wtorek, 30 listopada 2021

Od Kukume cd. Jamesa

To był spokojny dzień, wzorcowy wręcz - wypełniony nieszkodliwą rutyną, codziennymi obowiązkami, głównie polegającymi na rozniesieniu paru mniej znaczących wiadomości po okolicy, z czym spokojnie zdążyła sobie poradzić do wczesnego popołudnia. Nic nie stało też na przeszkodzie - może oprócz wizji spotkania demona - by pójść do biblioteki, wypożyczyć książkę i zaszyć się w swoim pokoju, zwłaszcza że jesienne niebo nie zachęcało do zbyt długiego wałęsania się po rozmokłych drogach. Na szafce ułożyła nawet wciąż ciepłe pączki z nowym nadzieniem różanym, które to obiecała sobie zanieść do Sophie, gdy wybije kawowa godzina, póki co nie chciała jednak przeszkadzać alchemiczce w jej pracy.
Innymi słowy, Kukume paskudnie się nudziła.
Dlatego gdy rozległo się pukanie do jej drzwi, zjawisko wcale nie tak częste, nie żal jej było odłożyć ledwo co napoczętą książkę. Możliwe, że nawet nie włożyła między kartki zakładki, bo i fabuła niespecjalnie ją zainteresowała, nawet jeśli lubiła dzielnie przedzierać się przez choćby najgęstsze chaszcze nieudolnych zdań, by spróbować odnaleźć tam cenną myśl, a może po prostu to coś, co zapamiętać należało, skoro autor uznał za konieczne spisanie tego i wydanie.
Otworzyła drzwi, nim jednak zdążyła niespodziewanego gościa powitać, zachęcić do przekroczenia skromnych progów lub zwyczajnie mu się przyjrzeć, mężczyzna otworzył usta, niemal na jednym wdechu przedstawiając całą sprawę.
Działalność archiwistyczna gildii. Nie umiała wymyślić żadną miarą, co z nieszczęsnym archiwum jej osoba może mieć wspólnego, tym bardziej skoro problem najwyraźniej był na tyle naglący, że wymagał osobistej wizyty historyka. Ale doświadczenie podpowiadało jej, że za pozornie skomplikowanymi pytaniami i niejasnymi pojęciami kryć się mogły sprawy zupełnie proste, których z jakiegoś powodu ktoś nie chciał wyłuszczyć na samym początku. Całość jednak skomentowała tylko leciutkim uniesieniem brwi, skoro James i tak wydawał się być wystarczająco speszony. Znała go póki co tylko z widzenia, ale zdążyła go w jakiś przedziwny sposób polubić - miał spokojną aurę kontrastującą ze słusznym wzrostem, trochę jak pewien znany jej staruszek.
Czy ma pani chwilę? Słysząc tą formułkę, wargi odruchowo powędrowały w górę, zwrot bowiem nieodmiennie kojarzył się Kukume z wędrownymi sprzedawcami, którym konkurencja na targu do gustu nie przypadła i woleli wędrować od drzwi do drzwi, by przedstawić gospodarzowi swoje towary. Od czasu do czasu mogła nawet podziwiać, jak szybko potrafili biegać, gdy właściciel, przywiązany do swojej prywatności i przestrzeni, postanowił poszczuć delikwenta psami. Niemniej, słowa same w sobie były miłe, nawet bardzo, kobieta nie miała żadnego powodu, by historyka postraszyć groźnymi kłami pupili, i to nawet nie głównie dlatego, że takowych nie posiadała.
― Witam ― westchnęła krótko, usunęła się z przejścia i oszczędnym gestem wskazała, by wszedł. ― Proszę, nie będziemy przecież rozmawiać na korytarzu.
Przymknęła za nimi drzwi, rozejrzała się, co może zaproponować na urozmaicenie wizyty, niemniej przygotowana nie była żadną miarą - dopóki jej wzrok nie padł na pączki. Na pewno miała też dzbanek wody, przy odrobinie szczęścia może i drugą szklankę.
― Proszę się częstować. Jeden warunek ― uniosła palec ― żadna pani. Kukume naprawdę wystarczy.
Jej wzrok ześlizgnął się na chwilę, spoczął na trzymanej przez Jamesa książce. Skrawki okładki wyglądające spomiędzy długich palców zbyt wiele jej nie mówiły, być może zresztą przedmiot z celem wizyty niewiele miał wspólnego, a nawet jeśli, prędzej czy później się o tym dowie. 
Sama zajęła zatem miejsce na krześle, splotła palce na udach i nawet przez sekundę czy dwie utrzymała kontakt wzrokowy.
― Zatem w czym mogę pomóc, jeśli mogę spytać? ― zachęciła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz