poniedziałek, 1 listopada 2021

Od Ayrenn cd. Antaresa

Ayrenn nabrała powietrza w usta, policzki zaróżowiły się niebezpiecznie. Z ludzkim lekceważeniem mierzyła się nie raz i nie dwa, całe dziesięciolecia doświadczeń powinny sprawić, że będzie jej z tym prościej. Że na przykre uwagi odszczeknie się czymś podobnym, ewentualnie od razu podbije oko. Niestety, mimo przeszło dwóch wieków na karku, wciąż nie potrafiła się skutecznie bronić przed słowami. W tej chwili pożałowała, że Cervan nie wysłał z nimi kogoś bardziej wyszczekanego; Małgorzatę może, ona to odrzuciłaby warkocz przez ramię i już miałaby gotową odzywkę. Albo Tallulę, czarownica w trymiga ustawiłaby starszego i całą wioskę do pionu. Na bogów, nie pogardziłaby w tym momencie nawet towarzystwem Serafina, choć wykonywanie z nim misji w wiosce pełnej osób niemagicznych byłoby raczej wysoce ryzykownym interesem, o ile nie podchodziłoby pod celowe narażanie ludzi na utratę zdrowia lub życia.
Takie o, jak pan raczył zauważyć, też należą do Gildii, więc jesteśmy równie wartościowi co pomoc posyłana gdzie indziej ― wtrąciła chłodno, zsunęła się z grzbietu Bambiego. Jeleń stuknął racicą w uklepaną drogę, gotów brać na rogi każdego, kto będzie elfkę źle traktował.
― Ty nie masz ręki ― parsknął Billy, zawtórował mu złowrogi pomruk trzech mężczyzn czających się przy wozie z workami zboża ― a ten to ledwo trzyma się na koniu. Czym wy się w ogóle w tej gildii zajmujecie, hę?
― Ja jestem magiem. ― Chłodny turkus mignął niebezpiecznie, magiczne ramię nieznacznie rozmyło się pod wpływem podmuchu cieplejszego wiatru. Słowo „mag” zdawało się nieco uspokoić obawy mieszkańców, sam Billy spojrzał na nią jakby mniej pogardliwie. Ale Ayrenn, nieobyta zbytnio w sztuce gaszenia konfliktów w rozmowie, nie wyczuła, że lepiej byłoby najpierw dać się Antaresowi wykazać, a dopiero potem go przedstawiać. ― Antares jest rycerzem.
Starszy wioski znów ryknął śmiechem i aż się zgiął z tego wszystkiego w pół. Dźwięk siekiery rozłupującej drwa ustał, czułe, elfie ucho wychwyciło kroki kierowane w ich stronę. Świetnie, kolejny do kolekcji.
― Na bogi, słyszałeś, Lenny? Kurwa, rycerzem! ― Billy nadal nie mógł przetrawić tego faktu, Antares w tym czasie zdążył zsunąć się z Favellusa na ziemię. Wylądował miękko na drodze, nogi delikatnie ugięły się, amortyzując nagłe dociążenie przez pełen osprzęt, jaki mężczyzna na sobie miał.
― Skoro się panu nie podoba, to niech pan pisze do mistrza ― fuknęła elfka, podchodząc bliżej ― na pewno będzie bardzo ciekawy powodu odrzucenia pomocy, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nawet nie chce pan tej pomocy przyjąć, by potem oceniać!
― Nie mam powodu sądzić, że cokolwiek potraficie! ― ryknął Billy, ostro gestykulując w stronę wozów. ― Może jeszcze ty z tą całą pierdoloną magią, ale ten wypłosz?!
Antares w tym czasie zdjął okulary i schował je do sakwy przywiązanej do siodła. Podszedł do jednego z wozów, obszedł go dookoła i uważnie mu się przyjrzał. Dłoń spoczęła na drewnie fury, palce mocniej zapoznały się z chropowatą powierzchnią materiału. Rycerz zacisnął wargi w wąską kreskę i po prostu zrobił to, co do niego należało. Użył magii w tylko sobie znany sposób, wzmocnił ciało, wgramolił się pod wóz i po prostu dźwignął go na plecach, razem z całą zawartością.
Ayrenn, będąca już w środku ostrej kłótni ze starszym, nawet nie zauważyła jak reszta wioski pomilkła. Billy też umilkł, spoglądał jej przez ramię, pobladł nawet nieco.
― I co? I zabrakło panu argumentów! ― tryumfalnie uznała elfka, klasnęła w dłonie. Odwróciła się, brązowy płaszcz zawirował wokół jej postaci. Ale kontynuacji myśli nie było, bo tak jak wszystkim w wiosce opadła szczęka, tak i opadła ona elfce, która choć w siły towarzysza i pochowane asy w rękawie nie wątpiła, to na pewno nie spodziewała się tego.
― Ja cię pierdolę ― mruknął Johhny, ściągając z łysej głowy beret. Oczy świeciły mu się, błyszczały, a wgapiał się w niknący w spichlerzu wóz jak sroka w gnat.
― Jeszcze jakieś wątpliwości? ― Ayrenn obejrzała się na mężczyznę, ale ten pokręcił głową. Magia przepłynęła w powietrzu, łagodną falą zebrała cztery beczki z solonym mięsem i lewitując je w równym rządku, zabrała w głąb budynku.
Billy pokręcił głową.
― Świetnie. To teraz pokażcie nam w czym możemy się przydać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz