piątek, 12 listopada 2021

Od Serafina cd. Isidoro

― O tym, że od dłuższego czasu naszą wioskę nęka nieszczęście i pech, wiedzą już chyba wszyscy ― zaczął ostrożnie łowca, zerkając co chwilę na milczącego starszego. ― Tamci ludzie, o których rozmawialiśmy wcześniej… obiecali dużo, ale i dużo zabrali. Nie podali się może za wysłanników bogów, jak wy, ale gładkim słowem i słodkimi obietnicami uśpili czujność naszych szamanów. Wstyd przyznać, ale nawet mądrość naszego starszego okazała się niewystarczająca, by przejrzeć ich serca i odgadnąć intencje.
Serafin uśmiechnął się. Brzydko, z politowaniem, jakby wysłuchiwał jakiejś ckliwej bajki o tym, że dobro zawsze zwycięża i tak dalej i tak dalej. Zerknął na swoje szpony, politowanie zastąpił błysk samouwielbienia. Złoto w świetle ogniska wyglądało naprawdę ładnie.
― Cóż ― odezwał się czarodziej, nie czekając nawet aż łowca skończy wywód. ― Może pora zmienić starszego ― zasugerował obojętnie, szpony lekceważąco przecięły powietrze. Isidoro uparcie wpatrywał się w rondel. W powietrzu wisiała katastrofa.
Łowca spochmurniał, jego spojrzenie nabrało ostrości. Wódz burknął coś nie do końca zrozumiałego, szturchnął podwładnego w ramię, ewidentnie niezadowolony, gotów wszcząć awanturę w chacie, a obcych oskórować. Astrolog, gotów by interweniować, pozostał jednak na miejscu, choć niepokój czający się w jasnobłękitnych oczach mówił bardzo wiele na temat tego, jakie myśli kłębią się teraz w jego głowie.
― Jednakże ― Serafin podniósł się płynnie z zajmowanego miejsca na podłodze, strzepnął przyklejony do materiału płaszcza mokry kurz. ― Jako boscy wysłannicy możemy pomóc, a starszego zmieniać nie trzeba będzie ― w ciemnych oczach zatańczyły złote iskry. Książę zbliżył się do miejscowych, pochylił się, lewą dłonią dotknął ramienia łowcy, prawa spoczęła na bogatym naramienniku wodza. Uśmiechnął się nawet, a w półmroku chaty i w świetle niewielkiego ogniska, uśmiech ten wyglądał upiornie.
― Udowodnijcie ― burknął łowca, zerknął kątem oka na złote szpony, jakby bał się, że lada moment czarodziej wbije mu je boleśnie w ramię. ― Drugi raz oszukać się nie damy.
Isidoro nieznacznie pokręcił głową, Serafin spojrzał na niego z ukosa, ale tego, co planował powiedzieć, finalnie nie powiedział. Drobna interwencja ze strony astrologa wystarczyła, by czarodziej przypomniał sobie co tak właściwie mieli tu zrobić. Prócz milczącego porozumienia, książę wyczytał z miny Isidoro coś jeszcze.
― Ty już widziałeś co potrafię ― mruknął w stronę łowcy, przeniósł spojrzenie na starszego. ― Ty nie. Ale nie będę drugi raz nadużywał boskiej mocy. Poza tym, o wielki wodzu, tobie przeznaczona jest rzecz większa i lepsza.
Jeśli istniała na tym świecie osoba, która potrafiła kogoś potencjalnie obrazić nazywając go „wielkim”, to na pewno był to Serafin, choć trzeba przyznać, czarnoksiężnik wyjątkowo starannie ukrył tym razem zażenowanie sytuacją i rozczarowanie swoją rolą w tym marnym przedstawieniu.
Cofnął dłonie, szerokim gestem zaprosił starszego bliżej, prosto do Isidoro. Starszy człowiek posłał mu nieufne, kose spojrzenie, obejrzał się na łowcę. Ten wzruszył ramionami, bo o wyczynach Serafina z ogniem wspominał wodzowi już wcześniej i trudno było nagle zaprzeczyć, uznać całą tamtą sytuację za nieprawdziwą.
Astrolog pozbierał się z ziemi, podszedł bliżej, uśmiechnął się ciepło i przekonywująco. Starszy przyjrzał mu się podejrzliwie, nerwowym gestem przeczesał długą brodę. Wbrew temu, co zamierzał jeszcze chwilę temu, nie odszedł i nie kazał wezwać wojowników. Wyglądało na to, że niewyjaśniona moc zdolna oswoić niektóre tygrysy lub krokodyle zadziałała i na starszego.
― Czy mogę? ― spytał Isidoro, gestem wskazując na dłoń starszego. Ten uniósł niepewnie rękę, pozwolił się dotknąć. Astrolog ostrożnie, z pewną dozą delikatności, odwrócił dłoń wierzchem do dołu, przyjrzał się przecinającym skórę liniom, które tylko dla niego miały sens. Zamyślił się, palcami dotknął brody.
Serafin czekał, gotów w razie czego uskutecznić jeszcze jedną, jarmarczną sztuczkę. Tak w ramach pokuty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz