sobota, 27 listopada 2021

Od Lei cd. Sophie - Misja

 Wciągnęłam ze świstem powietrze, zagryzłam wargi, byleby nie wydać z siebie żadnego dźwięku; zapewne przeszedłby w tony zbyt wysokie, które od razu zdradziłyby kotłujące się we mnie przerażenie - zamiast tego, w ustach rozlał się metaliczny smak krwi. Popłynęło jej zapewne raptem kilka kropel, ale miałam wrażenie, że zaraz zaleje cały mój podbródek, że zaraz wszystko spłynie szkarłatem.
Jaką moc musi mieć demon, do którego drugi zwraca się panie? Choć Boruta, przedziwna istota z rogami, kopytami i zębami jakby stworzonymi do szarpania, przypominał koszmar senny, w jakiś sposób to Azazel mnie najbardziej przerażał, nawet jeśli przybrał całkiem humanoidalny kształt. A może byłam już po prostu tak wystraszona, że mój mózg, osiągnąwszy swój limit, zwyczajnie zaprotestował, nie chciał przyjąć kolejnej porcji lęku. Tak, to jest bardzo niekorzystna sytuacja, ale już więcej nie mogę, wybacz.
Więc zaczął działać. Po raz kolejny wzięłam możliwie głęboki wdech, wyprostowałam ramiona. Mięśnie, dotychczas spięte do granic możliwości, zaprotestowały przeciwko przemieszczeniu, zaraz jednak poddały się mojej woli. Spróbowałam ocenić sytuację: mój wzrok zogniskował się na rapierze Boruty. Z cichutkim parsknięciem spróbowałam wyobrazić sobie kogoś, kto śmiałby stanąć do pojedynku z taką istotą.
I raz jeszcze parsknęłam, gdy uświadomiłam sobie, że może i owszem, jest ktoś taki. Ale samą myśl o starciu fizycznym należało odłożyć teraz na bok, skupić się na innych możliwościach - nasza największa szansa tkwiła w słowach. W zdrowym rozsądku, w ogromnej wiedzy Nicka, w inteligencji Sophie. Nie mogłam zostać z tyłu, musiałam działać.
— Czy mnie wzywałeś, panie? — Boruta minimalnie skłonił głowę, koźle rogi zaszurały o sufit z przykrym dla ucha chrobotem. W lepkich ciemnościach skrywających zakamarki pomieszczenia nie mogłam dostrzec tego dokładnie, ale byłam przekonana, że na deskach pozostały głębokie wyżłobienia. Kolejny element u Verdamów, na którym pozostawił swój ślad.
— Owszem — Azazel uniósł podbródek, w oczach błysnął lód. — Jak widzisz, zebrało się pewne grono, które pragnie z tobą pomówić...
Boruta spojrzał na nas. Oczy o poziomych źrenicach rozszerzyły się na parę sekund, zogniskowane na mężczyźnie. Skoro go dojrzał, bez wątpienia także poznał, a czar chroniący Nicka przez tyle lat prysnął na dobre, roztrzaskał obraz dziecka, za którym mógł się dotychczas kryć. Palce zakończone długimi szponami zatańczyły, jakby demon już wyobrażał sobie, jak dopada mężczyznę, jak odbiera życie ostatniemu z potomków Verdamów.
— Obawiam się, że tutaj oto zgromadzeni postanowili wystosować bardzo poważne zarzuty. Mniemam, że będziesz w stanie wszystko wyjaśnić — ciągnął Azazel.
— Panie — demon dalej zwracał się wyłącznie do niego, ale przez chwilę mogłam dostrzec, jak zerknął znowu na nas. Na Nicka. Z wyrazem oczu, którego nie dało się pomylić z niczym innym: głodem. Tak patrzył wąż, kiedy wypatrzył swoją ofiarę — cokolwiek mówią ci... ludzie, z pewnością nie jest warte twej uwagi. Pozwól mi się z nimi rozmówić i nie trać swego czasu.
— A jednak tu jestem — warknął. — Bo sprawuję pieczę nad kontraktem, jak zapewne pamiętasz. Liczę zatem, że wszelkie wątpliwości zdołasz wyjaśnić głównym zainteresowanym. I mnie, rzecz jasna.
Na chwilę zapadła cisza. Z gardła Boruty wydobyło się gniewne charczenie. Zwrócił wreszcie na nas spojrzenie na dłużej niż kilka sekund - ale uwagę poświęcał przede wszystkim Nickowi.
— Jak te dzieci szybko dorastają — długi, spiczasty język przejechał po wargach. — Dałbym słowo, chłopcze, że rano byłeś jeszcze niedorostkiem...
— Twojemu słowu nie można wierzyć — chłód spojrzenia rzeczonego niedorostka niemal równał się temu w oczach Azazela. Mimo że stał naprzeciw największej zmory rodu, głowę miał uniesioną wysoko. W tej chwili nie dało się go wziąć za nikogo innego niż arystokratę. Nieważny był brud czy otoczenie: całą sobą wydzielał tę specyficzną, dumną aurę. — Złamałeś postanowienia kontraktu. Zabiłeś moją rodzinę.
— Niedobrze jest rzucać oskarżeniami na prawo i lewo, chłopcze — zmrużył oczy, pochylił głowę, ostre rogi zdawały się być wycelowane prosto w Nicka. — Zwłaszcza kiedy masz do czynienia z demonem. Gdybyś został tam daleko, gdziekolwiek się schroniłeś, zapewne żyłbyś jeszcze trochę. Stara piwnica... pozwolę sobie stwierdzić, że to niezbyt wdzięczne miejsce do zakończenia ziemskiej wędrówki, nawet tej najbardziej parszywej.
— Nie zginie — odezwałam się wreszcie. Początkowo zdziwiłam się, że wargi w ogóle zdołały się poruszyć, ale nim zdążyłam dobrze całość przemyśleć, słowa już zdążyły z nich wypłynąć. — To ty złamałeś postanowienia kontraktu.
— Ach... — kopyta zastukały o posadzkę, wybiły na kamieniach szybki, jakby rozbawiony rytm. Czerwony jedwab zamiótł podłogę, złote obramowanie zdawało się pochłaniać cały blask płynący ze świec. — Widzę, że wziąłeś ze sobą niańki. Czyżbyś liczył, młodzieńcze, na przewagę liczebną? A może chcesz przehandlować ich życia w zamian za swoje?
— Nie cenię życia tak nisko, jak ty.
— Zdajesz się być bardzo niechętny do wyjaśnienia sytuacji — hardy głos Sophie zdawał się docierać nawet do najdalszych zakątków pomieszczenia. — Czyżby demon mógł mieć coś na sumieniu?
— Moi drodzy — Azazel zatoczył ręką szeroki łuk, na ustach rozlał się obłudny, paskudny uśmiech — dość już chyba tych wstępnych grzeczności. Z pewnością niektórzy mają sobie wiele do powiedzenia po tych wszystkich latach — spojrzał kolejno na Borutę i Nicka — niemniej, powiadają, że życie iskrą lub chwilką. Byłbym zobowiązany, gdybyście zatem byli łaskawi przejść do konkretów. Będę w tej sprawie sędzią i rozstrzygnę, która ze stron ma rację.
— Nie będziesz aby stronniczy? — uniosłam brew.
— Nie zwracaj się w taki sposób do pana Azazela! — syknął Boruta, drugi demon uniósł jednak dłoń.
— Rozumiem, że demony nie cieszą się najlepszą opinią — odparł sucho. — Ale stosujemy się do naszego prawa. Jeśli udowodnicie winę mojego podwładnego, poniesie konsekwencje.
Sposób zaakcentowania zdania nie pozostawiał wątpliwości, że szczerze w to wątpi. Nie był zachwycony, gdy zapoznał się z kontraktem, ale bez wątpienia zakładał, że uda się obronić rację Boruty.
— Zobowiązał się nie krzywdzić mojego rodu. Z chwilą, gdy to zrobi, kontrakt miał ulec zerwaniu — przypomniał Nick, nie pozwalając nikomu innemu wejść sobie w słowo. — I nie ma prawa dalej nawiedzać rodziny. Zamordował wszystkich, a także ludzi z wioski. Przez lata polował na mnie. Trudno o wyraźniejszy dowód.
— Według kontraktu mam otrzymywać ofiary ze zwierząt zarówno za sam kontrakt, jak i za przysługi. I pobierać odsetki, jeśli nie otrzymam odpowiednio szybko zapłaty — odparł gładko. — Ludzie lubią się wznosić ponad świata krawędzie i zapominają, jak bolesne mogą być upadki. Biologia zaprzecza, byście byli czymś ponad to. Stwierdził to jeden z twoich dziadów, Nicolasie. Swoją drogą, twój imiennik, o ile dobrze pamiętam — wysiliłam pamięć. Spróbowałam przywołać obraz kart kroniki, którą przeglądałyśmy z Sophie na samym początku pobytu w Ravenglen i przypomniałam sobie, że jedną z pierwszych zmarłych przedwcześnie osób był właśnie mężczyzna o tym imieniu: Nicolas Johan Verdam. — Ambitny był z niego człek, niemal jak z Theodorusa, i sam zaoferował mi, bym przyjął ofiarę z jednego ze swoich wrogów politycznych. Stawka była przecież wielka, miał szansę zostać jednym z doradców króla, chciał mnie zatem odpowiednio wynagrodzić. Musiałem się do tego zadania bardzo wysilić, by wszystko przebiegło pomyślnie. To były lata, kiedy wasz ród miał szansę wejść na sam szczyt, i niektórym bardzo zależało na tym, by upewnić się, że im pomogę. Co, rzecz jasna, zamierzałem zrobić...

nawiązań do Fausta i Dziadów ciąg dalszy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz