niedziela, 28 listopada 2021

Od Isidoro cd. Serafina

— Nie ma mowy.
Ton głosu wystarczył, Serafin nie musiał nawet rozumieć słów. Isidoro z niepokojem przestąpił z nogi na nogę, wyczuwając, jak otaczające czarnoksiężnika powietrze elektryzuje się gniewem.
— Twoi ludzie mogą potwierdzić, że cieszymy się łaską bogów — spróbował Isidoro, jednak wódz był nieugięty.
— To prawda, ale to za mało. Prosicie mnie o zbyt wiele, nie mogę się zgodzić.
— Sytuacja w wiosce jest krytyczna…
Wódz uniósł dłoń, na jego twarzy odmalował się cień gniewu, zniecierpliwienia.
— Uyarak wiele mi opowiedział. — Mężczyzna wspomniał imię starszego, z którego dłoni Isidoro wyczytał przyszłość, zwrócił się wprost do astrologa. — Mówił, że twój wzrok przebija zasłonę czasu, słowa splatają jedynie prawdę. Nie mam podstaw by nie wierzyć, że również i dzisiaj twoje słowa okazały się prawdziwe, jednak fakt, że przybyłeś tu by oskarżać drugą grupę pożądającą tego samego, rzuca cień na czystość twego serca.
Tym razem to Isidoro zacisnął lekko wargi, spuścił wzrok. Za mocno naciskali na to sanktuarium, jednak nie mieli innego wyboru, im dłużej działało pole antymagii, tym było gorzej, zaś próby logicznego wytłumaczenia tego wieśniakom spełzłyby na niczym. Wróżby jasno to mówiły. Astrolog westchnął, podniósł wzrok.
— Kierujemy się jedynie dobrem wioski — powiedział szczerze.
— Czyżby? — Wódz uniósł brew. — Co do tego mam wątpliwości. Szczególnie w kwestii tego — tu niedbałym gestem wskazał w stronę Serafina — czaromiota.
— Jak mnie nazwał? — warknął ledwie słyszalnie książę.
— Wielkim magiem — odparł pospiesznie Isidoro.
— Łowca, który udzielił wam gościny mówił, że ogień jest mu posłuszny, jednak nie tylko boscy posłańcy władają płomieniami.
Na to Isidoro nie miał dobrej odpowiedzi. W panice szukał w umyśle czegokolwiek, co mógłby powiedzieć, by przekonać wodza. Serafin nachylił się do astrologa.
— Chce… — szukał przez chwilę słowa — ciastka, za sanki?
Isidoro potrzebował tylko chwili. Znów zwrócił się do wodza.
— Czy jest coś, co możemy zrobić, by udowodnić ci nasze szczere intencje? — spytał starając się, by w jego głosie nie było słychać desperacji.
Mężczyzna prychnął. Astrolog czuł, że zaraz skończy mu się cierpliwość, a wtedy ich przeznaczenie wejdzie na niebywale trudną ścieżkę.
— Do sanktuarium mogą wejść jedynie najwyżsi kapłani, ci zaś nie stają się nimi z dnia na dzień. Ich dni wypełnione są modlitwą i służbą dla wioski, to wszystko zajmuje im lata, wy zaś prosicie o dostęp do naszego najświętszego miejsca, jakbyście już dawno przeszli wszystkie te etapy.
— Nie mieszkamy tu od urodzenia — odpowiedział mu astrolog. — Jeśli nasze życie nie było wypełnione czynami miłymi bogom, to czy cieszylibyśmy się ich łaską? Oto dowód, że spełniamy wymagania.
— Nawet to za mało. Kapłani poddawani są próbie i nie wszystkim udaje się ją przetrwać. Dopiero wtedy uznawani są za godni wstąpienia do sanktuarium.
— I co mówi? — Serafin znów się nachylił.
— Chce bardzo dużo ciastek.
Jakieś skomplikowane, twardo brzmiące sallandirskie słowo uleciało spomiędzy warg księcia.
— Powiedz, że dostanie. Niech się nimi… — Chwila ciszy, zastanowienia, i znów coś, czego Isidoro nie zrozumiał.
— W takim razie - stawimy czoła próbom.
Brwi wodza powędrowały w górę, mężczyzna nie zdołał ukryć zaskoczenia.
— Ci, na których rzucacie oskarżenia, też mieli możliwość zmierzyć się z próbami — podjął mężczyzna, pochylając się nieco na swym tronie.
— Nie podołali im?
— Nawet nie spróbowali — odparł wódz, wyprostował się, westchnął. — Wiedzieli, że nie mają szans. Tak samo, jak wy.
Isidoro podniósł wzrok na Serafina, szafirowe spojrzenie skrzyżowało się z tym onyksowym. Choć kolczyk milczał, zagłuszony polem antymagii, mężczyźni nie potrzebowali słów. Determinacja błyszczała w oczach isidoro, książę skinął mu głową. Astrolog zwrócił się znów do wodza.
— Przekonajmy się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz