Ledwo
zdążyła zawiązać znajomość i poznać imię koleżanki po fachu, ta już
wyznaczyła jej zadanie, pozostawiając właśnie rozgadującej się Michelle
kilka nie do końca sprecyzowanych wskazówek - czyli takich, które lubiła
najbardziej, z werwą zabrała się zatem do pracy.
—
Duże zwierzęta, dużo problemów — nawet nie zorientowała się, kiedy
powtórzyła formułkę Josha. Dalej nie do końca mogła się przyzwyczaić do
tego, że nie słyszy już przy uchu ględzenia tego starego marudy, i ze
zdziwieniem uświadomiła sobie, że czasem jej tego nawet brakuje. Z końmi
pracowała często, w jej wsi niemal każdy trzymał w swojej stajni
przynajmniej jedną szkapę, a już na pewno każdy miał z rzeczonym
gatunkiem jakiś problem. Złe podkucie było jednym z punktów tej długiej
listy, figurował na niej jednak dość wysoko. I wystarczyło tylko
spojrzeć na Javierę, by zrozumieć, jak ważnym dla niej było, by się tego
kłopotu pozbyć, a Michelle zamierzała jej w tym pomóc.
Określiła
siebie mianem "stara weterynarz" - na wskroś ironicznym, biorąc pod
uwagę jej stosunkowo młode rysy twarzy i gładkie lico, nawet jeśli
tyczyć się to mogło zwyczajnie jej doświadczenia i stażu w gildii. Tak
wyrażał się Josh, kiedy znowu strzyknęło mu coś w kościach i narzekał
pod nosem, że reumatyzm, artretyzm i co tylko mu akurat ślina na język
przyniosła, bo chorób znał przecież dość sporo, więc i mógł sobie
poużywać. A Michelle wątpiła, by miała właśnie do czynienia z
długowieczną istotą magiczną - bo przecież kto, mając dostęp do tak
wielkiej potęgi, decyduje się na zawód polegający na papraniu się na
przemian we krwi i w urynie?
— Ktoś oprócz Eilis się tym zajmuje? — Michelle zmarszczyła brwi, kucnęła przy gniadoszu.
Zdążyła
poznać już niektórych członków, szczególną uwagę poświęciła, rzecz
jasna, osobom na stanowiskach powiązanych w jakiś sposób z jej fachem, a
kowal z weterynarzem współpracowali bardzo dużo. I o ile zdążyła się
zorientować, Eilis miała ogromną wiedzę w swojej dziedzinie, kobiecie
trudno było zarzucić, by mogła zrobić coś nie tak z podkuciem. Michelle
prędzej by uwierzyła, że któremuś właścicielowi nie chciało przejść się
do kuźni i postanowił wykorzystać wiedzę zgromadzoną na zasadzie "a bo
kiedyś widziałem", a skutki tego prezentowały się tuż przed jej oczami. A
może szkolił się tu jakiś młodociany kowal, który nie odróżniał jeszcze
imadła od szczypiec.
Bo
i u gniadosza dało się od razu zauważyć podkucie wołające o pomstę do
nieba, mogła to stwierdzić nawet bez patrzenia, jak koń chodzi. Podkowy
nie leżały w jednej linii z kopytem, jeśli jakaś oś istniała, to
zdecydowanie nie była wyśrodkowana. Z drugiej strony, Javiera zadziałała
szybko i zarządziła oględziny, nim istniało zagrożenie poważnego
uszkodzenia stawu.
—
I pójdę z tobą, jasne — ścisnęła jeden z mięśni, sprawdzając reakcję
konia. Była prawidłowa, chwilę jeszcze pokręciła się przy zwierzęciu,
nim przeszła do następnego. — Trzeba wyjaśnić sprawę jak najszybciej.
Do
kolejnego podkucia nie mogła mieć już zastrzeżeń - w dodatku również
wykonane zostało niedawno. Pozwoliła sobie chwilę podziwiać wprawną rękę
kowala, który bez dwóch zdań wykonał pierwszorzędną robotę. Koń również
wydawał się być zadowolony, bez protestów pozwalał weterynarz się
dotykać, gdy upewniała się, że jego stan zdrowia nie budzi żadnych obaw.
—
Ty to chyba Helios jesteś, co? — poklepała muskularną szyję, w
odpowiedzi usłyszała rżenie, które uznała za odpowiedź twierdzącą. Lea
zdążyła jej już odpowiedzieć o gildyjnym wałachu, którego najczęściej
pożyczała na czas misji. — Grzeczny chłopiec.
Zerknęła
ponownie w stronę Javiery. Pracowała w skupieniu, nie omijała ani
jednego szczegółu, powoli jednak zdawało się, że kończy i swoje
oględziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz