To
był spokojny dzień, wzorcowy wręcz - wypełniony nieszkodliwą rutyną, codziennymi
obowiązkami, głównie polegającymi na rozniesieniu paru mniej znaczących
wiadomości po okolicy, z czym spokojnie zdążyła sobie poradzić do
wczesnego popołudnia. Nic nie stało też na przeszkodzie - może oprócz
wizji spotkania demona - by pójść do biblioteki, wypożyczyć książkę i
zaszyć się w swoim pokoju, zwłaszcza że jesienne niebo nie zachęcało do
zbyt długiego wałęsania się po rozmokłych drogach. Na szafce ułożyła
nawet wciąż ciepłe pączki z nowym nadzieniem różanym, które to obiecała
sobie zanieść do Sophie, gdy wybije kawowa godzina, póki co nie chciała
jednak przeszkadzać alchemiczce w jej pracy.
Innymi słowy, Kukume paskudnie się nudziła.
Dlatego
gdy rozległo się pukanie do jej drzwi, zjawisko wcale nie tak częste,
nie żal jej było odłożyć ledwo co napoczętą książkę. Możliwe, że nawet
nie włożyła między kartki zakładki, bo i fabuła niespecjalnie ją
zainteresowała, nawet jeśli lubiła dzielnie przedzierać się przez choćby
najgęstsze chaszcze nieudolnych zdań, by spróbować odnaleźć tam cenną
myśl, a może po prostu to coś, co zapamiętać należało, skoro autor uznał
za konieczne spisanie tego i wydanie.
Otworzyła
drzwi, nim jednak zdążyła niespodziewanego gościa powitać, zachęcić do
przekroczenia skromnych progów lub zwyczajnie mu się przyjrzeć,
mężczyzna otworzył usta, niemal na jednym wdechu przedstawiając całą
sprawę.
Działalność
archiwistyczna gildii. Nie umiała wymyślić żadną miarą, co z
nieszczęsnym archiwum jej osoba może mieć wspólnego, tym bardziej skoro
problem najwyraźniej był na tyle naglący, że wymagał osobistej wizyty
historyka. Ale doświadczenie podpowiadało jej, że za pozornie
skomplikowanymi pytaniami i niejasnymi pojęciami kryć się mogły sprawy
zupełnie proste, których z jakiegoś powodu ktoś nie chciał wyłuszczyć na
samym początku. Całość jednak skomentowała tylko leciutkim uniesieniem
brwi, skoro James i tak wydawał się być wystarczająco speszony. Znała go
póki co tylko z widzenia, ale zdążyła go w jakiś przedziwny sposób
polubić - miał spokojną aurę kontrastującą ze słusznym wzrostem, trochę
jak pewien znany jej staruszek.
Czy ma pani chwilę?
Słysząc tą formułkę, wargi odruchowo powędrowały w górę, zwrot bowiem
nieodmiennie kojarzył się Kukume z wędrownymi sprzedawcami, którym
konkurencja na targu do gustu nie przypadła i woleli wędrować od drzwi
do drzwi, by przedstawić gospodarzowi swoje towary. Od czasu do czasu
mogła nawet podziwiać, jak szybko potrafili biegać, gdy właściciel,
przywiązany do swojej prywatności i przestrzeni, postanowił poszczuć
delikwenta psami. Niemniej, słowa same w sobie były miłe, nawet bardzo,
kobieta nie miała żadnego powodu, by historyka postraszyć groźnymi kłami
pupili, i to nawet nie głównie dlatego, że takowych nie posiadała.
―
Witam ― westchnęła krótko, usunęła się z przejścia i oszczędnym gestem
wskazała, by wszedł. ― Proszę, nie będziemy przecież rozmawiać na
korytarzu.
Przymknęła
za nimi drzwi, rozejrzała się, co może zaproponować na urozmaicenie
wizyty, niemniej przygotowana nie była żadną miarą - dopóki jej wzrok
nie padł na pączki. Na pewno miała też dzbanek wody, przy odrobinie szczęścia może i drugą szklankę.
― Proszę się częstować. Jeden warunek ― uniosła palec ― żadna pani. Kukume naprawdę wystarczy.
Jej
wzrok ześlizgnął się na chwilę, spoczął na trzymanej przez Jamesa
książce. Skrawki okładki wyglądające spomiędzy długich palców zbyt wiele
jej nie mówiły, być może zresztą przedmiot z celem wizyty niewiele miał
wspólnego, a nawet jeśli, prędzej czy później się o tym dowie.
Sama zajęła zatem miejsce na krześle, splotła palce na udach i nawet przez sekundę czy dwie utrzymała kontakt wzrokowy.
― Zatem w czym mogę pomóc, jeśli mogę spytać? ― zachęciła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz