wtorek, 23 listopada 2021

Od Serafiny CD. Isidoro

Blask świec uderzył w twarz Serafiny, oświetlając onyksową tęczówkę ciepłą, nieszkodliwą dla oka poświatą. W pomieszczeniu było ciemno, jedynie te kilka świeczuszek rozstawionych po kilku kątach nieśmiało oświetlało bogato wypełnioną przestrzeń pokoju, nadając mu dyskrecji i tajemnicy.
Księżniczka obdarzyła Isidoro troskliwym spojrzeniem, lecz zanim jeszcze otworzyła usta, zanim zdążyła upewnić się, czy wszystko w porządku, nieznajomy głos rozległ się z drugiego końca pokoju, skupiając na sobie uwagę zarówno jej, jak i astrologa.
— Witajcie, jestem maharani Jayadeva. Cieszę się, że zechcieliście odpowiedzieć na mą prośbę. — w ślad za głosem z, powoli i z gracją, z półmroku wyłoniła się również kobieca sylwetka.
— Zaszczyt to dla nas, Maharani, że możemy ci pomóc. — Serafina wystąpiła krok do przodu, uniosła dłonie na wysokość klatki piersiowej i złączyła je ze sobą, kłaniając się do arystokratki gestem, który w Aishwarze uchodził za powitanie; w ślad za nią postąpił również Isidoro. — Mam na imię Serafina, a oto — tu przerwała na krótką chwilę, zerknęła na astrologa — mój przyjaciel, Isidoro.
Płomyczek zdziwienia przemknął przez tęczówkę równie czarną co ta Serafiny, jakby stłumiony i bardzo krótki, lecz kiedy ustał, maharani uśmiechnęła się ciepło i odpowiedziała gildyjczykom tym samym. Ukłon był jednak znacznie płytszy, oszczędny. Dokładnie taki, jak na osobę wyższej rangi przystało. Uwadze Serafiny ten szczegół nie umknął. Nic jednak po sobie znać nie dała.
Stały tutaj, w bogato zdobionym pokoju, twarzą w twarz i onyks w onyks, podobne do siebie urodą i wzrostem, obydwie pełne gracji i wdzięcznie wyprostowane – jedna miała na sobie przepiękną, kolorową suknię sięgającą długością do podłogi i długie włosy spięte w elegancką, fantazyjną fryzurę. Druga dopasowane do figury spodnie, płaskie buty o cholewce aż za kolano, wsadzoną w spodnie czarną koszulę przepasaną kilkoma paskami i płaszcz mający chronić ją przed jesiennym chłodem. Czarne, niesforne włosy były ciasno upięte w dwa, gęste warkocze. Arystokratka i gildyjna przybłęda. Księżna Aishwary i niedoszła królowa Sallandiry, która zmuszona była uciekać z własnego kraju.
Ale skąd Jayadeva mogła wiedzieć, że miała do czynienia z równą sobie? O Serafinie przecież dawno już świat zapomniał. O niej, o jej bracie; o całym, niegdyś potężnym rodzie. I choć z bólem serca, księżniczka wciąż musiała o tym pamiętać.
Odwzajemniła uśmiech, spuściła wzrok. Dokładnie tak, jak na osobę niższej rangi przystało. Dawno temu zaakceptowała rolę przybłędy, musiała więc rolę przybłędy grać.
— Z góry zmuszona jestem przeprosić, że nie poinformowałam nikogo o tym… — maharani przechyliła głowę na bok, zmarszczyła brwi — ...dość niecodziennym środku transportu. Dołożyłam wszelkich starań, żebyście mogli znaleźć się tutaj tak szybko, jak będzie to tylko możliwe i niestety zabrakło mi czasu na ostrzeżenia. Mam nadzieję, że nie było to dla żadnego z was problemem. — okrężnym krokiem obeszła Serafinę i Isidoro, uważnie przyglądając się to jednemu, to drugiemu.
— Twoja pomoc okazała się dla nas sporym ułatwieniem, maharani. — odrzekł Isidoro.
— Wspaniale zatem. — Jayadeva pokiwała głową w zrozumieniu, splotła dłonie za plecami. Spoważniała. — Niech ja ci się przyjrzę z bliska… — podeszła do Serafiny. Księżniczka ani drgnęła. — Wnioskuję, że Aishwarya nie jest ci obca?
— Zgadza się.
— W ramach podróży?
— W ramach postoju.
— Rozumiem...— przerwała, zamyśliła się. — Na jak długo?
— Kilka miesięcy. Niecałe pół roku.
— Znasz język?
— Znam. — potwierdziła. Aishwarski był sercu Serafiny znacznie bliższy niż Iferyjski, byłaby w stanie świetnie komunikować się w nim nawet bez użycia magicznego kolczyka.
— A ty, Isidoro? — Jayadeva zatrzymała się wpół kroku, przeniosła spojrzenie onyksu na twarz astrologa, wolnym krokiem zbliżyła się także do niego.
— Na poziomie podstawowym.
Raz jeszcze, maharani pokiwała głową.
— Wystarczająco, żeby się dogadać?
— Wystarczająco.
— Świetnie. To znaczy, że będziemy mogli wdrożyć w życie nasz najbardziej pożądany plan. — oceniła, uśmiechnęła się delikatnie. Pomimo wyrazu twarzy wciąż oszczędnego i powściągliwego, księżna wcale nie ukrywała, że wiadomość o znajomości jej języka przez obecną tu dwójkę bardzo ją zadowoliła. Sama księżniczka wcale się temu nie dziwiła – dla każdego było to spore, kolejne zresztą już, ułatwienie. — Zanim jednak do jego przedstawienia przejdę... — przerwała, zapraszającym gestem dłoni wskazała kilka foteli ustawionych na samym środku pokoju. — Usiądźcie, moi drodzy. Czeka nas intensywna noc.
Serafina i Isidoro chętnie z zaproszenia skorzystali, usiedli w sąsiednich fotelach. Jayadeva ruszyła w ślad za swoimi gośćmi, prosto do fotela naprzeciwko.
— Pozwólcie, że mój nadworny mag, Niranjan – który sprowadził was do mnie tak szybko, zostanie z nami. — kontynuowała zaraz, zerkając przyjaźnie na wciąż stojącego w drugim kącie pokoju maga; ten, nie wiadomo kiedy i jak, poza uwagą księżniczki zdążył się już swojej grubej, wełnianej narzuty pozbyć. Przyglądał się Serafinie i Isidoro w milczeniu, uważnie. — Przybył tutaj specjalnie na moją prośbę, choć wcale nie musiał. A skoro już jest, choć całkiem nieplanowanie, bardzo zależałoby mi na tym, żeby wyruszył na bal razem z wami. Niranjan jest jednym z moich najbardziej zaufanych podwładnych, ufam mu. — wyjaśniła, wyprostowała się w krześle, z gracją założyła nogę na nogę. — Mógłby pełnić rolę łącznika pomiędzy mną a wami, gdyby coś poszło nie tak.
Także tym razem Jayadeva zdawała się mieć na uwadze brak wcześniejszego ostrzeżenia o zmianach w planie, ponieważ nie nalegała na natychmiastową odpowiedź. Obejrzała się przez ramię, zleciła czekającej w drzwiach służce przygotowanie ciepłej, aishwarskiej herbaty; ta skinęła głową i opuściła pomieszczenie.
Serafina spojrzała pytająco na Isidoro. Co do decyzji tak ważnych, wolała zdawać się na niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz