nigdy nie pomyliliby się aż tak bardzo!
— Jak śmiesz — prychnął jeden z grupy mężczyzn. — Niezbadane są wyroki bogów i nieodgadnione ścieżki, którymi kroczą. Nie na twój śmiertelny umysł jest ich niezmierzona mądrość.
— Jaka mądrość! Mówicie, że moja córka niedługo za mąż wyjdzie, a ja nie mam żadnej córki!
Gadatliwy mężczyzna zgubił na moment rytm.
— To… była wróżba alegoryczna!
Serafin przeskakiwał wzrokiem od grupy do mężczyzny, brwi ściągnięte miał w wyrazie ni to lekceważenia, ni to irytacji.
— To interesujący… przedstawienie — podsumował w końcu, prawie trafiając z odmianą.
Isidoro odwrócił się do niego, podniósł wzrok, skrzyżował go ze spojrzeniem księcia.
— Ja to zrobię. Będzie dobrze.
To mówiąc ruszył w kierunku kłócących się mężczyzn gorączkowo myśląc, co w tej sytuacji powiedziałby Mattia. Nie wymyślił wiele, wypalił po prostu to, co przyszło mu do głowy.
— Pozwólcie spojrzeć mi na wróżbę.
Jego głos ledwo przebił się przez harmider, w jego stronę poleciały zdania: „Coś za jeden?", „Nie mieszaj się", „Kolejnego tu brakowało". Astrolog skulił się wewnętrznie, nienawidził skupiać na sobie uwagi, szczególnie tej negatywnej. Ale wróżba go wołała, kości prosiły, by użyczył im swojego głosu. A Isidoro - zawsze wtedy słuchał.
— To, co znalazłeś w ukryciu, mówi prawdę o sercu związanej z tobą osoby — powiedział enigmatycznie. — Ci, których najbardziej kochasz, łączą z tobą więzy miłości, nie zaś krwi. Podejmując decyzję, wybierz ścieżkę ojca, a nie wojownika.
Zapadła cisza, w zimowym powietrzu uniosły się pełne niepokoju szepty gapiów.
— Co to ma być? — warknął jeden z trójki mężczyzn, robiąc krok w stronę Isidoro, ale zaraz przystanął, jego wzrok powędrował w górę, na przytłaczającą sylwetkę Serafina, który znalazł się zaraz za plecami astrologa.
Tymczasem z twarzy mężczyzny z wioski odpłynęła cała krew, oczy stały się okrągłe niczym spodki, Isidoro dosłownie widział, jak do mężczyzny krok po kroku docierają słowa wróżby. W końcu twarz mężczyzny wykrzywiła się w wyrazie absolutnej furii. Astrolog odezwał się:
— Pamiętaj, ścieżka ojca, nie wojownika! — zawołał, nie wiedząc, czy ten go w ogóle słucha.
— Podejrzewałem… — urwał, głos odmawiał mu posłuszeństwa. — Ale nie chciałem wiedzieć. Nie chciałem! — Mężczyzna zacisnął pięści, kolejne słowa wypowiedział cicho, złowróżbnie. — Bądź przeklęty za te słowa…
— Usłyszenie prawdy bywa czasem tak bolesne.
Nowy głos, jednak dla Isidoro - znany. Znany z wróżby, którą przekazały mu kamienie, jeszcze wtedy, w Tirie. Astrolog instynktownie cofnął się, wparł plecami w Serafina. Oto usłyszał - ich nemezis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz